Koniec niewolnictwa?
Jedną z plag i największych patologii polskiego (nie tylko zresztą jego, gdyż w niektórych innych państwach europejskich występuje również) kapitalizmu są bezpłatne staże. Absolwenci szkół i uczelni, wchodzący na rynek pracy, zasuwają za zupełną darmochę, często przez długi okres, niby po to, aby zdobyć jakoby bezcenne doświadczenie zawodowe, które potem (czyli w bliżej nieokreślonej przyszłości) zaprocentować ma płatną pracą (niekiedy rzeczywiście procentuje – umową śmieciową). Są więc okradani przez kapitalistów z tego, co im się należy, czyli z płacy, środków na utrzymanie. Oznacza to powolne mordowanie, bowiem kto nie płaci za pracę, ten pracownika zabija.
Jest to współczesna forma niewolnictwa, konkretnie pańszczyzny. I nie, patologia ta nie jest dziełem małych czy średnich przedsiębiorstw, a przynajmniej nie tylko; bardzo chętnie korzystają z niej wielkie korporacje, poszukujące w Polsce taniej siły roboczej. A jaka może być tańsza niż darmowa…?
W (k)raju nad Wisłą bezpłatne staże zalegalizował – w 2009 roku, jeśli dobrze pamiętam – rząd Donalda Tuska, wówczas składający się z Platformy Obywatelskiej oraz Polskiego Stronnictwa niezbyt Ludowego. Bardzo prokapitalistyczny, a zatem antyspołeczny; o wiele bardziej niż dzisiejszy, w skład którego wchodzi (na szczęście!) Lewica.
No i właśnie szeroko pojęte środowiska lewicowe, parlamentarne oraz pozaparlamentarne, od lat podkreślały, jak wielką patologią jest rzeczony rodzaj wyzysku/niewolnictwa, domagając się zakazu bezpłatnych staży. Co ciekawe, trafiali się też co mądrzejsi przedsiębiorcy i kapitaliści, którzy nawet zawierali porozumienia, aby stażystom płacić; to ci, co rozumieli i rozumieją, iż dobry pracownik to inwestycja, nie zaś darmowa siła robocza.
W końcu inicjatywę przejęła Młoda Lewica, czyli młodzieżówka obecnej parlamentarnej Lewicy. Jej działacze faktycznie wzięli się do dzieła, i to pełną parą. Nie ograniczyli się bowiem do postulatów, ale stworzyli projekt ustawy zakazującej bezpłatnych staży. Doskonale jednak rozumieli, że samo jego napisanie niewiele da, w sytuacji, gdy zarówno większość koalicji rządowej, jak i całą tzw. „opozycję” tworzy mniej lub bardziej radykalna prawica, która z definicji wysługuje się kapitalistycznym wyzyskiwaczom. Toteż włożyli naprawdę wiele wysiłku w wymuszenie na premierze Donaldzie Tusku deklaracji zakazania bezpłatnych staży. I premier – ten sam, co je zalegalizował – na to poszedł; jak podejrzewam, wydatnie pomogła mu w tym przegrana Rafała Trzaskowskiego w wyborach prezydenckich, która (jest na to minimum szansy) w jakiejś tam mierze uzmysłowiła panu Tuskowi, że obietnic wyborczych trzeba jednak dotrzymywać oraz pozwolić na to koalicjantom.
Dalej, Młoda Lewica zaczęła działać, aby projekt ustawy zyskał status rządowego. Gdyby bowiem był obywatelski, Sejm mógłby go o wiele łatwiej odrzucić; na rządowy posłowie muszą przynajmniej rzucić okiem.
Oczywiście, to dopiero początek parlamentarnej drogi. Nie wiadomo, czy projekt nie zostanie odrzucony, albo tak zmodyfikowany, że z faktycznego zakazu niewiele się utrzyma. Wszak, jak wspomniałem wyżej, zdecydowana większość Sejmu i Senatu to skrajnie prokapitalistyczna prawica; tylko Lewica i Razem skupiają się na prawach pracowniczych, usiłując działać w ich zakresie.
Dlatego na razie nie popadam w euforię, co nie zmienia faktu, iż oczywiście jak najbardziej cieszę się, że projekt ustawy zakazującej bezpłatnych staży powstał i jest teraz rządowy. Z tą przeklętą plagą jak najszybciej trzeba przecież skończyć.
Każdy człowiek, w tym młody, dopiero na rynku pracy debiutujący, pracuje po to, aby zdobyć środki utrzymania, czyli po to, żeby PRZEŻYĆ. Praca dla samej pracy może być albo wolontariatem, czyli pomocą potrzebującym ludziom bądź zwierzętom, uskutecznianą w czasie wolnym od pracy zarobkowej, albo niewolnictwem. Bezpłatne staże to, jak wspomniałem wyżej, niewolnictwo. Wbrew pozorom, wcale nie służą zdobywaniu „bezcennego” doświadczenia, ponieważ rekruter, widząc w CV ileś tam darmowo przepracowanych okresów, zapyta, dlaczego w takim razie teraz kandydat chce zarabiać. Ich jedynym celem jest zwiększenie zysków największych koncernów i korporacji, bazujące na tym, że początki kariery zawodowej są niełatwe. To nic innego, jak manipulowanie młodymi ludźmi i żerowanie na beznadziejności ich sytuacji zawodowej, zwłaszcza w okresach, gdy kapitalizm wchodzi w dekoniunkturę.
Toteż w pełni popieram zakazanie obmierzłej owej praktyki stosowanej przez klasę pasożytniczo-wyzyskującą. Pojawił się cień szansy, żeby się udało. Jeśli Donald Tusk ją zmarnuje, zaiste okaże się (nie po raz pierwszy, dodajmy) głupcem i fujarą Kaczyńskiego. Który też jest pachołkiem kapitalistów, ale udaje polityka prospołecznego.
Komentarze
Prześlij komentarz