Mniej śmieciowo
Parę już ładnych razy pisałem, że gdyby nie Lewica w koalicji (szkoda, że Razem oddzieliło się od jej klubu…), ten rząd byłby równie do bani, co poprzedni, zwłaszcza, że PO/KO, PSL (w szczególni ta partia) i Polska 2050 od Bezprawia i Niesprawiedliwości różnią się zaiste niewiele, w drobnych zaledwie detalach. Jeżeli w życie wchodzą pozytywne reformy, najczęściej są one zasługami lewicowych ministrów, którzy mimo oporu materii w postaci prawicowych koalicjantów i tak samo prawicowej „opozycji” jakoś je przeforsowują, w mniejszym bądź większym zakresie.
Taka wielce pozytywna zmiana wchodzi właśnie w życie. Dotyczy ona pracy i emerytury, czyli kwestii ogromnie ważnych w życiu tak poszczególnych jednostek, jak też całego społeczeństwa Otóż, zarówno prowadzenie jednoosobowej działalności gospodarczej, jak i praca na umowie zlecenie wliczały się bowiem będą do stażu pracy. Dotychczas tak nie było; można było przez lata zasuwać w takiej właśnie formie, a w świetle prawa nie być traktowanym jako pracownik, kiedy przyszło do naliczania świadczenia emerytalnego. Absurd, prawda? Owszem, bardzo chory. Na szczęście, właśnie się to zmienia na lepsze. Reforma objąć jeszcze powinna umowy o dzieło, niektóre przynajmniej, ale i tak dobrze, że jest.
Dlaczego warto się z niej cieszyć? Ano, z prostego faktu. Kapitalista pazerną istotą jest, a zyski jego pochodzą z wyzysku. Innymi słowy, im mniej zapłacić pracownikom, tym więcej zostaje mu na koncie. Nadto wszelkie koszta, z ubezpieczeniami społecznymi na czele, traktuje on jako „zbędne obciążenie”, toteż, jeśli tylko może, przerzuca je na osoby zatrudnione. W tym celu albo „nakłania” (czyt.: przymusza) je do założenia jednoosobowej działalności gospodarczej (uwaga: w przypadku niektórych zawodów, np. agenta ubezpieczeniowego, prowadzenie tejże jest wymogiem prawnym!), albo zatrudnia na umowach śmieciowych (cywilno-prawnych). Pracownik taki musi więc samodzielnie odprowadzać składki na ubezpieczenie zdrowotne i emerytalne. Szybko przekonuje się, iż w kieszeni zostaje mu mniej pieniędzy, niż gdyby pracował na etacie, a co gorsza, kiedy przyjdzie do starania się o emeryturę czy rentę, okazuje się, iż brakuje mu stażu, bo ani umowa zlecenie, ani prowadzenie jednoosobowej firmy do takowego się nie wliczały.
Jeśli chodzi o składki, to zmiana na plus nastąpiła już jakiś czas temu. Rząd Donalda Tuska z wielkim trudem tudzież bólem wprowadził reformę, wedle której za osoby pracujące na umowie zlecenie odprowadzana jest składka na ubezpieczenie zdrowotne (czyli w kieszeni zostaje im prawie osiem stówek miesięcznie); emerytalne niestety nie, ale i tak poczyniono krok w dobrym kierunku. Pan premier, pachołek kapitalistycznych pasożytów i wyzyskiwaczy, bronił się przed tą reformą rękoma i nogami, ale (na szczęście!) jej wprowadzenie wymusiła Unia Europe3jska; inaczej nie byłoby pieniążków na KPO. Niestety, nie udało się wdrożyć podobnego rozwiązania dla umów o dzieło, przeto, dajmy na to, twórcy i artyści w gorszej są sytuacji.
A teraz, dzięki lewicowej ministrze pracy, Agnieszce Dziemianowicz-Bąk, prowadzenie własnej firmy oraz praca na umowie zlecenie wliczały się będą do stażu. I bardzo dobrze!
Oczywiście, nie ma się co czarować. Polski rynek pracy wciąż ma zdecydowanie więcej wad niż zalet. Zarobki, mimo podwyżek płaci minimalnych, pozostają na zbyt niskim poziomie, dozwolone jest niewolnictwo w postaci bezpłatnych staży, a umowy śmieciowe czy wymuszanie przez kapitalistów zakładania jednoosobowych działalności gospodarczych jak były plagą, tak są nią nadal. Niemniej, dzięki ostatnim reformom, nasz rynek pracy staje się trochę mniej śmieciowy. TYLKO trochę, lecz zawsze to przebłysk słońca wśród mroków podziemnego szamba.
Komentarze
Prześlij komentarz