Nie wiadomo

Kolejny miesiąc epidemii COVID-19. I dalej niewiele wiadomo, co się faktycznie dzieje, przynajmniej w Polsce, bo trudno orzec, jak to jest w innych krajach. Przypuszczam, że w Chinach, Korei (przynajmniej Południowej), Japonii, Wietnamie i innych państwach Azji Wschodniej, ale też na Kubie czy Kostaryce, dane na temat realnej liczby zarażonych i zmarłych są w miarę rzetelne. Gdzie indziej…

No właśnie, wracamy na polskie podwórko. Media, ze szczególnym uwzględnieniem stacji telewizyjnych, codziennie (mnie to już serio męczy) podają, zaczerpniętą od Ministerstwa wątpliwego Zdrowia, liczbę zakażonych i zmarłych. I już na tym etapie można mówić o fałszu.

Po pierwsze, w (k)raju nad Wisłą wciąż przeprowadza się zbyt małą liczbę testów na koronawirusa, by określić faktyczną skalę tej epidemii. Zwłaszcza, że zdecydowana większość zarażonych przechodzi COVID-19 albo totalnie bezobjawowo, albo też objawy niczym nie różnią się od przeziębienia, tacy więc ludzie często nawet nie wiedzą, że powinni się przebadać. A jeżeli nawet wiedzą, to się nie badają, bo ich nie stać; testy są wszak płatne.

Druga sprawa to jakość samych testów. Nie jestem w tej kwestii ekspertem, niemniej jednak w internecie oraz innych mediach bez trudu natknąć się można na szereg wątpliwości co do tego, czy faktycznie wykrywają one wiadomego mikroba. Niektóre (podobno określili to naukowcy z Oxfordu, o ile to nie fake news, oczywiście) wykrywać mają wirusy z dawna obumarłe, nieaktywne, skutkiem czego człowieka, który już COVID-19 przechorował, uznają za świeżo zarażonego. Inne mogą koronawirusa nie wykryć wcale, i chory uznany zostanie za w pełni zdrowego. Nie zdziwił bym się, gdyby były i takie testy, co na każdego jednego wirusa (np. grypy) reagują identycznie, skutkiem czego za zarażonego COVID-19 wzięty będzie pacjent cierpiący na inne schorzenie wirusowe… Jakiej jakości testy stosowane są w Polsce? Biorąc pod uwagę, kto rządzi tym państwem, optymizmu w tej dziedzinie nie wykazuję…

Ale już prawdziwym wstrętem napawa mnie podawanie liczby osób zmarłych. Tu większą winą obarczam media niż rząd. Otóż, informując o śmierci ludzi zarażonych koronawirusem, dziennikarze mówią o zgonach „z powodu koronawirusa”. Tymczasem nie jest to wcale takie proste. Nie wiem, azali mamy tu do czynienia ze światowym wprowadzaniem odbiorców w błąd i straszeniem ich, czy po prostu z ignorancją prezenterów telewizyjnych. Otóż, sam fakt, że ktoś, kto zakaził się wiadomym mikrobem, zmarł, NIE OZNACZA, że to właśnie koronawirus go zabił. Przyczyn śmierci mogło być multum: zawał, udar, rak, niewydolność nerek… Muszą to określić dokładne badania, acz wiele wskazuje na to, że koronawirus SAM W SOBIE odesłał w zaświaty o wiele mniejszą liczbę osób (na całym świecie, nie tylko w Polsce), niż to wciskają nam media. To, co robią środki masowego przekazu, przypomina mi sztuczne zawyżanie statystyk, z jakim mieliśmy do czynienia wiosną (a może i dalej tak tam jest, nie wiem) we Włoszech, gdzie koronawirusa wpisywano jako przyczynę śmierci u każdego zarażonego nim zmarłego, choćby ewidentne umarł on na raka płuc, pęknięcie żylaków, spadł ze schodów i skręcił sobie kark, albo został rozjechany przez tira. Jest to działanie wyjątkowo nieetyczne, a przy tym niehumanitarne; toż to bicie piany na ludzkiej tragedii.

Co gorsza, nie mówi się o tym – tzn. wspominają co mądrzejsi lekarze, ale media i politycy skutecznie sprawę ignorują – ilu pacjentów cierpiących na inne choroby (nowotwory, schorzenia układu krążenia, układu pokarmowego, nerek, wątroby, itd.) czy ofiar wypadków umiera, ponieważ nikt nawet nie myśli o przyjęciu ich do szpitala lub też, choćby zostali przyjęci, nie otrzymują tam pomocy, gdyż przez rządową nieudolność, stanowiącą zresztą skutek paniki wywołanej na przełomie zeszłego i bieżącego roku przez media powiązane z amerykańskim kapitałem, wszelkie środki kierowane są na walkę z COVID-19, podczas gdy leczenie innych schorzeń czy skutków wypadków pozostaje mocno zaniedbane.

Mało się również mówi (taką wypowiedź z ust lekarza słyszałem tylko raz, na Polsacie), że w krajach, gdzie go wprowadzono, tragiczne skutki miał lockout, bowiem wśród osób zamkniętych w domu przybyło zgonów na zawał, udar, itd. Dlatego rozwiązanie to jest wręcz podwójnie szkodliwe – zabija ludzi i sprzyja zarażaniu się koronawirusem; skoro zdrowych zamyka się z zakażonymi…

Ze środowisk medycznych też zresztą napływają sprzeczne opinie. Jedni lekarze alarmują, że dzieje się nie wiadomo co, inni (ci mądrzejsi) apelują o rozsądek – namawiają ludzi, by zachowywali ostrożność, ale żyli normalnie. Tu akurat rozbieżnościom opinii się nie dziwię; COVID-19 jest chorobą jeszcze stosunkowo słabo poznaną, nadto wygląda na to, że skutki zarażenia w zależności od klimatu mogą być odmienne.

Dlatego to na nas, zwykłych ludziach, spoczywa obowiązek zachowania się odpowiednio. Musimy więc pamiętać, że koronawirus nie jest aż tak niebezpieczny, jak to wciskają nam media, przeto nie wolno ulegać panice; z drugiej strony, jest grupa ludzi, której on faktycznie zagraża, toteż lekceważyć go nie wolno. Nośmy maseczki, zachowujmy odstępy od innych osób, dezynfekujmy ręce, ograniczajmy w miarę możliwości zakupy, ale nie rezygnujmy ze spacerów (aktywność fizyczna może nam tylko pomóc), korzystania z oferty instytucji kulturalnych (kontakt z kulturą i sztuką pozytywnie wpływa na stan zdrowia psychicznego), i protestujmy przeciwko lockoutowi, zamykaniu lasów oraz tym podobnym, wielce szkodliwym rozwiązaniom.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor