Alergia na demokrację

Oderwijmy się na chwilę od tematyki międzynarodowej i powróćmy na krajowe podwórko. Albowiem wiele czynników wewnętrznych zagraża Polsce.

Już to Bezprawie i Niesprawiedliwość znów domaga się zmiany Konstytucji RP, nie wspominając o tym, że nie ustaje owa mafia/sekta w dążeniu do wywalenia (k)raju nad Wisłą z Unii Europejskiej (te jej działania zasługują wszelako na odrębną analizę), już to potężna inflacja oraz fiskalne skutki Polskiego Ładu (czy jak tam się to guano nazywa) walą w nas, obywateli, już to gospodarka się sypie, a służba zdrowia ledwo zipie… Nie-rząd popełnia zbrodnię na granicy polsko-białoruskiej, niszczy naszą przyrodę i wzdraga się przed (konieczną, co ukazuje chociażby wojna w Ukrainie) transformacją energetyczną. Masowe przybywanie uciekających przez wojenną pożogą obywatelek i obywateli Ukrainy wymagało będzie nad wyraz gruntownych reform rynku pracy, inaczej Polska stanie się jeszcze gorszym obozem koncentracyjnym niż ten, w jaką przekształcił ją Balcerowicz… a politycy zdają się tego nie rozumieć, poza Lewicą, która bodaj jako jedyna wspomina o tymże problemie. No i na opozycji też nie jest wesoło, przypomniał bowiem o sobie jeden z licznych czarnych charakterów naszej sceny politycznej.

Oto w miniony weekend odbył się kongres Platformy Obywatelskiej. Swoje przemówienie wygłosił jej lider, pan Tusk Donald. Byłoby to zwyczajne, nudne wydarzenie, gdyby nie jeden nader niepokojący czynnik. Oto były premier i przewodniczący Rady Europejskiej znów zaczął opluwać Lewicę, powtarzając swoją starą śpiewkę, jakoby miała ona wejść w sojusz z PiS-em.

Rzecz jasna, byłoby to niemożliwe. Postępowa, demokratyczna, opowiadająca się za prawami człowieka formacja jest organicznie niezdolna do współdziałania – nie mówiąc o koalicji – z tkwiącymi w ciemnogrodzie klerofaszystami, antydemokratycznymi i wrogimi wobec naszych praw i wolności. Lewica i PiS są ideologicznie przeciwstawne; z kolei nie ma większych różnic światopoglądowych między Bezprawiem i Niesprawiedliwością a Platformą Obywatelską tudzież Konfederacją, co pokazują chociażby głosowania w Sejmie.

Donald Tusk, jak łatwo się domyślić, głosząc te swoje brednie, próbuje zniechęcić do Lewicy wyborców demokratycznych, sam bowiem zamierza przejąć ten elektorat. W identycznym celu atakuje Polskę 2050. Zmiecenie ze sceny politycznej lub – jeszcze lepiej z jego punktu widzenia – wchłonięcie tych dwóch ugrupowań przez PO ma umożliwić Tuskowi nie tylko wygranie najbliższych wyborów i utworzenie rządu, ale też, w dalszej perspektywie, połączenie swojej formacji z PiS-em i ewentualnie Konfederacją, co oznaczałoby całkowitą likwidację istniejących jeszcze resztek demokracji w Polsce (pisałem o tym w notce Plany pana Donalda).

W tym jego zachowaniu nie ma niczego zaskakującego; wszak polityka jest brudną grą, polegającą w znacznej mierze na zwalczaniu konkurentów. Poza tym, Tusk robi to, co przez cały okres swojej kariery. Otóż, jest on politycznym przeciętniakiem, który zaszedł na szczyty tylko dlatego, iż potrafi wpasowywać się w aktualną konfigurację na scenie i eliminować realnych oraz potencjalnych wrogów. Sukces osiągnął dzięki temu, że ze swojej drogi zepchnął lub wdeptał w grunt swych kolegów i współpracowników: Andrzeja Olechowskiego, Macieja Płażyńskiego (tego, który zginął w katastrofie smoleńskiej), a ostatnio Rafała Trzaskowskiego. Uznawszy ich za zagrożenie dla siebie, doprowadził do tego, że znaleźli się oni na politycznym marginesie lub nawet poza polityką. Teraz to samo chce zrobić z Włodzimierzem Czarzastym, Robertem Biedroniem i Adrianem Zandbergiem (oraz Szymonem Hołownią, którego jednak w dzisiejszej analizie pominiemy). Przecież niedawne oddzielnie posłów PPS-u od sejmowego klubu Lewicy stanowiło efekt kreciej roboty Tuska i PO właśnie.

Jednakże żądza władzy jest tylko jednym z głównych powodów, dla których Donald Tusk usiłuje zniszczyć lewicową formację. Drugim jest ideologia.

Otóż, jak doskonale wiemy, były premier i przewodniczący Rady Europejskiej jest politykiem prawicowym. W polskich warunkach oznacza to betonowy konserwatyzm, wstecznictwo i przynależność do mentalnego ciemnogrodu. Oraz, co jeszcze gorsze, postawę antydemokratyczną. Owszem, nie aż tak daleko posuniętą, co u Jarosława Kaczyńskiego czy politykierów Konfederacji, bowiem wolne wybory i trójpodział władzy pan Tusk jako tako akceptuje… Ale już idee typu prawa człowieka tudzież sprawiedliwość społeczna są dla niego herezją. Politykowi owemu nie mieści się zatem w głowie, by osoby tej samej płci mogły tworzyć rodzinę, mniejszości seksualne (oraz wszelkie inne) pozostawały chronione przed prześladowaniami, kobieta mogła decydować o własnym organizmie i ciszyła się tymi samymi prawami, co mężczyzna, pracownik otrzymywał za swoją harówę wynagrodzenie pozwalające się utrzymać (to właśnie rząd Tuska zalegalizował w Polsce niewolnictwo w postaci bezpłatnych staży), państwo natomiast było świeckie. A że wszystko to są postulaty Lewicy, to pan Donald chce ją zniszczyć, gdyż zagraża ona realizacji jego (jak również całego obozu prawicy postsolidarnościowej, bo wszak wdrażana jest ona od 1989 roku) wizji Polski jako zacofanego, klerykalnego, zaściankowego rezerwuaru taniej siły roboczej dla międzynarodowych koncernów i korporacji oraz Kościoła katolickiego.

I stąd to jego plucie…

Niestety, działając przeciwko Lewicy – oraz Polsce 2050, dodajmy – lider PO działa przeciwko demokracji. Jest takim samym zagrożeniem dla tego ustroju, co Jarosław Kaczyński, zwłaszcza, że lubi się kumać z konfederackimi neonazistami.

Im więc szybciej przejdzie na polityczną emeryturę, tym lepiej dla nas wszystkich!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor