Na fundamencie krwi
Główne powody, dla których USA wspierają faszystowski Izrael, mają oczywiście charakter stricte biznesowy; chodzi przede wszystkim o zyski z handlu bronią oraz zakorzenienie wpływów korporacji zachodnich na Bliskim Wschodzie. Na to nakłada się polityczna chęć wbicia klina w świat islamski i podzielenia go… co się, niestety, udało.
Ale owa wzajemna sympatia między amerykańskim imperium, a jego (bodaj jedynym prawdziwym) sojusznikiem wynikać też może z pewnych powiązań mentalnych, biorących się z tego, że oba państwa mają podobną historię. I jedno bowiem, i drugie powstało na fundamencie krwi ludów podbitych oraz zniewolonych przez Europejczyków.
W przypadku Stanów Zjednoczonych chodzi oczywiście o rdzennych Amerykanów, przez stulecia mylnie nazywanych Indianami, niemal doszczętnie wybitych najpierw przez brytyjskich i, w mniejszym nieco stopniu, francuskich kolonizatorów, potem – w XIX wieku – przez niepodległe USA, które zdobywały zbrojnie kolejne terytoria na kontynencie północnoamerykańskim; te, które kupiły (Luizjana, Alaska), również zostały krwawo podbite i w znacznej mierze oczyszczone z miejscowej ludności czy to przez Francuzów, czy to przez Rosjan. Chodziło o ziemię, której nie dało się zająć w sposób inny, niż poprzez wymordowanie jej mieszkańców oraz bezwzględne podporządkowanie tych, co przeżyli. Warto zauważyć, że rdzennym Amerykanom przemocą narzucono kulturę europejskich kolonizatorów (identycznie rzecz miała się w Kanadzie, Meksyku czy państwach południowoamerykańskich, przy czym w tych ostatnich celowa rzeź miejscowej ludności była mniejsza; znacznie większe szkody poczyniły przywiezione przez Hiszpanów czy Portugalczyków choroby), w czym poczesny udział miały Kościoły protestanckie i katolicki. Dopiero w ostatnich latach – nader nieliczni wobec całego społeczeństwa – rdzenni Amerykanie upominają się o swoje prawa i zdobywają przedstawicielstwo polityczne w Stanach Zjednoczonych, co wszelako odbywa się z wielkimi oporami ze strony tamtejszej prawicy.
Krew rdzennych Amerykanów stała się zatem fundamentem USA (i innych państw amerykańskich, ale dziś na Stanach się skupiamy). Nie tylko jednak ich, ponieważ fundament ów solidnie zasiliła też krew ludności czarnoskórej. Początkowo, przez stulecia, byli to niewolnicy sprowadzani z Afryki do brytyjskich i francuskich kolonii, później, aż do Wojny Secesyjnej, niewolnicy w niepodległych USA, zasuwający w wielkich latyfundiach białych posiadaczy ziemskich. Marli setkami tysięcy, a wręcz milionami zarówno w trakcie podróży, a raczej przewozu z Afryki, jak i w Ameryce z powodu wyjątkowo marnych warunków życia, skrajnego wyzysku oraz brutalnych represji stosowanych w ramach kary. Zniesienie formalnego niewolnictwa po Wojnie Secesyjnej częściowo poprawiło sytuację Afroamerykanów, ale aż do drugiej połowy XIX wieku w Stanach trwała segregacja rasowa (forma apartheidu!!!), w warunkach której osoby czarnoskóre miały o wiele gorszą pozycję pod każdym względem niż biali (warto dodać, że w tym czasie straszliwie wyzyskiwano również imigrantów z Dalekiego Wschodu, zwłaszcza Chińczyków, traktując ich de facto jako niewolników); byli także często mordowani przez Ku Klux Klan i jemu podobne organizacje. Do dziś równość rasowa w USA jest fikcją, a Afroamerykanie często są zabijani – w tym zwłaszcza przez policję – za sam jeno kolor skóry. Znacznie też częściej niż białych skazuje się ich na kary, w tym śmierci, za te same przestępstwa.
Izrael ma bardzo podobną, choć oczywiście znacznie krótszą historię. Państwo owo także przecież powstało w wyniku podboju – tym razem Palestyny – przez europejskich kolonizatorów, jacy przyjęli tożsamość żydowską i z czasem nawet sprowadzili prawdziwych Żydów oraz podporządkowali tych, co żyli w Palestynie jeszcze przed 1948 rokiem, kiedy to Izrael formalnie powstał. Podbój ten był, rzecz jasna, nader krwawy i polegał na masowym mordowaniu miejscowej ludności celem – tak jak w Ameryce Północnej – zajęcia tamtejszych ziem przez kolonizatorów. Obecne ludobójstwo w Strefie Gazy jest tylko jednym z wielu, acz pewnie zalicza się do najbardziej bestialskich. Ci Palestyńczycy, którzy (jeszcze, bo są plany całkowitej eksterminacji) przeżyli, poddani zostali segregacji rasowej – apartheidowi; nawet ci, co mają obywatelstwo izraelskie, traktowani są jako obywatele drugiej kategorii. Polityka władz Izraela wobec Palestyńczyków jest więc tożsama, z niewielkimi tylko modyfikacjami, z polityką władz amerykańskich – najpierw kolonialnych, później niepodległych – uskutecznianą przez stulecia wobec rdzennych Amerykanów i ludności czarnoskórej. Główna różnica sprowadza się w zasadzie do tego tylko, że w Izraelu nie było legalnego niewolnictwa. Poza tym, sytuacja Palestyńczyków jest nader podobna do tego, co od początku epoki kolonialnej spotykało rdzennych mieszkańców Ameryki i osoby czarnoskóre. W dodatku, i w amerykańskim, i w izraelskim przypadku winni są europejscy kolonizatorzy. Ci, co zajęli Amerykę, mordując jej pierwotnych mieszkańców oraz zniewalając przymusowych przybyszów z Afryki, powoływali się na religię, konkretnie na różne odłamy chrześcijaństwa. Propagandowym „uzasadnieniem” dla apartheidu i kolejnych ludobójstw w okupowanej Palestynie także jest religia, tyle że judaistyczna.
Takich podobieństw znaleźć można zapewne więcej. Zastanowić się więc należy, czy analogie historyczne nie doprowadziły do wyewoluowania takiej samej, zbrodniczej mentalności politycznej. Nie byłoby w tym nic dziwnego, skoro zarówno USA, jak też Izrael powstały na fundamencie krwi ludów podbitych i zniewolonych przez europejskich kolonizatorów.
Komentarze
Prześlij komentarz