Moda na słowiańskość

Dziś będzie o zjawisku, moim skromnym zdaniem, pozytywnym. Jest nim panująca w Polsce już od lat moda na słowiańskość.

Niektóre związane ze słowiańskością zjawiska wykraczają zresztą poza modę w rozumieniu kulturowym czy marketingowym. Chyba najlepszym przykładem jest rozwijające się rodzimowierstwo, czyli religia odwołująca się z przedchrześcijańskich kultów naszych przodków; powstają i zdobywają coraz więcej członków tego typu związki wyznaniowe, a organizowane przez nich obrzędy stają się zyskującymi na popularności wydarzeniami kulturowymi. Obecnie nie wyznaję wprawdzie żadnej religii, niemniej dla rodzimowierców żywię ogromny szacunek, ponieważ swoje wyznanie rozwijają poprzez ciężką pracę, pieczołowicie wygrzebując, analizując i ożywiając prasłowiańskie elementy, jakie zachowały się w folklorze lub zostały wchłonięte przez chrześcijaństwo.

Obok religii, mamy też wysyp – od internetu po literaturę – analiz i opracowań mitologii słowiańskiej. Coraz więcej osób zajmuje się jej badaniem oraz spisywaniem, co nie jest łatwe, bo źródeł zachowało się niewiele, te zaś, co dotrwały do naszych czasów, bywają niejasne, a nawet wzajemnie sprzeczne. Niemniej, ta sfera poznawcza sukcesywnie się rozwija i przybywa ludzi, którzy są nią autentycznie zainteresowani. Ten przyrost wiedzy skutkuje tym między innymi, że coraz więcej Polaków wie, iż Noc Świętojańska to tak naprawdę Noc Kupały, zamiast Halloween można obchodzić Dziady, zwyczaj zostawiania pustego talerza na Wigilię jest prasłowiański (naczynie symbolizuje pokarm dla duchów przodków), dożynki są składaniem dzięki bogini Mokoszy za plony i żywność, palenie Marzanny to oddanie hołdu bogini zimy i śmieci, ale też wiosennego odrodzenia, itd. Są nawet pomysły, aby w szkołach, na lekcjach języka polskiego, uczyć nie tylko o mitologii greckiej, ale też naszej, słowiańskiej.

Są też ludzie zainteresowani historią Słowian, badający ją i rekonstruujący odzienie, zabudowania, przedmioty codziennego użytku, broń bądź wydarzenia historyczne. Poszerzają w ten sposób ogólną wiedzę na ten temat. I bardzo dobrze.

Tu dochodzimy do mody. Otóż, rozprzestrzeniła się ona poza sferę religii, mitologii czy historii na inne dziedziny życia. Słowiańskość staje się oto coraz popularniejszym tematem w literaturze pięknej, muzyce (folk-metal na przykład), kinematografii (silnie przesiąknięta klimatem słowiańskim jest chociażby najnowsza ekranizacja Chłopów, że o całkiem fajnym serialu Krakowskie potwory nie wspomnę), grafiki i innych dziedzin kultury oraz sztuki. Promowana jest medytacja słowiańska (czym różni się od innych rodzajów medytacji, nie wiem) tudzież gimnastyka słowiańska. Producenci perfum – a w Polsce jest ich sporo – czy biżuterii nadają swoim wyrobom nazwy biorące się od słowiańskich bogiń i bogów. Podobnie jest z odzieżą – tu również na popularności zyskują motywy czerpane ze słowiańszczyzny. To samo w przemyśle spożywczym – żywność i napoje coraz częściej reklamowane są jako „słowiańskie”; niekiedy faktycznie mają taki rodowód, niemniej kwas chlebowy lepiej jest zrobić samodzielnie w domu, bo ten kupny to często podróbka w postaci zabarwionej wody gazowanej.

Jasne, większość „słowiańskich” działań marketingowych z autentyczną słowiańskością niewiele ma wspólnego i służy jedynie przyciąganiu nowych klientów. Nie zmienia to faktu, że słowiańską modę jako całość oceniam pozytywnie. Biorąc bowiem pod uwagę, że w znacznej mierze dotyczy ona kultury i nauki (historii), przysparza wiedzy i świadomości naszemu społeczeństwu, w ważnej, dodajmy, dziedzinie, czyli naszych dziejów oraz dziedzictwa. Po prostu, pomaga ustalić, kim tak naprawdę jesteśmy, i skąd się wzięliśmy. Jak rozwijała się nasza kultura na przestrzeni wieków. Ile z tego, w co wierzyli nasi przodkowie, zaabsorbowane zostało przez chrześcijaństwo i trwa do dziś w katolickich czy prawosławnych obrzędach, zwyczajach oraz folklorze. I tak dalej.

Co do sfery kultury, moda na słowiańskość ma jeszcze jedną zaletę. Otóż, zmniejsza, w minimalnym choćby stopniu, skalę postępującej co najmniej od przełomu lat 80. i 90. ubiegłego stulecia klerykalizacji. Naprawdę milej i ciekawiej jest, kiedy w dziełach kultury i sztuki pojawiają się Perun, Weles, Mokosz, Leszy, rusałki, żmij czy inne byty z mitów tudzież wierzeń naszych przodków, niż księża w różnych konfiguracjach sytuacyjnych.

Sława!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wieczór na SOR

Kapitalistyczni esesmani

Skarga na przestępcze metody stosowane przez zarząd Administracji Domów Mieszkalnych sp. z o.o. w Chełmku