Żyć z socjalu
Jednym z najbardziej załganych mitów szerzonych przez polską prawicę – i w ogóle piewców nieludzkiego systemu kapitalistycznego – jest „życie z socjalu”, którego jakoby pragnąć mają miliony osób w (k)raju nad Wisłą. Oczywiście zamiast pracy. Marzą o tym podobno migranci (na przykład z Ukrainy, którzy tak naprawdę są bardzo pracowici), uchodźcy usiłujący dostać się do Polski (wielu spośród nich jest w takim stanie, że zatrudnienia nie da rady podjąć) czy oczywiście rodzime „nieroby”; im wszystkim rzekomo „nie chce się pracować”, w związku z czym „żebrzą o zasiłki”.
A prawda jest taka, że z większości polskich świadczeń socjalnych utrzymać się nie da. Z 800 Plus też nie, nawet w przypadku rodziny wielodzietnej; koszta utrzymania po prostu przerastają uzyskane z tego programu kwoty. W ogóle polski „socjal” (cudzysłów nieprzypadkowy, jak się z pewnością domyślacie) jest skąpy i szczątkowy. Świadczeń jest niewiele i sprowadzają się głównie do bardzo niskich zasiłków (nie wszędzie funkcjonują, dla przykładu, programy żywnościowe). Łącznej kwoty podstawowych potrzeb bytowych oczywiście one nie pokrywają – zwłaszcza obecnie, w dobie zabójczo wysokich cen i rabunkowych opłat. A progi dochodowe są takie, że aby zasiłek uzyskać, trzeba dosłownie mrzeć z głodu lub mieć zdrowie rozsypane do granicy zgonu.
Sytuacja, rzecz jasna, nie zmienia się od dekad, a jeśli już, to w niewielkim jeno stopniu. Większość bowiem ekip rządzących Polską po 1989 roku – czyli wszystkie wywodzące się z prawicy postsolidarnościowej, choć rząd Millera też nie był pod tym względem najlepszy – stawiało bowiem, kierując się odrażającą neoliberalną/neokonserwatywną ideologią, na państwo minimum, czyli takie, w jakim podatki (dla najbogatszych oczywiście bardzo niskie) idą głównie na wojsko tudzież policję, zaś polityka społeczna jest nader mocno okrojona, do postaci szczątkowej, i w większości zastąpiona tzw. „wolnym rynkiem”, czyli oczywiście prywatnymi firmami, które jakoby mają za zadanie rozwiązywać problemy społeczne; oczywiście tego nie robią, przeciwnie – generują coraz to nowe. Wszelki zaś „socjal” ma ponoć „nazbyt” obciążać „przedsiębiorców”, którzy, wedle tych antyintelektualnych bredni, jako jedyni pracują.
Innymi słowy, jest to państwo, które obywateli zostawia samym sobie. A jeśli ktoś znalazł się w trudnej czy wręcz tragicznej sytuacji (zawodowej, zdrowotnej bądź jakiejkolwiek innej), to „jego wina”, bo widocznie „jest niezaradny”. Każdy zaś, kto chce, aby państwo mu pomogło, „jest roszczeniowy”, podobnie, rzecz jasna, jak wszyscy, co oczekują wynagrodzenia za pracę. A świadczenia socjalne w tej chorej wizji są „złe”, ponieważ służą utrzymywaniu „niezaradnych roszczeniowców”.
Prowadzi to nie tylko do tego, że osobom w trudnej sytuacji niełatwo jest uzyskać pomoc społeczną – często okazuje się to w ogóle niemożliwe, gdyż nie spełniają wyśrubowanych, z odbytu wziętych kryteriów, wymyślonych przez ustawodawców lata temu i nijak się mających do obecnych realiów – ale i do tego, że sam proces ubiegania się o nią jest nader upokarzający. Tymczasem ubiegać się nierzadko mus, zwłaszcza, gdy wynagrodzenie za pracę nie pokrywa kosztów utrzymania (kapitalistom wszak zależy na tym, by siła robocza była jak najtańsza, a najlepiej darmowa) lub zdrowie się sypie i nie pozwala wykonywać zawodu.
Czemu zatem służy prawicowy, kapitalistyczny mit o „nierobach żyjących z socjalu”? Ano, to proste – temu, aby obcinać opodatkowanie klas pasożytniczo-wyzyskujących, czyli kapitalistów. Im mniejszy zakres polityki społecznej, zwłaszcza w dziedzinie pomocowej, tym mniej kapitalistyczne pasożyty odprowadzać muszą do państwowej kiesy. Powszechnie zaś wiadomo, iż płacenie podatków dochodowych jest wyjątkowo przez nich nielubianą czynnością, pomimo że w momentach kryzysowych to właśnie oni jako pierwsi żądają pomocy od państwa; świetnie widać to było w przypadku kryzysu spowodowanego pandemią COVID-19.
Nie ma więc żadnego „życia z socjalu”.
I czas przestać się oszukiwać. Bez stabilnego zatrudnienia, wzrostu wynagrodzeń oraz rozbudowanej polityki społecznej, dobrze skonstruowane i łatwo dostępne świadczenia socjalne wliczając, nigdy się nie wzbogacimy, zawsze będziemy ubogim społeczeństwem, w którym wzrost uzasadnionej frustracji powodował będzie popularność licznych politycznych wynaturzeń, z mordą mniej lub bardziej faszystowską. Faszyści bowiem specjalizują się w oszukiwaniu pokrzywdzonych obywateli, że stoją po ich stronie, podczas gdy są ściśle związani z kapitalistami, a pokrzywdzonych zamierzają krzywdzić jeszcze bardziej.
Komentarze
Prześlij komentarz