Kredyt dla powodzian

Wczoraj pisałem o powodzi, która nawiedziła Polskę i inne państwa Europy (potężne starty żywioł ten spowodował również w takiej na przykład Nigerii), a stanowi oczywiście jeden z elementów zachodzącej nam radośnie katastrofy klimatycznej.

W (k)raju nad Wisłą spowodowała na – znowu – ogromne zniszczenia w wielu regionach, szczególnie na Dolnym Śląsku, zwłaszcza w podgórskich miastach, takich jak Kłodzko czy Nysa. Woda obecnie opada, a prognozy pogody wyglądają dość optymistycznie. Niemniej zauważyć trzeba, iż „powodzie tysiąclecie”, które zdarzać się powinny raz na minimum kilka stuleci, następują obecnie co kilkanaście lat, zaś z poważnymi podtopieniami mamy do czynienia niemalże co roku. Tym razem wiele osób straciło dorobek całego życia, inni ponieśli może nie całkowite, lecz i tak poważne straty majątkowe. Zagrożony jest byt tysięcy, szykują się problemy gospodarcze i inne nieszczęścia, będące następstwem kataklizmu.

Szczęściem w nieszczęściu, a raczej w tragedii, jest to, iż niemal od razu rozpoczęły się różne oddolne akcje samopomocy. Trwają zbiórki żywności, wody pitnej oraz innych niezbędnych artykułów, przygarnięcia powodzian i/lub ich zwierząt, itd. Wszystko to jest bardzo piękne, godne najwyższego szacunku; ostrożnie podchodziłbym jedynie do działań podejmowanych przez panów w purpurze, z reguły opasłych…

Swój pomysł w tym zakresie ma również rząd Donalda Tuska. Jak łatwo się domyślić, wyasygnuje w tym celu pieniądze z budżetu państwa; i żeby nie było – budżet służyć powinien między innymi wspieraniu osób obywatelskich znajdujących się w trudnej lub tragicznej (np. wskutek katastrofy) sytuacji bytowej. Jeśli jednak sądzicie, że na pomoc powodzianom Rada Ministrów przekieruje, dajmy na to, forsę z Funduszu Kościelnego – a w tym roku budżetowym jest on wszak rekordowy… no to się mylicie, i to grubo.

Tak, tak, doszliśmy właśnie do miejsca, gdzie zaczynają się schody.

Otóż pani Paulina Hennig-Kloska, ministra klimatu i środowiska, ogłosiła, że 100 mln zł (nie rozstrzygam, azali w tym konkretnym przypadku kwota to wysoka, czy niska… acz przypuszczam, iż biorąc pod uwagę skalę kataklizmu, wręcz mizerna) przeznaczone zostanie na niskoprocentowe pożyczki, od 1,5 do 2,5 proc., na likwidację skutków powodzi.

Brzmi ładnie? No, pozornie może i brzmi. Tymczasem jednak ten sam rząd chce swoim przyjaciołom/mocodawcom z deweloperki (czyli kapitalistom, rzecz jasna) zafundować kredyty 0 proc., po to oczywiście, aby mogli spekulacyjnie podnosić ceny mieszkań, co już następuje. O tym, jak bardzo szkodliwe to rozwiązanie, pisałem parę ładnych razy, teraz więc nie będę się w temat zagłębiał. Na razie wdrożeniu tego guana sprzeciwiają się Lewica i trochę Polska 2050, ale tak czy owak warto porównać:

- kredyt 0 proc. dla kapitalisty z ciężkimi pieniędzmi na koncie;

- kredyt 1,5-2,5 proc. dla osoby/rodziny, która być może straciła wszystko, na czele z domem oraz środkami do życia. Aha, oprocentowanie takie obejmie pożyczkę, której kwota starczyła będzie zapewne jedynie na uprzątnięcie podwórka… przy dużej dozie szczęścia.

Nie wiem, czy pani ministra sama to wymyśliła, czy też jakiś bankster podpowiedział jej takie rozwiązanie, ale już samo ogłoszenie tej… hm, idei świadczy o totalnym, dogłębnym i prawdopodobnie nieuleczalnym oderwaniu od rzeczywistości.

Aczkolwiek jest jeszcze inna możność. Taka mianowicie, że nie o pomoc powodzianom tu chodzi, lecz o żerowanie na nich. Konkretnie, o żerowanie tak przez rząd, jak i przez finansjerę.

Jaki jest stopień prawdopodobieństwa takie właśnie wariantu, oceńcie, proszę, sami(e).

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Złodziej, karierowicz, prezes

Zgon fanatyczki

Bez zasług