Źle i niedobrze

Osoby fanowskie pozornej demokracji są uradowane, bowiem sondaże po debacie między Kamalą Harris a Donaldem Trumpem dają zdecydowaną przewagę tej pierwszej. Kandydatkę Demokratów na prezydentkę USA poparła też piosenkarka znana z zanieczyszczania atmosfery samolotowymi spalinami (ta, co była niedawno w Polsce).

Zarazem osoby fanowskie pozornej demokracji mogą nie wiedzieć, polskie media bowiem niechętnie o takich rzeczach informują, że Stany Zjednoczone przed kilkoma zaledwie dniami zbombardowały szkoły w Jemenie (jednym z najbiedniejszych państw świata, wyniszczonym wojną domową, saudyjskimi ostrzałami i blokadą handlową), takie z dziećmi, za to, że Jemeńczykom udało się zestrzelić JEDNEGO imperialistycznego drona.

Ktokolwiek wygra jesienne wybory prezydenckie, USA nadal będą popełniały podobne zbrodnie przeciwko ludzkości, jak świat długi i szeroki. Ich imperialistyczna polityka, zgodna z interesami tamtejszego wielkiego kapitału, w tym zwłaszcza zbrojeniowego oraz energetycznego, się przecież nie zmieni, poza ewentualnie drobnymi korektami. Może wręcz zyskać na agresywności, ponieważ nasila się konkurencja ze strony Chin, mających obecnie najlepszy model gospodarczy, a przy tym prowadzących politykę pokojowej ekspansji ekonomicznej (oraz kulturowej).

Jedyna różnica między Trumpem a Harris, jeśli chodzi o ich wizję polityki zagranicznej, jest taka, że ten pierwszy może pozwolić Izraelowi wmanewrować się w wojnę z Iranem, co skończy się najprawdopodobniej ogólnoświatową katastrofą. Ta druga za to skupi się na dalszym uderzeniu (najlepiej cudzymi rękoma, jak teraz dzieje się z Ukraińcami) w Rosję i, w dalszej nieco perspektywie, Chiny. Konsekwencje dla świata też mogą być nader niewesołe, przy czym prawdopodobnie bardziej oddalone w czasie niż w przypadku Trumpa. Innymi słowy, którekolwiek z nich wprowadzi się wkrótce do Białego Domu, USA nadal pozostaną największym wrogiem i zagrożeniem dla światowego pokoju oraz bezpieczeństwa, a jednocześnie czynnikiem, który, obok katastrofy klimatycznej, znacząco przybliża zagładę ludzkości.

Jeżeli Harris zwycięży… no to nie ma się co łudzić, że zlikwiduje ona amerykańskie patologie, takie jak postępująca pauperyzacja (ponad czterdzieści milionów Amerykanów głoduje, o wiele więcej żyje na skraju nędzy, lawinowo przybywa bezdomnych) wynikająca z neoliberalnego – lub neokonserwatywnego, jak się go, trafniej zresztą, określa w USA – modelu gospodarczego, który jest po prostu kapitalizmem w wyjątkowo dzikiej formie, czy też przybierający na sile rasizm. Nie będzie, jakże temu krajowi potrzebnej, reformy ustrojowej; wady systemu politycznego, nawarstwiające się co najmniej od końca wojny secesyjnej, jeśli nie od uzyskania niepodległości, będą w coraz większym stopniu zagrażały, wraz z pogłębiającą się wskutek wspomnianej nędzy, bezrobocia tudzież skrajnego wyzysku, stabilność państwa.

Paradoksalnie, zwycięstwo Harris, uznawanej za „nadzieję demokracji”, wiąże się z ryzykiem dla istnienia USA. Nie tyle z winy samej tej polityczki czy Partii Demokratycznej, ile jej konkurenta. Donald Trump jest szurnięty i żądny władzy, a co gorsza, ma jeszcze bardziej szurniętych i totalnie zmanipulowanych nie tyle nawet zwolenników, ile fanatycznych wyznawców. Gdyby przegrał, gotów jest ich posłać – dosłownie – w bój, czyli wywołać wojnę domową. O groźbie takiej wprost mówią poważni analitycy, i to od dłuższego już czasu, a jak bardzo jest realna, świadczył szturm wyznawców Trumpa na Kapitol 6 stycznia 2021 roku, po tym, jak przegrał on wybory z Joem Bidenem. Ewentualna przegrana z Harris – nie dość, że kobietą, to jeszcze o ciemnawej karnacji – może wywołać jeszcze większy szał porąbanego kapitalisty oraz jego fanatycznych zwolenników.

Jeśli zaś ten dureń wygra… też rozwali USA od środka. Wraz z coraz bardziej faszystowską politycznie i, co wszak zawsze idzie w parze, kapitalistyczną ekonomicznie Partią Republikańską jeszcze pogłębi obecne problemy gospodarcze i społeczne, zrujnuje do końca instytucje państwowe, napuści białych na resztę, mężczyzn na kobiety… Po czym USA zawalą się jak domek z kart. A to i tak scenariusz bardziej optymistyczny; pesymistycznym jest oczywiście konflikt z Iranem, który przerodzi się w wojnę atomową.

Stany Zjednoczone Ameryki już dawno wpadły w polityczną (rywalizacja dwój bezprogramowych ugrupowań, wysługujących się kapitalistom), społeczno-ekonomiczną (nędza i brak skutecznych rozwiązań tej kwestii, rasizm oraz inne podziały), gospodarczą (kolejne kryzysy wywoływane i potęgowane przez reguły dzikiego kapitalizmu, co najmniej od lat 70. ubiegłego wieku) oraz ustrojową (przestarzałe regulacje, samowładztwo kapitalistów) pułapkę, która doprowadziła NA RAZIE do tego, że w wyborcze szranki stanęła wydmuszka przeciwko zboczonemu wariatowi. Ktokolwiek z nich wygra, jankeskie imperium z tych wnyków się nie wydostanie. Sytuacja to jest szalenie groźna nie tylko dla niego samego, lecz i dla całego świata…

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Złodziej, karierowicz, prezes

Zgon fanatyczki

Bez zasług