Trochę dobrze, bardzo źle
No to poznaliśmy skład rządu po z dawna zapowiadanej rekonstrukcji. Zmiany są w sumie niewielkie… ale są.
I tak, powstało nowe Ministerstwo Energii, na czele którego stanie Miłosz Motyka. Oby zajmowało się ono wdrażaniem na szeroką skalę energii odnawialnej. Zdecydowanie dobrym krokiem było pozbycie się z Ministerstwa Zdrowia Izabeli Leszczyny – fatalnie się ona sprawowała, zobaczymy, jak poradzi sobie Joanna Sobierańska-Grzęda. Tomasz Siemoniak nie jest już szefem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji – zastąpił go Marcin Kierwiński – został za to ministrem koordynatorem służb specjalnych. Nowym ministrem rolnictwa jest Stefan Krajewski, a Wojciech Balczun – nowym ministrem aktywów państwowych. Marta Cienkowska zastąpiła niezbyt skuteczną Hannę Wróblewską (wypadła zdecydowanie poniżej oczekiwań) na czele Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Najbardziej pozytywnie zapowiada się zmiana w szefostwie Ministerstwa Sprawiedliwości. Bo nie oszukujmy się – Adam Bodnar zawiódł mocno, zarówno w dziedzinie reformy sądownictwa, jak i w pozbywaniu się PiS-owskich sędziów (niezbyt legalnie mianowanych, dodajmy)) oraz prokuratorów, jak też w kwestii rozliczania Bezprawia i Niesprawiedliwości; a co gorsza, miał w głębokim poważaniu praca człowieka, co wobec faktu, że kiedyś był Rzecznikiem Praw Obywatelskich, szczególnie boli. Miejmy nadzieję, że Waldemar Żurek spisze się lepiej. Fajnie też, że z rządu wychodzi Sławomir Nitras, bo nie nadaje się on do pełnienia funkcji ministerskiej (ani w sumie żadnej innej); nowym ministrem sportu będzie Jakub Rutnicki.
Zlikwidowane zostały Ministerstwo Przemysłu i Ministerstwo Rozwoju i Technologii; ich zadania przejmą inne resorty. O jeszcze jednej likwidacji będzie w dalszej części notki.
Niestety, na swoich stanowiskach pozostali Radosław Sikorski (minister spraw zagranicznych, pachołek USA i zwolennik izraelskiego faszyzmu) oraz, co jeszcze gorsze, Władysław Kosiniak-Kamysz (minister obrony, równie kiepski, co PiS-owski Błaszczak, nadto jeszcze bardziej zbrodniczy wobec uchodźców na granicy polsko-białoruskiej), czyli dwaj najgorsi (obok wspomnianej Leszczyny, która szczęśliwi odchodzi) członkowie Rady Ministrów. Absolutnie nie nadają się oni do pełnienia swoich funkcji, są marnymi politykami i działają na szkodę Polski.
Jednakże najgorsze oceny wzbudza inny element rekonstrukcji. Mianowicie, likwidacja Ministerstwa ds. Równości, któremu szefowała Katarzyna Kotula z Lewicy. Zajmowało się ono nie tylko równością płci, ale też działało na rzecz praw kobiet i mniejszości (w tym osób LGBT+), a także walką z rasizmem, ksenofobią oraz innymi formami nienawiści i nietolerancji. Właśnie dlatego jego likwidacja jest takim problemem i budzi uzasadnione kontrowersje. Wprawdzie pani Kotula nadal będzie zajmowała się tym samym, co dotychczas, ale jako pełnomocniczka rządku, nie ministra; niższa ranga oznacza mniejszą sprawczość, stanowi też czytelny sygnał, że dla premiera Donalda Tuska równość tudzież prawa człowieka, delikatnie rzecz ujmując, priorytetem nie są (żadna niespodzianka, nigdy przecież nie były).
Tymczasem, jak doskonale wiemy, hydra skrajnej prawicy coraz wyżej unosi swój obmierzły, brunatny łeb…
I tu dochodzimy do sedna sprawy. Rodzi się bowiem pytanie, dlaczego tak konkretnie Tusk zdecydował się na tę zmianę w rządzie? Czy był to nacisk PSL-u – klerykalnego, reakcyjnego, antykobiecego i coraz bardziej nietolerancyjnego, a w dodatku ostatnio przyjaźnie spoglądającego ku PiS-owi? Całkiem możliwe; wszak to owa paskudna partia była hamulcowym (wraz z co głupszymi i bardziej prawicowymi politykami KO oraz Polski 2050) postępowych zmian w dziedzinie praw człowieka. Ministerstwo ds. Równości z pewnością nie podobało się PSL-owi, zwłaszcza z tak światłą osobą jak pani Kotula na czele, nie da się więc wykluczyć, że Kosiniak-Kamysz zaszantażował Tuska, iż jego ugrupowanie odejdzie z koalicji, co oznaczało będzie upadek rządu, jeśli resort ów nie zostanie zlikwidowany. Tusk zaś na to poszedł, zwłaszcza, że równość płci i prawa człowieka zawsze miał gdzieś; sam w końcu jest klerykalnym prawicowcem postsolidarnościowym, ideologiczną kopią Kaczyńskiego Jarosława.
Druga wszelako ewentualność jest znacznie gorsza, gdyż wiąże się z trwają nacjonalistyczną, faszystowską i nazistowską ofensywą. A nie jest tajemnicą, że główny składnik koalicji rządowej, czyli KO, jak też sam premier Tusk, z miłą chęcią ulegają skrajnemu prawactwu. Widać to było podczas niedawnej kampanii wyborczej, kiedy to Rafał Trzaskowski rzucał faszystowskie hasła i pił piwo z nazistami (no to przegrał, bo prawaccy wyborcy woleli oryginały, a nie podróby), widać to po tym, że rząd zamiast brunatną falę zwalczać, robi to, czego jej elementy składowe chcą. Nie nasyła więc aparatu represji na faszystów od Bąkiewicza roszczących sobie prawo do „strzeżenia granicy” (co innego na aktywistów klimatycznych bądź ludzi niosących pomoc uchodźcom), lecz przywraca kontrole na rubieży z Niemcami (niedawno pisałem, jakie to głupie). Zamiast karać Brauna i innych prawaków za terroryzm antyaborcyjny (jeśli chodzi o jego wstrętne antysemickie wysoki – niemające, przypomnę, nic wspólnego z walką o niepodległą Palestynę, bo ten nazista z miłą chęcią mordowałby Palestyńczyków – to władze wyraźnie nie wiedzą, co z nimi zrobić)… Tusk pozbywa się z rządu ministry pomagającej kobietom. Zdecydowanie bowiem nie wykluczam, że ta właśnie zmiana przy rekonstrukcji stanowi próbę migdalenia się premiera do środowisk spod znaku swastyki. Zwłaszcza, że światopoglądowo panu Tuskowi zdecydowanie bliżej jest do faszyzmu niż do demokracji.
No i tu dochodzimy do trzeciego możliwego powodu likwidacji Ministerstwa ds. Równości – premier zdjął maskę, odsłaniając swoją prawdziwą, tzn. faszystowską twarz…
Podsumowując, rekonstrukcja rządu ma kilka pozytywnych elementów, ale nikną one wobec tych bardzo złych. Generalnie, nie sądzę, by sumarycznie coś zmieniło się na lepsze; nadal jedynymi cokolwiek wartymi osobami będą ministrowie z Lewicy, pani Nowacka i zobaczymy, czy pan Żurek. Poza tym, rząd funkcjonował będzie w najlepszym wypadku równie kiepsko, co dotychczas. Lub, co prawdopodobne, jeszcze gorszej, bo bez ministry Kotuli w składzie, za to nadal z Sikorskim i Kosiniakiem-Kamyszem.
Komentarze
Prześlij komentarz