Zwycięstwo bez walki

Niedawno zakończył się (o czym rzecz jasna pisałem) strajk w podpoznańskich zakładach Solaris – najdłuższy po 1989 roku. Robotnicy zwyciężyli dzięki solidarności i determinacji; uzyskali również polityczne wsparcie od parlamentarzystów oraz działaczy Lewicy. W zeszłym roku do podobnej sytuacji doszło w zakładach Paroc Polska, gdzie proletariat również wywalczył lepsze warunki zatrudnienia. Takich pracowniczych zwycięstw było zresztą w ostatnich miesiącach w (k)raju nad Wisłą więcej; wspomniałem o nich w jednej z notek. I bardzo dobrze!

A teraz do listy przedsiębiorstw, gdzie pracownicy skutecznie zawalczyli o swoje, dołączyły Pudliszki. Od stycznia szykował się tam strajk, ostatecznie jednak obyło się bez niego. Ale po kolei.

Owa firma, zajmująca się przetwórstwem owocowo-warzywnym (bez trudu znajdziemy na sklepowych pułkach jej sosy, ketchupy, itd.) ma bardzo długą tradycję, sięgającą roku 1920. Oczywiście po tragicznych przemianach gospodarczych, czyli restauracji w Polsce nieludzkiego systemu kapitalistycznego, została sprzedana i obecnie należy do amerykańskiego koncernu Kraft Heinz. Tyle dobrze, że nie było to wrogie przejęcie, bo nowy właściciel przynajmniej zachował markę (tymczasem wiele polskich firm zostało kupionych przez międzynarodowy kapitał i przezeń zlikwidowanych – to były właśnie wrogie przejęcia, skutkiem których liczne nasze marki z wieloletnią tradycją przeszły do historii, na czym nachapali się frymarczący nimi pod egidą Balcerowicza i jego targowickich następców prawicowcy postsolidarnościowi). Amerykanie najwyraźniej poszukiwali jednak nad Wisłą głównie taniej siły roboczej. Przypuszczenie to wywodzić można z faktu, że chociaż polscy proletariusze należą do najbardziej wydajnych spośród wszystkich zatrudnionych przez Kraft Heinz, to w porównaniu z zachodnimi kolegami po fachu, zarabiają bardzo mało. Niemile potraktowano ich też z okazji stulecia zakładu; wydawałoby się, że to okazja do przyznania sutych premii, tymczasem pracownicy dostali… termosy made in China, warte około 30 zł.

Nic więc dziwnego, że się wkurzyli. Trzy działające w firmie związki zawodowe: Konfederacja Pracy, NSZZ „Solidarność” oraz Związek Zawodowy Pracowników Przemysłu Mięsnego i Spożywczego, w styczniu tego roku weszły w spór zbiorowy z dyrekcją przedsiębiorstwa. Strajk wisiał na włosku…

...ale amerykańscy kapitaliści, w odróżnieniu od chociażby hiszpańskich właścicieli Solarisa, zachowali się mądrze i odpowiedzialnie, i już w toku negocjacji płacowych (wczesny etap sporu zbiorowego) zgodzili się na podwyżki dla załogi. Ta ze swej strony poszła na kompromis, akceptując 370 zł miesięcznie zamiast żądanych 400 zł – aczkolwiek to i tak o 70 zł więcej, niż firma z początku proponowała. Wzrost wynagrodzenia nastąpi ze skutkiem praktycznie natychmiastowym, z wyrównaniem od 1 marca 2022 roku. Skorzysta około 700 osób. Pracownicy najwyraźniej są zadowoleni, bo strajku nie będzie.

W Pudliszkach sprawę udało się załatwić pokojowo za sprawą dwóch czynników. Jednym było to samo, co w przypadku Solarisa, czyli solidarność i determinacja załogi, która dobrze wiedziała, czego chce. Drugim – rozwaga dyrekcji firmy, jaka z kolei wykazała się gotowością do negocjacji i ustępstw na rzecz osób generujących swą ciężką pracą zyski koncernu.

I dobrze, bo strajk jest bronią ostateczną, a zarazem jakże często obosieczną. Tak naprawdę, kiedy do niego dochodzi, obie strony – zarówno ludzie pracy, jak też kapitaliści – wychodzą z niego poobijane, nawet, jeśli zatrudnieni wywalczają realizację swoich postulatów. Dlatego należy się cieszyć, kiedy negocjacje okazują się wystarczającym rozwiązaniem, by zaspokoić słuszne oczekiwania proletariatu.

Generalnie, Pudliszki stanowią kolejny przykład, jaki zdaje się wskazywać, iż polski proletariat zaczyna się budzić i walczyć o swoje. Po przeszło trzydziestu latach dzikiego kapitalizmu, opartego o półniewolnicze stosunki pracy, ludzie wreszcie dochodzą do wniosku, że nie ma sensu zasuwać za najniższe stawki (lub miskę ryżu, o której mówił Mateusz Morawiecki, jeszcze jako doradca Donalda Tuska); wszak pracują po to, by zdobyć środki utrzymania, konieczne do przedłużenia bytu. Nie mogą więc oddawać swojej siły roboczej za darmo lub za pieniądze zbyt małe, by można za nie było zaspokoić podstawowe potrzeby. Dalej, to właśnie wysiłek proletariatu generuje zyski kapitalistów (którzy sami przecież nie pracują i bogacą się z tytułu własności), toteż powinien być sowicie wynagrodzony.

Korzystny trend zatem się zarysowuje. I super! Pojawia się cień szansy, że Polska przestanie być obozem koncentracyjnym, w jaki przekształciła ją prawica postsolidarnościowa, czego pierwszym etapem był plan Balcerowicza.

Oby tylko nie była to złudna nadzieja!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor