Lewica i dach nad głową

W minioną sobotę swoją konwencję programową miała Lewica. Dotyczyła ona programu mieszkaniowego tego ugrupowania, lansowanego od dawna pod – jak najbardziej zresztą trafnym – hasłem: „Mieszkanie prawem, nie towarem”.

Jego głównym założeniem jest budowa przez państwo i samorządy, przy finansowym wsparciu z Unii Europejskiej, lokali mieszkalnych na wynajem. Co istotne, czynsze mają być relatywnie niewygórowane, aby na wprowadzenie się do takich mieszkań pozwolić sobie mogli młodzi ludzie, single i z rodzinami, czyli te osoby, co albo nie mają szans na kredyt hipoteczny (niestabilna forma zatrudnienia, brak wkładu własnego), albo nie chcą sobie wiązać tego sznura na szyję do końca życia, albo też nie stać ich na wynajem po – zbyt wysokich, szczególnie w dużych miastach – cenach rynkowych. W założeniu mają to być mieszkania „na start”, czyli takie, które wynajmuje się na kilka pierwszych lat, a kiedy rozwinie się kariera zawodowa i poprawią dochody (o ile w dzisiejszym kapitalizmie jest to w ogóle możliwe, rzecz jasna), poszukuje się czegoś lepszego.

Pomysł jest oczywiście słuszny. Z jednej strony, osoby, które obecnie nie mogą sobie pozwolić na dach nad głową, w związku z czym gniotą się w ciasnych lokalach z rodzicami/teściami/dziadkami, albo po prostu potrzebują mieszkania na wynajem, będą miały gdzie zamieszkać. Z drugiej, zwiększy się podaż lokali na rynku, co automatycznie doprowadzi (przynajmniej powinno) do spadku cen, które w Polsce są wszak tak horrendalne, że Cthulhu po pijanemu by nie wymyślił.

Program mieszkaniowy Lewicy nie jest, co istotne, czystą abstrakcją. We Włocławku realizowany jest już od pięciu lat. Przez ten czas powstało tam pół tysiąca mieszkań ca tani wynajem; mają one swoich lokatorów. Da się? Ano, da, o ile mądrzy ludzie są przy władzy.

Ugrupowanie zapowiedziało też, nie zdradzając na razie szczegółów, projekt ustawy o wykorzystaniu pustostanów, których w (k)raju nad Wisłą jest około dwóch milionów. Sporo z tego to mieszkania, jakich deweloperzy nie sprzedali, gdyż zaśpiewali za nie zbyt wysokie ceny. Pomóc w tymże zagospodarowaniu ma specjalny podatek od pustostanów, jaki Lewica zamierza wprowadzić. Na razie nie wiadomo, na jakich zasadach byłby on płacony i ile wynosiłby; przypuszczam, iż jego celem jest zmuszenie deweloperów do sprzedawania niewykorzystanych mieszkań po NORMALNYCH cenach. Jeśli tak, idea jest słuszna. Oczywiście, już słyszę jęki i stękania kapitalistów z branży mieszkaniowej oraz ich prawicowych (neoliberalnych i faszystowskich) sojuszników.

Rzecz jasna, Lewica nadal krytykuje fatalny (o czym nieraz pisałem) program kredytu zero procent, polegający tak naprawdę na dopłacaniu z publicznych (czyli nas wszystkich, przypominam uprzejmie) pieniędzy banksterom oraz deweloperom. Zwiększy to ich zyski, a mieszkania wcale nie staną się łatwiej dostępne; przeciwnie, kredyty hipoteczne może i nie będą formalnie oprocentowane (w praktyce wszelkie opłaty zostaną inaczej ujęte, przez co finansjera tak czy owak wyjdzie na swoje), lecz ceny lokali zostaną spekulacyjnie wywindowane. Już sama zapowiedź wprowadzenia tego beznadziejnego programu spowodowała wzrost kwot, jakie zabulić trzeba za dach nad głową.

Jeśli chodzi o koalicję rządową, to owo zero-procentowe dziadostwo krytykuje również Polska 2050, wywołując tym furię premiera Donalda Tuska, będącego wszak totalnie uległym pachołkiem kapitalistów, w tym deweloperów i banksterów.

Program mieszkaniowy Lewicy oceniam pozytywnie. Czy jednak są szanse na jego wdrożenie w skali krajowej, a nie tylko na poziomie pojedynczych jednostek samorządu terytorialnego? Łatwo nie będzie, ponieważ przeciwko temu rozwiązaniu murem staną różne Tuski, Kaczyńskie, Kosiniaki-Kamysze, Bosaki i reszta prawicowych sługusów kapitału. Czyli wrogowie ludu pracującego.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Złodziej, karierowicz, prezes

Zgon fanatyczki

Bez zasług