Podatek i groźba

Dobra wiadomość: ma zostać wdrożony podatek cyfrowy. Jego projekt wkrótce zaprezentuje Ministerstwo Cyfryzacji. Obejmie on tzw. Big Tech, czyli największe cyfrowe koncerny i korporacje – głównie oczywiście amerykańskie – jakie działają w Polsce, z czego uzyskują naprawdę gigantyczne kwoty. Uzyskane w ten sposób środki przeznaczone będą na nasz rozwój technologiczny.

Pomysł ów z całego serca pochwalam. Raz dlatego, że trzeba wreszcie przestać pozwalać wielkiemu światowemu kapitałowi na wyprowadzanie miliardów znad Wisły; tylko na tym tracimy – wszyscy. Dwa, że to normalne i uczciwe, iż jeśli jakaś firma działa w danym kraju, to tam właśnie płaci podatki od zysków. Niech zatem, powiedzmy, Meta odprowadza w Polsce daninę za zyski z Polski, w Niemczech – z Niemiec, we Francji – z Francji, w USA – z USA i tak dalej, zależnie oczywiście od stawek podatkowych w poszczególnych państwach. Trzy, opodatkowanie wielkich graczy rynkowych jest niezbędne dla rozwoju gospodarczego, co podkreślają liczni ekonomiści; zwalnianie największych światowych koncernów i korporacji z obowiązku płacenia podatków jest bardzo szkodliwe dla poszczególnych państw tudzież społeczeństw, jak również prowadzi do zaistnienia nieuczciwej konkurencji.

Dodajmy jeszcze, że podobne rozwiązanie funkcjonuje chociażby we Francji.

Rzecz jasna, podatku tego nie byłoby (nawet w planach), gdyby nie fakt, że na czele Ministerstwa Cyfryzacji stoi Krzysztof Gawkowski z Lewicy. Kapitalistyczne i amerykańskie pachołki z PO/KO, PSL-u i Polski 2050, a także „opozycyjnych” PiS-u tudzież Konfederacji w życiu nie wpadłyby na taki pomysł.

A ten, jak można się domyśli, nie spodobał się za oceanem.

Nominat Trumpa na ambasadora w Polsce, niejaki Rose, niemal od razu na łamach wyjątkowo ściekowego portalu społecznościowego uderzył w Gawkowskiego. Ideę podatku skrytykował, uważając ją za „niemądrą” i „samo-niszczącą”. To w sumie o tyle zrozumiałe,, że facet reprezentuje interesy wielkiego amerykańskiego kapitału, a amerykańskim kapitalistom niezbyt uśmiecha się odprowadzanie danin publicznych w krajach, które eksploatują; panuje wśród nich raczej podejście, że to te państwa powinny płacić im, nie odwrotnie. Jednakże na tym się nie skończyło, bo przyszły ambasador pogroził Polsce odwetem; nie sprecyzował, jakiim.

Cóż, takie słowa dyskwalifikują go jako dyplomatę. Z drugiej wszelako strony pokazują coś, co ludzie samodzielnie myślący wiedzieli od dawna.

Otóż, USA traktują Polskę jako swoją kolonię, nieformalną co prawda, lecz faktyczną. Jako państwo NIBY suwerenne i samodzielne, ale tak naprawdę istniejące i działające w służbie Waszyngtonu oraz amerykańskich koncernów i korporacji. Ambasador zaś przebywa w Warszawie po to, aby mówił polskim władzom, co wolno im robić, a czego nie; czyli jest de facto gubernatorem.

Rzecz jasna, za rozpoczętej niedawno drugiej kadencji Trumpa nie nastąpił w tym zakresie żaden przełom. Po prostu, obecny poziom intelektualny oraz kulturalny amerykańskiej pseudo-dyplomacji jest tak niski, że jej przedstawiciele przestali trzymać się wizerunkowych standardów polityki międzynarodowej. To zwyczajna dzicz, ni mniej, ni więcej. Może to i dobrze, jest bowiem szansa – jakkolwiek, przypuszczam, raczej nikła – że komuś się dzięki temu oczy otworzą.

Co najsmutniejsze, władze USA mają podstawy, by traktować Polskę jako swą nieformalną kolonię. Do takiego statusu – nie tylko wobec Stanów, ale też Watykanu i Kościoła katolickiego oraz światowego kapitału – sprowadziła (k)raj nad Wisłą prawica/targowica postsolidarnościowa (czyli oczywiście dzisiejszy POPiS z przyległościami), dorwawszy się do władzy w 1989 roku. Było to, jak wiemy, votum wdzięczności za transferowanie w latach 80. pieniędzy od CIA dla „demokratycznej” opozycji, w czym pomagał Watykan i włoska mafia. Dlatego jednym ze skutków rządów solidaruchów jest poddaństwo Polski wobec USA; Trump i jego faszyści po prostu przestali ukrywać za półprzezroczystym woalem, iż to oni są „panami”, a my poddanymi, toteż traktują nas z buta. Nie tylko oczywiście (k)raju nad Wisłą to dotyczy, obecna wszak polityka zagraniczna waszyngtońskiej koterii pełna jest agresji oraz pogardy wobec dotychczasowych „sojuszników” imperium.

Co pozostaje? Ano, silniejsza integracja europejska. I polityczne oraz gospodarcze zbliżenie z Chinami, jak również z Kanadą czy Meksykiem. W żadnym też razie nie wolno płaszczyć się przed Amerykanami; nie szanują oni nikogo, kto się w ten sposób zachowuje.

Co zaś się tyczy podatku od działalności gigantów cyfrowych, im szybciej wejdzie w życie, tym lepiej.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wieczór na SOR

Skarga na przestępcze metody stosowane przez zarząd Administracji Domów Mieszkalnych sp. z o.o. w Chełmku

Usiłują mnie zabić