Mordercy wilków
Do Sejmu trafia obywatelski projekt ustawy o prawach zwierząt. Można przewidywać, osoby obywatelskie z których ugrupowań go poprą, a z których nie.
Tymczasem zaś rozkręca się jesienny sezon łowiecki, jak ładnie nazywa się rzeź. Mordercy zwierząt znów będą kąpali się we krwi przedstawicieli różnych gatunków, dając upust swoim zwyrodniałym żądzom, a pieniądze popłyną szerokim strumieniem (o czym za chwilę). W tym roku na celowniku, i to w całej Europie, najprawdopodobniej znajdą się wilki (nie tylko one, po prostu na nich skupia się propagandowa nagonka, gdyż widocznie ktoś chce najwięcej bulić za pozbawianie ich życia).
W oczy rzucił mi się post informujący, że o „konieczności ograniczenia liczebności” tych wspaniałych zwierząt (i tak nazbyt mało licznych, aby mogły utrzymać równowagę ekosystemu) wypowiadał się Donald Tusk. Nie wiem, czy to prawda, ale jeśli tak, premier idzie po prostu w ślady Ursuli von der Leyen, przewodniczącej Komisji Europejskiej, która głośno nawołuje do masowego mordowania wilków. Jej zdaniem, zrobiły się one zbyt niebezpieczne; podobno zagryzły jej kucyka (skoro do tego doszło, powinna mieć pretensje do zabezpieczeń i tych, co je montowali). Wracając do Donalda Tuska, wcale nie jest on najgorliwszym na polskiej scenie politycznej zwolennikiem mordowania istot żywych dla rozrywki; daleko mu pod tym względem chociażby do Władysława Kosiniaka-Kamysza. W ogóle mordercy zwierząt mają w Sejmie i Senacie straszliwą nadreprezentację, a poza tym stanowią najbardziej uprzywilejowaną grupę społeczną w (k)raju nad Wisłą.
Masowy przelew zwierzęcej krwi popiera, i to gorliwie, również Kościół katolicki; w parafiach pod wezwaniem niejakiego Huberta (patrona wyżej wymienionych zwyroli, co jest zresztą dziwne, gdyż sam z mordowania zrezygnował i za to miał zostać świętym katolickim) organizowane są różne Hubertusy i inne religijne rozrywki dla myśliwych, do udziału w których zapędza również (o zgrozo!) dzieci. Nie brak księży będących kapelanami zwyroli, nie brak i takich, co sami łażą z bronią palną, by dla płynącej z sadyzmu przyjemności okrutnie mordować istoty żywe.
Sam w sobie żargon, jakim posługują się ci zbrodniarze, pozbawia ich ofiary godności i służy ich uprzedmiotowieniu, po to rzecz jasna, by łatwiej było zadawać śmierć. Przykładowo, krew określana jest mianem „farby”, jak gdyby jej tryskanie z przestrzelonego ciała nie wiązało się z bólem i cierpieniem.
Jak parę już ładnych razy pisałem, mordowanie zwierząt dla rozrywki jest kosztownym hobby, toteż oddają się mu przede wszystkim burżuje, nie tylko ci w sutannach, lecz w szczególności świeccy kapitaliści, no i oczywiście liczni politycy. Ci ostatni, nawet, jeśli sami nie lubują się w tejże zwyrodniałej przyjemności, mocno wspierają tych, co tak robią, przykładowo uchwalając korzystne dla nich przepisy prawne, tudzież pomagając (do spółki z mediami i Kościołem) w budowaniu propagandowego podglebia dla rzezi poszczególnych gatunków. Tak właśnie dzieje się teraz z wilkami, wcześniej z dzikami, jeszcze wcześniej z różnymi ptakami, i tak dalej. Czasem tymże podglebiem jest jakaś choroba, rzekomo stanowiąca zagrożenie już to dla ludzi, już to dla zwierząt hodowlanych (świnie w chlewikach miały się jakoby zarażać ASF od dzików – ciekawe, jakim cudem?), kiedy indziej – wydumana agresja i „nadmierna liczebność”.
Politycy – i to wszystkich niemal opcji – nader chętnie ulegają lobbingowi ze strony morderców zwierząt, ponieważ stoją za nimi wielkie pieniądze. Jak pisałem, są to wszak kapitaliści, świeccy i w sutannach. Czyli przedstawiciele klasy panującej/posiadającej/pasożytniczo-wyzyskującej, której politycy, zwłaszcza prawicowi, służą wiernie i uniżenie.
Koło się zatem zamyka, krew wsiąka w ziemię, masowy mord nie ustaje, sadystyczni zwyrodnialcy się radują.
Z całego serca życzę im w nowym sezonie postrzałów prosto w żołądek i jelita. Niech sobie trochę pofarbują.
Komentarze
Prześlij komentarz