O co walczyć?
Rząd chwali się, jakie to kwoty przeznacza – z naszych pieniędzy, oczywiście – na zbrojenia. Warto zaznaczyć, że środki te w znikomym jeno zakresie idą na rozwój polskiej myśli technicznej; za większość kupujemy sprzęt, z którego w razie czego Wojsko Polskie będzie mogło skorzystać WYŁĄCZNIE za zgodą USA. Serio. To tak, jak gdyby kupić samochód, ale pod warunkiem, że jego sprzedawca zachowa dla siebie kulczyki/kartę zapłonową i użyczy je(ą), jeśli będzie miał na to ochotę. Niezbyt dobra inwestycja, prawda? No, ale przypomnę, że rządzą nami solidaruchy, czyli marionetki Waszyngtonu oraz amerykańskich koncernów i korporacji; nieważne, czy posługują się logiem PO, czy PiS-u.
Kończąc dygresję, już teraz coraz wyraźniej widać, że owe zbrojenia oznaczały będą rekordowe zadłużenie Polski (długi Gierka, częściowo umorzone, a częściowo spłacone, to przy tym pryszcz), jak również konieczność zmniejszenia wydatków budżetowych w innych sektorach. Czyli mniej kasy będzie na politykę społeczną, między innymi; przypomnijmy sobie osławioną wypowiedź premiera Donalda Tuska o asystencji osobistej. Innymi słowy, poziom życia się obniży po to, aby politycy mogli wydać naszą forsę na sprzęt, z którego armia w razie potrzeby nie skorzysta.
A nawet, gdyby uzyskała pozwolenie na skorzystanie z niego, to…
No właśnie. Zbrojenia – służące zyskom amerykańskich, koreańskich i innych koncernów – uzasadniane są tym, że jakoby zagraża nam wojna. Rosja bowiem już, już szykuje się do ataku na (k)raj nad Wisłą… chociaż zdecydowanie nic nie wskazuje na to, by miała to być agresja militarna; jeśli już, to należy skupić się na obronie przed rosyjskim wywiadem (faktycznie jest niebezpieczny) i rosyjskimi trollami internetowymi, nie wspominając o pożytecznych idiotach cara Władimira, których po prawej stronie sceny politycznej jest wielu. Innym zagrożeniem ma być Iran, który jakoby chce zaatakować cały świat zachodni; tymczasem nie ma po temu środków, a co więcej, sam jest zagrożony przez Izrael, Arabię Saudyjską oraz USA.
Militarnego zagrożenia dla Polski zatem nie ma, wojenna histeria za to jest, oczywiście służąca celom wyżej wskazanych zagranicznych koncernów zbrojeniowych. Czymś trzeba straszyć społeczeństwo, żeby uzasadnić wydawanie jego pieniędzy. W dodatku, jak zauważyłem, bezsensowne.
Załóżmy jednak, że (k)raj nad Wisłą faktycznie stałby się ofiarą agresji zbrojnej. Czy wówczas byłoby czego bronić?
Nie sztuką bowiem jest wydawanie ogromnych środków na zbrojenia (II RP też je wydawała, ale były marnotrawione, przez co po 1 września 1939 roku Wojsko Polskie było bez szans, zwłaszcza z głupimi dowódcami, takimi jak Rydz-Śmigły). Sztuką jest zapewnić w państwie taki poziom życia, którego obywatele sami będą chcieli bronić przed wrogiem.
Tymczasem na tym polu kapitalistyczna III RP leży i kwiczy. Wprawdzie bezrobocie mamy obecnie stosunkowo niskie… lecz szybko wzrośnie, bo polska gospodarka ściśle powiązana jest z zachodnią, głównie niemiecką, ta zaś pogrąża się w coraz głębszym kryzysie. Jednakże nawet osoby pracujące mają rosnące problemy z utrzymaniem odpowiedniego poziomu życia. Zarobki bowiem, choćby były nominalnie wysokie, przestają wystarczać wobec inflacji i rosnących kosztów utrzymania, takich jak rachunki czy różne opłaty. Bardzo drogie są także usługi publiczne, że wymienię żłobki i przedszkola. Polityka społeczna – w tym zwłaszcza programy typu Aktywny Rodzic, których nie byłoby, gdyby nie udział Lewicy w koalicji rządowej – jedynie częściowo odciąża obywateli pieniężnie. Kuleje transport publiczny; co prawda, kolej dość fajnie się rozwija (dzięki unijnym pieniądzom, ma się rozumieć), lecz połączeń autobusowych wciąż jest zdecydowanie za mało, przeto ludzie, głównie z mniejszych miejscowości, skazani są na poruszanie się własnymi samochodami w celu dojazdu do pracy, co pociąga za sobą większe wydatki, niż przy korzystaniu z komunikacji zbiorowej. Publiczna opieka zdrowotna – z powodu złego systemu finansowania, o czym wielokrotnie pisałem – jest niewydolna, co zmusza niejednego pacjenta do korzystania z prywatnej, czyli uszczuplania domowego budżetu o ciężkie pieniądze. A i ci, co leczą się w ramach usług NFZ-owskich, bulą za leki, które refundowane są w zdecydowanie zbyt małym zakresie – wina PiS-u.
Innymi słowy, nie zarabiamy zbyt dużo (dzięki wielkie, solidaruchy!), a w dodatku obciążeni jesteśmy nadmiernymi wydatkami. To wszystko obniża poziom życia większości społeczeństwa, coraz częściej drastycznie. I każe postawić pytanie, czy w razie czego za coś takiego, za trud i beznadzieję warto byłoby walczyć?
Jeżeli większość społeczeństwa odpowie, że nie, nawet rekordowe wydatki na zbrojenia nie pomogą.
Pamiętajmy też, że wszystkie wojny wywołują kapitaliści dla swoich celów. Proletariat ma z nich jedynie cierpienie i śmierć, a to, która strona zwycięża, nie zmienia nic, bowiem wyzysk zawsze jest ten sam.
Komentarze
Prześlij komentarz