Drony nad Polską
Polską przestrzeń powietrzną naruszyły rosyjskie drony wojskowe. Zostały zestrzelone przez polskie i, jeśli się nie mylę, holenderskie lotnictwo… ale spadając, ich wraki narobiły szkód.
Na dobrą sprawę, nie wiadomo jeszcze, z jakiej konkretnie przyczyny nadleciały one nad nasze terytorium. Czy był to błąd rosyjskiego dowództwa w toczącej się tragicznej, niepotrzebnej i paskudnej wojnie rosyjsko-ukraińskiej? Nie da się tego wykluczyć, jako że Rosja zaproponowała Polsce wspólne wyjaśnienie sprawy; rząd (k)raju nad Wisłą stwierdził, że nie jest zainteresowany taką kooperacją. Podobny wypadek już się zresztą zdarzył, z ukraińską rakietą, która zabiła kilka osób (początkowo wzięta została za rosyjską). Inną, co najmniej równie prawdopodobną opcją jest celowe działanie Rosjan, tzn. testowanie politycznej cierpliwości zarówno Polski, jak i NATO, a także ich obrony przeciwlotniczej. Jeśli tak, to zapewne niemiłą niespodzianką dla wschodniego sąsiada jest to, że wsparcie – w tym militarne, w postaci przysłania oddziałów wojskowych – dla naszego państwa już zapowiedziała większość europejskich państw NATO; USA zachowały się o wiele bardziej niemrawo, no, ale Waszyngtonu nadwiślańska kolonia niewiele obchodzi, zwłaszcza, że miliarder-faszysta daje się rozgrywać carowi.
O ile europejscy sojusznicy zachowali się w tej sytuacji jak najbardziej okej, to polski rząd wypada już gorzej. Mianowicie, pręży muskuły, zamiast do sprawy podejść racjonalnie i przede wszystkim próbować rzecz całą wyjaśnić (nawet, jeśli nie we współpracy z Rosjanami). Pogłębianie politycznego konfliktu między Polską a Rosją niekoniecznie jest dobrym pomysłem. Należy oczywiście prezentować twarde stanowisko w kwestii naszego bezpieczeństwa – tak właśnie, jak robią to państwa deklarujące wsparcie – niemniej nie powinno to oznaczać stosowania wojennej retoryki, albowiem wojny z Rosją (na szczęście!) nie toczymy. Jeśli owo naruszenie naszej przestrzeni powietrznej przez rzeczone drony rzeczywiście jest carską prowokacją, wówczas najgłupszym, co można zrobić, jest dać się sprowokować. A biorąc pod uwagę głupotę naszych polityków, zwłaszcza prawicowych, jest to wysoce prawdopodobne…
Tak czy owak, cała sprawa pokazuje, że inwestycje w obronność (inna bajka, czy przeznaczenie na nią 5 proc. PKB faktycznie jest sensowne) powinny iść właśnie na obronę przeciwlotniczą (jak również na kontrwywiad i cyberbezpieczeństwo). Nie na miny przeciwpiechotne – obawiam się, że miałyby one być używane przeciwko uchodźcom, nie zaś wrogiej armii, gdyby jakimś cudem miała ona wkroczyć do (k)raju nad Wisłą – nie na wadliwe samoloty amerykańskie czy czołgi nieprzystosowane do walki na terenie Europy, lecz właśnie na urządzenia do wczesnego wykrywania i zestrzeliwania obiektów latających.
Nie zapominajmy bowiem, że wojna Rosji z Ukrainą cały czas trwa… i nie wiadomo, kiedy oraz jak się skończy. Póki jednak działania militarne nie ustają, nie da się wykluczyć, że kolejne drony, rakiety czy inne ustrojstwa – rosyjskie bądź ukraińskie – celowo lub przypadkowo skierowane zostaną ku polskiej przestrzeni powietrznej. Konieczność sprawnego neutralizowania takiego zagrożenia jest więc pilna.
Tylko, czy nasi „kochani” rządzący wyciągną właściwe wnioski z tej sytuacji? Śmiem wątpić…
Komentarze
Prześlij komentarz