Nadmiernie sfinansowani

Kultura i sztuka w Polsce są niedofinansowane. Nie kpię, to fakt. Ze sportem różnie bywa, w zależności, jak sądzę, od dyscypliny.

System publicznej opieki zdrowotnej w Polsce jest niedofinansowany, i to drastycznie. O przyczynach niewydolności tego modelu wielokrotnie pisałem, skutki natomiast są tragiczne, w postaci chociażby śmierci pacjentów, którzy nie doczekali terapii.

Szkolnictwo publiczne jest w Polsce niedofinansowane (z jednym wyjątkiem, o czym za chwilę).

Większość elementów sektora publicznego jest w Polsce niedofinansowana… chyba, że uwzględnić pensje na synekurach, często zajmowanych przez ludzi niekompetentnych.

I tak dalej. W zasadzie trudno zaleźć w (k)raju nad Wisłą dziedzinę, jaka byłaby sfinansowana w wystarczającym stopniu. Na wszystko brakuje pieniędzy; zdaniem prawicowców (zwłaszcza po tym, jak zasiądą w ławach koalicji rządowej), głównie na politykę społeczną, która miałaby na celu ulżyć i pomóc mniej- oraz średniozamożnym osobom obywatelskim. Nie chodzi tu tylko o świadczenia pieniężne, takie jak (skąpe, dodajmy, i nader trudno dostępne) zasiłki czy 800 Plus, ale o różnego rodzaju usługi, które finansowo odciążają mieszkańców państwa.

Ale na Kościół katolicki forsa jest. No dobra, od 1 września trochę wydatków z naszych pieniędzy na ten związek wyznaniowy zostanie uszczuplonych, z racji redukcji liczby godzin szkolnej katechezy… ale nie oszukujmy się, i tak kosztuje nas ona zbyt drogo.

Budżet państwa nadal drenuje też Fundusz Kościelny, o likwidacji którego poważnie mówi tylko Lewica, przy czym reszta ugrupowań parlamentarnych, zarówno rządowych, jak też niby-opozycyjnych, zrobi wszystko, aby to dziadostw utrzymać. Tutaj przypomnieć trzeba, iż Fundusz Kościelny utworzony został w poprzednim ustroju jako rekompensata dla związków wyznaniowych za dobra zarekwirowane w okresie stalinizmu. Tyle, że Kościół katolicki odzyskał je z naddatkiem. Jest (obok innych międzynarodowych korporacji) największym posiadaczem nieruchomości w Polsce, a wiele z nich dostał wręcz za bezcen. Księża i biskupi mają liczne przywileje podatkowe (na czym cierpi oczywiście budżet państwa), mimo iż powinni płacić podatki na takich samych zasadach, co wszyscy pracujący. Obok pensji z kurii, dostają jeszcze wynagrodzenie za szkolną katechezę.

Mało tego, kapelani w szpitalach, wojsku czy innych służbach otrzymują znacznie wyższe wynagrodzenie niż pielęgniarki, ratownicy, lekarze, żołnierze, strażnicy graniczni, itd. Oczywiście to MY je finansujemy, niezależnie od naszych przekonań religijnych. Jest to też ogromnie niesprawiedliwe, biorąc pod uwagę nakład wykonywanej pracy…

Kościół katolicki i jego jednostki organizacyjne otrzymują również szczodre przelewy ze spółek Skarbu Państwa. A jeśli taki czy inny ksiądz bądź biskup bierze udział w publicznej uroczystości, inkasuje znaczne pieniądze za pomachanie kropidłem.

Do tego dochodzi jeszcze działalność biznesowa uskuteczniana przez Kościół. Nie chodzi tu tylko o Rydzyka, ale też o przedsiębiorstwa prowadzone przez zakony czy inne kościelne osoby prawne. Albo o powiązane z Kościołem katolickim firmy. Rzecz jasna, zysk uzyskiwany jest w ich przypadku drogą wyzysku, standardowo dla kapitalizmu. Biskupi nieźle także potrafią wyzyskiwać i ogólnie paskudnie traktować osoby świeckie zatrudnione w kuriach, np. Jędraszewski, który kilka lat temu zwolnił młode matki…

No i oczywiście zdzieranie z parafian przy okazji sakramentów czy zbijanie forsy na pielgrzymkach…

A my jeszcze do tego dopłacamy, niezależnie, czy jesteśmy katolikami, czy nie. Z naszych bowiem podatków część odprowadzana jest bowiem na kościelne konto.

Efekt jest taki, że wszystko w Polsce pozostaje niedofinansowane. Poza Kościołem katolickim.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Złodziej, karierowicz, prezes

Zgon fanatyczki

Bez zasług