Dorobić się w kapitalizmie

Dziś odejdziemy chwilowo od bieżących wydarzeń politycznych i skupimy się na kwestii społecznej, a ściślej rzecz ujmując, społeczno-ekonomicznej.
Otóż, zewsząd słyszymy, że aby czegoś się dorobić, trzeba pracować, najlepiej ciężko. Dalej, kapitalistyczna propaganda wmawia nam, iż w systemie owym możemy być, kim chcemy, osiągnąć jesteśmy w stanie dosłownie wszystko, Bóg wie, jakie majątki, pod warunkiem, że ciężko na to pracujemy i jesteśmy odpowiednio zaradni. No to popatrzmy, jak to z tym dorabianiem się faktycznie jest.
Obiektywnie, aby coś w życiu osiągnąć, zrealizować jakiś cel, rzeczywiście trzeba włożyć w to swoją aktywność, czyli pracę. Oczywiście, rzecz cała zależy również od talentów, umiejętności; jeżeli ktoś nie ma uzdolnień w jakiejś dziedzinie, to choćby zaharował się na śmierć, nie osiągnie w niej nic szczególnego. Z drugiej strony, nawet największy talent bez pracy się nie rozwinie (identycznie, jak w ewangelicznej przypowieści).
Wszyscy też możemy wskazać przykłady ludzi, jacy osiągnęli sukces w takiej czy innej dziedzinie (zawodzie, twórczości literackiej bądź artystycznej, sporcie, itd.) dzięki umiejętnościom i ciężkiej harówie. Niby osób takich jest niemało, niemniej jednak w skali świata stanowią oni raczej wyjątki niż regułę. Znacznie więcej ludzi, mimo swoich talentów i pracy włożonej w ich pomnożenie, nie osiąga nic, a często musi podjąć się zajęć niemających nic wspólnego z ich zainteresowaniami, pasjami czy umiejętnościami. Regułą jest raczej to, że człowiek swojego talentu, mimo starań, rozwinąć nie może. Na przeszkodzie stoi bowiem nieludzki system kapitalistyczny i jego patologiczne prawidła.
Niedawno pisałem o badaniach przeprowadzonych w państwach OECD, z których wynika, iż awans społeczny w większości z nich (a są to bezwyjątkowo kraje kapitalistyczne!) jest… no, może nie niemożliwy, ale z pewnością nader utrudniony. Dzieje się tak między innymi dlatego, że kapitalizm jest systemem, który od ludzi zawsze wymaga, a bardzo rzadko daje cokolwiek w zamian za zaspokojenie tychże wymagań. I nie ma tu większego znaczenia, czy jesteś pracownikiem najemnym (czyli robotnikiem, inaczej proletariuszem), prywatnym przedsiębiorcą, twórcą lub artystą czy kimkolwiek innym. Zawsze musisz „dawać z siebie wszystko”, poświęcać życie prywatne na rzecz zawodowego i robić inne rzeczy, jakie nakazuje system i jego propaganda. Rzekomo wtedy i tylko wtedy masz szansę się dorobić.
Niestety, w kapitalizmie występuje zjawisko akumulacji kapitału, które polega w skrócie i uproszczeniu na tym, że ci, co już są bogaci, bogacą się dalej, kosztem całej reszty ludzkości, częstokroć blokując – chociażby poprzez powszechny wyzysk – innym ludziom możliwość zwiększenia stanu posiadania. Wejść do tegoż szczęśliwego grona jest nader trudno, gdyż rynek pozostaje w znacznej mierze zaklajstrowany. Trzeba więc być i geniuszem, i szczęściarzem – geniuszem, żeby wymyślić coś, co może się sprzedać, i szczęściarzem, by to coś zyskało popularność; gdyby taki na przykład Facebook nie spodobał się milionom internautów na całym świecie, jego twórcy nie byliby miliarderami, lecz zasuwaliby za najpewniej marne pieniądze gdzieś w jakieś korporacji informatycznej. Albo trzeba być krewnym lub znajomym królika – wówczas żaden wysiłek potrzebny nie jest.
Ciężka praca sama w sobie nic tu nie pomoże. Zdecydowana większość obywateli państw kapitalistycznych, pracując, a raczej harując, dorobi się jedynie licznych schorzeń (szczególnie zawodowych, wynikających ze złych warunków pracy i przemęczenia), niekiedy kalectwa, a i depresja połączona z myślami samobójczymi jest coraz częstsza (kapitalizm rozbudza w nas pragnienia konsumpcyjne, których z powodu niskich zarobków nie jesteśmy w stanie zaspokoić, co w połączeniu z przepracowaniem prowadzi do załamania psychicznego). Jeśli zaś w danym kraju wprowadzono, jak w Polsce, neoliberalny model gospodarczy, wówczas spada stabilność zatrudnienia oraz zarobki, co powoduje, że aby się w ogóle utrzymać, musimy harować coraz ciężej, podejmując byle jaką robotę, a swoje aspiracje i cele inne niż samo tylko utrzymanie odłożyć na bok, zdolności zaś nie jesteśmy w stanie uzewnętrznić.
W kapitalizmie najczęściej dorabiamy się więc: chorób fizycznych i psychicznych, stresu, zwyrodnień kostnych („pracuj, pracuj, a garb ci sam wyrośnie” - jakże słuszne przysłowie), bólu poszczególnych części ciała. Naszym życiowym dorobkiem będzie zawał lub wylew, a z powodu ogólnego osłabienia organizmu i nowotwór złośliwy szybciej się rozwinie…
Tymczasem na naszej ciężkiej harówie, i ciężkiej harówie milionów nam podobnych osób, dorobi się, rzecz jasna gigantycznego majątku, prywatny właściciel środków produkcji, czyli kapitalista, akcjonariusz jakiegoś wielkiego koncernu. Tak więc, my zostaniemy z zawałem, a kapitalista – z miliardami na koncie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor