Joe i Jan Paweł II

Pozostaniemy jeszcze dziś przy weekendowym przemówieniu, jakie Joe Biden wygłosił podczas swojej wizyty w Polsce. Wzbudziło ono wielką radość wśród zwolenników Platformy Obywatelskiej oraz wielu innych przeciwników PiS-u, ponieważ wspomniał, pochwalnie rzecz jasna, amerykański prezydent o Lechu Wałęsie, czym rzekomo miał mafii/sekcie Kaczyńskiego Jarosława „utrzeć nosa”. Niestety, sprawa nie wygląda tak wesoło, a szerzenie takiej właśnie interpretacji słów Bidena świadczy o naiwności.

Bo fakt, Kaczyński Jarosław Lecha Wałęsy nienawidzi i gardzi nim. Chciałby bowiem przeprowadzić rewizję mitu dawnej „Solidarności”, w miejsce gdańskiego elektryka umieszczając swojego nieżyjącego bliźniaka, Lecha, jako jej przywódcę (swoją drogą, czy nie szkoda walczyć o status lidera ruchu, jaki doprowadził do setek tysięcy, a może i kilku milionów zgonów oraz zrujnowania polskiego przemysłu po 1989 roku?). Bracia Kaczyńscy politycznie wyrośli przy Lechu Wałęsie, gdyby nie on, zupełnie by się nie liczyli (zwłaszcza Jarosław), z czasem jednakże zaczęli żywić wobec niego wrogość, gdyż nie chciał on realizować ich chorych wizji. Skoro Lech zginął w katastrofie lotniczej, nienawiść wobec elektryka pielęgnuje Jarosław.

Bardzo wszelako wątpliwe, by Joe Biden o tym wiedział. Raczej ma on mizerne (o ile jakiekolwiek) pojęcie o Polsce, a zwłaszcza o niuansach naszej sceny politycznej. Wygłaszając swoje przemówienie, zapewne nie chciał komukolwiek „ucierać nosa”. A to dlatego, że…

Ani Joe Biden, ani inni politycy nie piszą swoich przemówień (może zdarzają się wyjątki, lecz w tym wypadku nie mieliśmy z takowym do czynienia). Zajmują się tym analitycy oraz specjaliści od marketingu politycznego i PR-u; to właśnie oni decydują, jakie treści – specjalnie dobrane na konkretną okoliczność – mają się w danym tekście znaleźć. Dzieje się tak szczególnie w przypadku osobistości tej rangi, co prezydent USA, od słów którego może wręcz zależeć światowe bezpieczeństwo. A że różni szaleńcy tudzież idioci piastowali to stanowisko (Biden jest wprawdzie mądrzejszy i bardziej zrównoważony od Trumpa, ale ma podobno problemy ze sklerozą), spece piszący ich przemówienia dbają o to, by były one możliwe bezpieczne, tzn. nikogo nie uraziły (chyba, że w danym momencie jest taka potrzeba) i nie prowokowały. Toteż nasycają je jak największą ilością gładkich treści, mających mile podłechtać słuchaczy; do takowych zalicza się chociażby nawijanie o lokalnych bohaterach.

I tu dochodzimy do clou sprawy z przemówieniem Joego Bidena. Otóż, odwołał się on nie tylko do Lecha Wałęsy (któremu Amerykanie faktycznie wiele zawdzięczają, np. kolonizację polskiego rynku przez ichnie korporacje, biorącą się z tego, że pan Wałęsa jako prezydent rozpiął parasol ochronny nad zbrodniczym planem Balcerowicza, i to w czasie, kiedy widać już było jego tragiczne konsekwencje), ale też do Jana Pawła II, co umknęło wielu komentatorom zaczadzonym amerykańskim imperializmem.

I właśnie chwalenie owego papieża bardzo źle świadczy o analitykach z Białego Domu, co napisali Bidenowi omawiany tekst. A zarazem – o stosunku USA do Polski.

Spece owi okazali bowiem, że ich wiedza o postawach społeczno-politycznych w naszym państwie zapóźniona jest o jakieś dwadzieścia lat. Założyli mianowicie, iż Jan Paweł II wciąż jest dla Polaków świętością, jego kult kwitnie, każda natomiast pozytywna wzmianka o jego osobie rozpala serca i umysły od Bałtyku po tatry.

Tymczasem nie trzeba specjalnego wysiłku, by sprawdzić, że w ostatnich latach następuje w (k)raju nad Wisłą szybki proces laicyzacyjny. Ludzie masowo odchodzą od Kościoła katolickiego (nawet, jeśli nie dokonują formalnej apostazji, to przestają uczestniczyć w praktykach religijnych), dzieci i młodzież coraz mniej licznie uczestniczą w szkolnej katechezie, odwoływanie się do idei świeckiego państwa nie jest od dawna uznawane za tabu, podobnie jak domaganie się rozliczenie zbrodni pedofilskich kleru, mnożą się postawy antyklerykalne… Co do samego Jana Pawła II, to owszem, dla części społeczeństwa nadal jest on świętym czy też autorytetem, niemniej jednak przybywa osób bardzo krytycznie oceniających jego pontyfikat (i ogólnie kapłańską karierę), zwłaszcza udział w tuszowaniu zbrodni pedofilskich, negowanie praw kobiet oraz sojusze z krwawymi dyktatorami w rodzaju Pinocheta. Z kolei dla młodego pokolenia Polek i Polaków papież ów jest najczęściej albo postacią historyczną – różnie ocenianą, ale generalnie niemającą wpływu na obecny świat – albo… symbolem obciachu, co bierze się choćby z wszechobecnych pomników, z reguły wyjątkowo paskudnych, przedstawiających wiadomego hierarchę. Są również czasowniki: „odjaniepawlić” i „odjaniepawlać”, oznaczające robienie czegoś w sposób przesadny, nonsensowny, a bywa, że i szkodliwy dla innych; odwołują się one do bałwochwalczej czci, jaką Jan Paweł II otaczany był (przez niektórych nadal jest) w (k)raju nad Wisłą.

Jako się rzekło, tego wszystkiego analitycy z Białego Domu mogliby się z łatwością dowiedzieć i na podstawie wysnutych wniosków zawszeć w Bidenowym przemówieniu stosowne treści. Nie zrobili tego jednak, i to raczej nie przez własne niedbalstwo, tylko dlatego, że w hierarchii spraw ważnych dla imperialistycznego prezydenta Polska zajmuje niską pozycję.

Jak pisałem wczoraj, nasze państwo nie jest dla USA żadnym sojusznikiem, lecz nieformalną kolonią, stanowiącą rezerwuar taniej siły roboczej, a zarazem taką, której wcisnąć można po zawyżonej cenie już to przestarzałe, często wadliwe uzbrojenie, już to surowce, jej zaś władze traktowane są (nie bez racji z jankeskiego punktu widzenia) jako marionetki. Obywatelom zaś można zaprezentować pomalowane kolorową farbką guano, a będą się cieszyli.

Zapóźnione pod względem informacyjnym przemówienie Bidena stanowi dowód, że i on, i inni przedstawiciele władz w Waszyngtonie traktują nas w taki właśnie, pogardliwy sposób. Zaś reakcja medialnego i politycznego mainstreamu świadczy, żeby bynajmniej nie pod tym względem jankescy imperialiści nie pomylili.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor