Zła droga?

Coraz więcej lekarzy i naukowców twierdzi, że strategia walki z koronawirusem, jaką przyjęły liczne państwa – w tym, niestety, Polska (o ile w ogóle można mówić o jakiejkolwiek strategii rządu Bezprawia i Niesprawiedliwości, bo wiele wskazuje na to, iż podejmuje on li tylko doraźne działania, nieprzemyślane zresztą) – polegająca na zmniejszeniu poprzez lockdown i lockout liczby zakażonych, jest z medycznego punktu widzenia błędna, a skutki, które przynosi, okazują się bardzo poważne.

Przykładowo, są już dostępne dane, wedle których znacząco przybyło zgonów na zawały, udary, wylewy czy niewydolność nerek – zgonów, dodajmy, jakim łatwo byłoby zapobiec, gdyby służba zdrowia funkcjonowała normalnie, tzn. gdyby leczono pacjentów chorych nie tylko na COVID-19, a ludzie nie siedzieli w domach, co wydatnie zwiększa ryzyko pogorszenia stanu zdrowia.

Tymże lekarzom i naukowcom nie chodzi o kreowanie jakichś zdziwaczałych pomysłów, takich jak wydumana opcja zaproponowana przez pewnego matematyka z (k)raju nad Wisłą rodem, który chce, żeby młodzi ludzie specjalnie (sic!) zarażali się koronawirusem, przechorowywali go i w ten sposób uodporniali się nań, co ma dać „odporność stadną” i „tarczę ochronną dla starszych pokoleń”. Cóż, gdybym był premierem lub ministrem zdrowia, czegoś takiego bym NIE wdrożył w życie; zbyt wiele tu fałszywych, a w najlepszym razie nader niepewnych założeń.

Nie, krytycy strategii opartej na lockdownie stwierdzają po prostu, że i tak jest ona nieskuteczna, skoro zarażonych koronawirusem szybko przybywa (co widać w większości państw europejskich, USA, itd.), a co gorsza, zwiększa ryzyko zgonu ludzi cierpiących na inne schorzenia; nadto koronawirus groźny jest szczególnie do osób z organizmem osłabionym już to smogiem (są badania, które na to wskazują), już to chorobami przewlekłymi czy nawet zwykłym przeziębieniem, jeśli się ich więc u danego pacjenta nie leczy, to zakażenie COVID-19 może skończyć się dla niego tragicznie.

Zwolennicy tej teorii są przeciwni całkowitemu pójściu na żywioł i znoszeniu wszelkich restrykcji; faktycznie, przykład Szwecji pokazuje, iż pomysł to zdecydowanie nie najlepszy. Nie mają zatem nic przeciwko obostrzeniom typu nakaz noszenia maseczek w miejscach publicznych czy dezynfekcji rąk, zachowywaniu ostrożności, pracy czy nauce zdalnej, itd. Twierdzą, że rolą państw musi być zapewnienie szczególnej ochrony obywatelom, dla których COVID-19 jest rzeczywiście niebezpieczny: osobom starszym i (już niezależnie od wieku) cierpiącym na inne choroby. Reszta zaś społeczeństwa powinna funkcjonować w miarę normalnie, jakkolwiek nie wystawiając się na ryzyko.

Skoro 80-90 proc. zarażonych przechodzi COVID-19 bezobjawowo lub z lekkimi tylko objawami, nie ma sensu pakować ich do szpitala; wystarczy zapewnić kwarantannę, by nie zarażali innych ludzi. Służby zdrowia w poszczególnych państwach winny zaś skoncentrować się na ratowaniu życia osób w poważnym stanie – niezelżenie od choroby, na którą cierpią.

W przeciwnym wypadku liczba zarażonych koronawirusem nie tylko nie spadnie, lecz będzie wzrastała (przecież to logiczne: jeśli zamyka się ludzi w blokach czy punktowcach, powstają tam istne wylęgarnie wiadomego mikroba, identycznie, jak to się dzieje z DPS-ami), podobnie jak liczba ofiar śmiertelnych – nie tylko COVID-19, ale schorzeń, które naprawdę łatwo wyleczyć, o ile się tego nie zaniecha.

Mówiąc krótko, strategia oparta na ograniczaniu liczby zakażonych poprzez lockdown i lockout jest, zdaniem coraz większego odsetka lekarzy i naukowców, przeciwskuteczna. Na dłuższą metę generuje ona tylko zaklajstrowanie placówek opieki medycznej i uniemożliwienie udzielenia pomocy ludziom w naprawdę złym stanie zdrowia. Widać to świetnie na przykładzie Polski, gdzie pacjenci – z koronawirusem lub innymi chorobami – umierają w karetkach (o ile w ogóle zostają one do nich przysłane!), bo szpitale, gdzie brakuje miejsc, odmawiają ich przyjmowania. Wkrótce trzeba będzie się zastanawiać, których pacjentów odłączyć od respiratorów, bo w kolejce czekali będą następni… nie zawsze tychże respiratorów potrzebujący.

O tym, że lockdown i lockout będą miały – a w coraz liczniejszych państwach JUŻ MAJĄ – tragiczne skutki gospodarcze w postaci drastycznego przyrostu bezrobocia, pogorszenia warunków zatrudnienia, zubożenia społeczeństwa, inflacji i tym podobnych czynników, które zabiją zdecydowanie WIĘCEJ ludzi niż koronawirus, wiadomo od miesięcy. Warto jednak przyjrzeć się także argumentom medycznym, sugerującym, że konsekwencje tych dwóch operacji mogą być tragiczne również dla naszego zdrowia.

Nie jestem lekarzem ani biologiem, trudno mi zatem wydać jakąś opinię na temat stricte zdrowotny. Niemniej jednak, medyczna argumentacja krytyków strategii lockdownowej jak najbardziej do mnie przemawia. I lepiej, by władze poszczególnych państw wdrożyły ją jak najszybciej, w przeciwnym bowiem razie zabije nas nie COVID-19, lecz najzwyklejsze w świecie przeziębienie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor