Nie dla asystencji

W Polsce od dłuższego już czasu trwa bój społeczno-polityczny o asystencję osobistą dla osób z niepełnosprawnościami. Czyli o wprowadzenie usługi społecznej, świadczonej przez wykwalifikowanych pracowników, która zapewniłaby takim ludziom należyte życie; osoby z rodziny nie zawsze są w stanie udzielić niepełnosprawnym odpowiedniego wsparcia (to kosztuje, wymaga umiejętności i zdrowia, o czym nie każdy pamięta), a nie każdą gminę stać na zatrudnienie pomocy o takiej skali, jaka jest wymagana.

Z tego, co się orientuję, stosowną ustawę usiłuje wdrożyć Lewica, co jakiś czas (krótko przed wyborami prezydenckimi na przykład) odbywają się demonstracje w tej sprawie. Nie da się ukryć, iż asystencja osobista jest naprawdę potrzebna, systemowe wsparcie dla osób z niepełnosprawnościami w (k)raju nad Wisłą, co tu dużo gadać, wciąż kuleje. Są, owszem, dobre programy w tym zakresie, ale cząstkowe. A wiele firm czy instytucji, np. banki, rzuca takim ludziom kłody pod nogi.

I co? Pan premier Tusk Donald niedawno raczył stwierdzić, że asystencja osobista to dla niego bardzo ważna sprawa, ale jej ustawowe wdrożenie wymagałoby środków, których na razie w budżecie jakoby nie ma. W domyśle nie ma ich dlatego, że forsę tę pochłonęły wydatki na wojsko, w tym na faszystowskie radary, o których pisałem ostatnio.

Cóż, tego, czy zbrojenia finansowane są sensownie, czy bezsensownie, nie rozstrzygam; wypowiedzieć się powinien tu specjalista, którym nie jestem. Wiem jednak, że państwo ma zakichany OBOWIĄZEK znaleźć środki na pomoc dla swoich obywateli, zwłaszcza dla najbardziej potrzebujących, takich właśnie, jak osoby z niepełnosprawnościami. Jeżeli ludzie ci, ich bliscy, a także fachowcy od opieki nad takimi osobami tudzież polityki społecznej od dawna podnoszą, że asystencja osobista potrzebna jest na wczoraj, to rząd po prostu MUSI wyczesać na nią kasę, szczególnie w sytuacji, gdy była to jedna ze sztandarowych obietnic wyborczych największej spośród partii tworzących koalicję rządzącą.

Nie przypuszczam zresztą, że akurat wydatki na wojsko i zbrojenia stanowią tu główną przeszkodę. Tkwi ona raczej w tym, iż prawicowi politycy, zarówno z obozu rządowego, jak i tzw. „opozycji” mają osoby z niepełnosprawnościami w głębokim poważaniu. Udowadniali to niejednokrotnie, i nieważne, czy premier był akurat pan Tusk, czy któraś z marionetek Kaczyńskiego, czy też ich poprzednicy z AWS-UW oraz innych formacji solidarnościowych.

I nie chodzi tu nawet o jakąś specjalną pogardę czy o to, że prawicowcy uważają ludzi z niepełnosprawnościami za „gorszych”. Jest to po prostu jeden z ponurych, patologicznych efektów kapitalizmu, któremu to nieludzkiemu systemowi polityczna prawica wszak służy.

Z jego punktu widzenia każdy człowiek, poza kapitalistą i ewentualnie niemowlęciem, ma dwa zadania, do których winno sprowadzać się jego życie. Jednym z nich jest harówa na bogactwo kapitalistycznych wyzyskiwaczy, jak najcięższa, jak najdłuższa oraz, rzecz jasna, za jak najmniejsze pieniądze. Drugim – kupowanie (najlepiej bezrefleksyjne) tego, co kapitaliści wciskają; jeśli brakuje forsy na takie zakupy, pojawia się zadanie trzecie, czyli branie kredytów, na czym z kolei wzbogaci się finansjera. Mówiąc krótko, w kapitalizmie człowiek ma być niewolnikiem (oczywiście nieformalnym) i konsumentem.

Tym drugim osoba z niepełnosprawnością może się stać; jest wiele produktów i usług adresowanych do takich właśnie ludzi, którzy poza tym potrzebują tego, co pełnosprawni. Gorzej wszelako z niewolnictwem. Bo w licznych przypadkach niepełnosprawność jest na tyle zaawansowana, że uniemożliwia podjęcie pracy, na której kapitalista by się wzbogacił; za to dotknięta nią osoba wymaga profesjonalnej pomocy, a ta finansowana jest z podatków, płacenia których pazerne kapitaluchy unikają, jak tylko mogą. Jeśli zaś osoba z niepełnosprawnością może i chce pracować – a tak jest bardzo często – to w firmie trzeba jej zapewnić odpowiednie po temu warunki, co liczni przedstawiciele klas pasożytniczo-wyzyskujących również traktują jako „zbędne koszta”.

Kapitalizm zatem systemowo wyklucza osoby z niepełnosprawnościami, z tej właśnie przyczyny, iż wymagają one opieki, odpowiednich dla nich warunków pracy tudzież innych form pomocy. Z punktu widzenia wstrętnego owego systemu są to więc ludzie, którzy utrzymanie kosztuje, a jacy przynoszą kapitalistycznym pasożytom i wyzyskiwaczom zyski o wiele mniejsze, niż pełnosprawni. Państwowe zaś wsparcie dla osób z niepełnosprawnościami – takie jak asystencja osobista – jest w zwyrodniałej kapitalistycznej optyce czymś złym; wszak propaganda tegoż systemu, zwłaszcza w jego barbarzyńskim, neoliberalnym/neokonserwatywnym wydaniu, głosi, że „każdy powinien sobie radzić sam, a skoro sobie nie radzi, to jego wina”, każda zaś pomoc „rozleniwia”, bowiem „ludzie chcą żyć z socjalu, zamiast pracować”.

I w tym właśnie doszukiwałbym się niechęci Donalda Tuska dla wprowadzenia asystencji osobistej, nie w wydatkach na zbrojenia. Wszak w przelewaniu ciężkich pieniędzy klerowi, zwalnianiu koncernów i korporacji z podatków (wyprowadzają one z Polski więcej środków, niż otrzymujemy z Unii Europejskiej!) czy wdrażaniu głupich deregulacyjnych pomysłów pasożyta Brzoski jakoś one nie przeszkadzają…

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wieczór na SOR

Kapitalistyczni esesmani

Skarga na przestępcze metody stosowane przez zarząd Administracji Domów Mieszkalnych sp. z o.o. w Chełmku