Przegląd pachołków

W miniony weekend przybył do Polski z oficjalną wizytą prezydent USA, Joe Biden. Spełnił tym samym marzenie PiS-owców, a także reszty prawicy postsolidarnościowej oraz licznych komentatorów wielbiących amerykańskich imperialistów.

Wizyta jak wizyta – w sumie standard. Joe Biden spotkał się z przedstawicielami PiS-owskiego nie-rządu (ale nie widział się w cztery oczy z Kaczyńskim Jarosławem, co oznaczało, że albo nie zna REALNEJ struktury władzy w Polsce, albo sam WC Jaro bał się skompromitować w oczach swego pana i władcy) oraz rzekomo opozycyjnej PO, obejrzał co ważniejsze z puntu widzenia USA miejsca (np. bazy, w których stacjonują żołnierze imperialistyczni) i wygłosił przemówienie, na jakie zaproszono m. in. byłych prezydentów RP. Było ono – jak to zwykle w przypadku podobnych tekstów – mdłe niczym wypowiedź bohatera trzeciorzędnego amerykańskiego filmu, zawierało odwołania do Lecha Wałęsy i Jana Pawła II (czyżby analitycy z Białego Domu nie wiedzieli, że papież ów ma coraz gorszą opinię ze względu na tuszowanie zbrodni pedofilskich kleru, i nawet w Polsce powoływanie się na niego wypada coraz słabiej?), zapowiedź osłabienia gospodarki rosyjskiej sankcjami (co z tego wyjdzie, zobaczymy, acz obawiam się, że sankcje owe, jeśli nie ograniczą się do wymiaru li tylko propagandowego, mocniej walną w Europę i Polskę niźli w państwo moskiewskie), zapewnienie, że jesteśmy bezpieczni ze względu na artykuł 5 Traktatu Atlantyckiego oraz obietnicę wsparcia w uniezależnieniu się od rosyjskich surowców (co należy rozumieć jako zapowiedź wciskania Polsce amerykańskiego gazu po zawyżonych cenach). Na szczęście, Biden nie mówił o przekształceniu RP w drugą Okinawę, czyli o instalacji nad Wisłą stałych baz amerykańskich (wydrenowałyby nam kieszenie i stały się siedliskiem licznych patologii, takich jak zanieczyszczenia, przestępczość zorganizowana tudzież gwałty), ani też o wciągnięciu (k)raju nad Wisłą w bezpośrednie działania wojenne w Ukrainie (takie niebezpieczeństwo istniało, ale najwyraźniej imperialistyczni analitycy uznali, że byłoby to nieopłacalne… na razie przynajmniej). Gorzej, że nie ani słowem nie zająknął się o tym, co realnie zwiększyłoby bezpieczeństwo naszego państwa, czyli tarczy antyrakietowej, ani o pokoju między naszymi wschodnimi sąsiadami; to drugie oznacza, iż Amerykanom zależy, aby wojna między Rosją i Ukrainą trwała jak najdłużej. Jeśli chodzi o uchodźców ukraińskich, to Stany, owszem, wesprą ich, ale w relatywnie niewielkim stopniu. Jak pisałem w piątek, PiS-wcy stracili okazję, by spróbować wynegocjować od imperialistów konkretne pieniądze na ten cel.

Czy jednak pachołki negocjują i w ogóle oczekują czegokolwiek? Ano właśnie…

Wizytę Joego Bidena w (k)raju nad Wisłą oceniać można różnie, dla mnie jednak kluczowe jest zachowanie strony polskiej. Otóż, stanowi ono jeden spośród nad wyraz licznych dowodów, że nie ma czegoś takiego jak sojusz polsko-amerykański, lecz totalny serwilizm, wasalizm i marionetkowość władz nadwiślańskich wobec imperialistów zza oceanu.

Sojusz zakłada współdziałanie i partnerstwo, nawet, jeśli jedna jego strona jest słabsza (w istocie rzadko kiedy mają w miarę równy potencjał). Pomiędzy Polską i USA zadziałał on trzykrotnie w dziejach. Po raz pierwszy, kiedy Kościuszko i Pułaski wzięli udział w wojnie o niepodległość Stanów Zjednoczonych, zwanej również Rewolucją Amerykańską. Drugim było wsparcie, jakiego amerykańscy piloci – między nimi Merian C. Cooper, późniejszy twórca postaci King Konga – udzielili Polsce podczas wojny z Rosją w 1920 r. A raz trzeci i jak dotąd ostatni stanowiła eksfiltracja amerykańskich agentów z Iraku, dokonana przez polski wywiad w 1990 r. (w zamian za to umorzono część gierkowskich długów, resztę spłaciliśmy).

Obecnie jednak USA traktują Polskę jako swoją nieformalną kolonię, a jej władze – jako pachołki czy też marionetki. Nasi zaś politycy, ze szczególnym uwzględnieniem prawicowców postsolidarnościowych, nie robią nic, by status ów zmienić na polską korzyść; przeciwnie, prześcigają się w służalczości wobec agresywnego mocarstwa, pragnącego utrzymać status światowego hegemona, i mają gdzieś, że służalczość owa nijak się ma do naszych interesów jako państwa i społeczeństwa.

Przecież Joe Biden właśnie po to przyleciał nad Wisłę (nie zrobiłby zresztą tego, gdyby nie wojna rosyjsko-ukraińska) po to i tylko po to, by dokonać przeglądu swoich pachołków z prawicy postsolidarnościowej. Chciał sprawdzić, czy dalej są oni skłonni bezdyskusyjnie stosować się do napływających z Waszyngtonu poleceń, nabywać po zawyżonej cenie amerykańskie surowce oraz uzbrojenie – to ostatnie nawet w sytuacji, jeśli zakupy te będą niezgodne z polską doktryną obronną (rozwaloną zresztą przez Bezprawie i Niesprawiedliwość, w imię nabicia kabzy udziałowcom jankeskich koncernów zbrojeniowych). Test zapewne wypadł pomyślnie. Biden prawdopodobnie chciał również określić, czy nie przydałaby się czasem wymiana postsolidaruchów z PiS-u na postsolidaruchów z PO; jego wnioski w tym zakresie poznamy po najbliższych wyborach.

Z kolei strona polska zaprezentowała pokaz totalnego płaszczenia się przed dostojnym wizytatorem, znacząco przekraczający kurtuazję wynikającą z protokoły dyplomatycznego. Było to zachowanie niewolnika podstawiającego grzbiet panu wsiadającemu na konia. Mało tego, PiS-owcy i Platformersi podstawili ów grzbiet z szerokim oraz – o, zgrozo! – szczerym uśmiechem na twarzy. Nawet prostytutka okazuje więcej godności wobec już to klienta, już to alfonsa. Nie zrobili nic, by wynegocjować jakąkolwiek pomoc od USA dla naszego państwa (Kaczyński powiedział wręcz: „nie będziemy chodzić po prośbie”), ponoszącego wszak koszta ratowania ukraińskich uchodźców, bądź poprawić naszą pozycję w NATO i przekształcić polskie relacje ze Stanami Zjednoczonymi w AUTENTYCZNY sojusz, lecz bez szemrania przyjęli guano, jakie wcisnął im akwizytor Joe.

W przypadku postsolidarnościowców takie zachowanie w sumie nie dziwi. Nic dziwnego, że są oni pachołkami amerykańskich imperialistów, skoro przynależą do obozu politycznego, jaki w latach 80. XX wieku brał, za pośrednictwem Watykanu i włoskiej mafii, forsę od CIA, w zamian za co od początku transformacji ustrojowej wyprzedaje nasze państwo międzynarodowemu kapitałowi, a przed USA się płaszczy. Gorzej, że Lewica straciła okazję, by skrytykować ten wasalizm wobec imperialistów…

Tak czy owak, widać coraz wyraźniej, że jedynym sposobem, aby Polska zapewniła sobie relatywnie wysoki poziom bezpieczeństwa politycznego, militarnego oraz gospodarczego, jest powstanie Federacji Europejskiej (z nami oczywiście w składzie), z własną armią tudzież systemem obronnym, niezależnym od NATO i USA. Dążenie jednak do takiego rozwiązania wymaga zakończenia z pachołkowatością wobec tych ostatnich, a nie wiem, czy nadwiślańską klasę polityczną na coś takiego stać…

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor