Lewica i PiS bis
Pół kadencji za nami, toteż koalicja rządowa chwali się swoimi osiągnięciami. Tylko, czy jest co świętować?
Cóż, pewne powody do zadowolenia ma Lewica, spośród bowiem koalicyjnych ugrupowań to ona próbuje coś pozytywnego robić, wykorzystując całą (wąską, niestety) przestrzeń decyzyjną, jaką pozostawili jej prawicowi, konserwatywni, i klerykalni koalicjanci. Na liście jej osiągnięć znaleźć można m.in.: rentę wdowią, pilotażowy program skrócenia czasu pracy (obejmie więcej przedsiębiorstw, niż pierwotnie planowano), ustawę mieszkaniową, program Aktywny Rodzic, Wigilię Godów/Bożego Narodzenia/Solstycjów wolną od pracy, wydłużenie urlopów dla rodziców wcześniaków, rozwój budownictwa akademików studenckich, rozbudowę kolei dalekobieżnej, aplikację mObywatel (co prawda, nie korzystam, toteż nie wiem, ile jest warta, ogólnie jednak popieram cyfryzację), ustawę o wliczeniu do stażu pracy umów zlecenia i prowadzenia jednoosobowej działalności gospodarczej, projekt ustawy o zakazie niewolnictwa w postaci bezpłatnych staży (akurat sukces, o ile wejdzie w życie, lewicowej młodzieżówki), przywrócenie finansowania in vitro (inni koalicjanci też zaliczają to na plus), ustawę o zawodzie psychologa, przeznaczenie większych środków na walkę z przemocą domową, podwyższenie zasiłku pogrzebowego z czterech do siedmiu tysięcy złotych (i tak jest zbyt niski, biorąc pod uwagę obecne koszta, no i przydałaby się wreszcie możliwość rozsypywania prochów), ustawę o jakości wody pitnej i kilka jeszcze innych rzeczy. Jasne, można byłoby lepiej; zwłaszcza ustawa o osobach bliskich to w kwestii legalizacji związków partnerskich wprawdzie krok naprzód, ale zbyt krótki.
Biorąc jednak pod uwagę, że reszta ekipy rządowej, czyli Platforma/Koalicja Obywatelska (właśnie szykuje się do pochłonięcia przystawek w postaci Nowoczesnej i Inicjatywy Polskiej), Polskie Stronnictwo niezbyt Ludowe oraz Polska 2050 to prawicowi klerykałowie, wsteczni, a w przypadku PO/KO i PSL-u coraz mocniej nachylający się w stronę faszyzmu, i tak jest nieźle; dobrze, że Lewica w ogóle cokolwiek przeforsowała, bo wyraźnie widać, że reszta koalicjantów staje okoniem.
Trzeba sobie powiedzieć wprost, że gdyby nie Lewica – i niedawno mianowany minister sprawiedliwości, Waldemar Żurek – rząd Donalda Tuska niczym nie różniłby się od PiS-owskich poprzedników. Robi bowiem wszystko, by nie ruszyć praw kobiet czy osób LGBT+; gdyby nie Lewica, tematy owe nie byłyby nawet dyskutowane. Jest antyspołeczny pod względem gospodarczym; dobrze, że Agnieszka Dziemianowicz-Bąk z Lewicy jest ministrą pracy i polityki społecznej, inaczej nie byłoby nawet oskładkowania umów zlecenie ani wliczenia ich do stażu pracy, o wydłużeniu urlopów czy wolnych Wigiliach nie wspominając. Rasizm, ksenofobia, kłanianie się skrajnej prawicy? Są jak najbardziej, zwłaszcza w wykonaniu PO i PSL-u. Pogarda dla obywateli (Tusk, Sikorski), szczególnie mniej zamożnych, jest bardzo wyraźna. Uleganie kapitalistom to norma. Podobnie rzecz się ma z marionetkowością wobec USA, a ostatnio także Izraela. No i ten paskudny militaryzm…
Mówiąc krótko, mamy Lewicę i PiS bis. Czyli to, czego spodziewałem się od samego początku. Najgorzej, że nie przerwano popełniania zbrodni na granicy polsko-białoruskiej, a wręcz jeszcze zwiększono jej skalę.
W sumie, nic dziwnego, że nawet rozliczanie PiS-owskich przestępstw oraz niszczenia przez tę mafię/sektę państwa i prawa idzie bardzo opornie. Donald Tusk wyraźnie nie chce zmieniać nic na lepsze, robi za to wszystko, aby Kaczyński Jarosław odzyskał władzę. Poza tym, widać, że obecny premier pragnie, aby Polska pozostała zacofanym, klerykalnym zaściankiem Europy i świata, zarazem rezerwuarem taniej siły roboczej dla globalnych koncernów i korporacji.
Lewica usiłuje mu w tym przeszkadzać. Dlatego jest jedynym ugrupowaniem z koalicji rządowej, na które warto głosować, mimo iż pozostaje daleka od ideału.
Komentarze
Prześlij komentarz