Wigilia wigilii

Oczywiście nie chodzi o Wigilię Bożego Narodzenia, lecz o wigilię Wszystkich Świętych – All Hallows’ Eve. Tak, już jutro 31 października, a zatem Halloween, celtyckie święto zmarłych, coraz mocniej zadomowione w (k)raju nad Wisłą, co – niejako paradoksalnie – pomogło odnowić pamięć o jego słowiańskim odpowiedniku, czyli Dziadach, i ową tradycję przodków przywrócić. Bo Dziady wracają, coraz wyraźniej widać to chociażby w Internecie.

Zresztą, niby katolickie Wszystkich Świętych zawiera w sobie prawie same elementy pogańskie, z odwiedzinami grobów naszych bliskich zmarłych i paleniem zniczy na czele.

W tym roku Halloween odbędzie się oczywiście w cieniu protestów przeciwko zaostrzeniu – i tak nazbyt restrykcyjnego, nieludzkiego wręcz prawa antyaborcyjnego – jak również epidemii koronawirusa. Gdyby nie to, pewnie znów rozległyby się kwiki (stanowiące, jak nietrudno się domyślić, temat zastępczy) środowisk prawicowych i kościelnych, jakoby All Hallows’ Eve było „satanistyczne” (brednie), a dynie z wyskrobanym „upiornym” uśmiechem „są przerażające”. Z kolei Kościół katolicki organizowałby (zresztą, może i zorganizuje, bowiem jak dotąd hierarchowie i kler koronawirusem niezbyt się przejmowali) konkurencyjne wobec halloweenowego przebierania się za wampiry, zombie i inne istoty z horrorów Pochody Wszystkich Świętych, polegające na tym, że dzieci odgrywają jakąś postać w mniej lub bardziej zamierzchłej przeszłości poddaną procesowi kanonizacji (zresztą wielu kanonizowanych za swego życia budziło grozę o wiele większą i o wiele bardziej realną niż jakikolwiek wymyślony stwór), co jest realizacją zdrowej zasady „Nie palcie komitetów, zakładajcie własne”.

Halloween jest w Polsce krytykowane również z pozycji lewicowych, i zaznaczyć trzeba, iż ta akurat krytyka opiera się z reguły na bardziej merytorycznych podstawach. Otóż, sprowadza się ona do tego, iż Halloween przybyło nad Wisłę z USA, a zadomowiło się dzięki wszechobecnym importowanym stamtąd powieściom, filmom, i innym dziełom tzw. kultury popularnej; innymi słowy, stanowić ono na element amerykańskiego imperializmu kulturowego. W znacznej mierze jest to prawda, gdyż święto owo spopularyzowała w Polsce właśnie popkultura z USA rodem, jaka szeroką wezbraną rzeką wpłynęła do naszej części Europy po podniesieniu Żelaznej Kurtyny. Z drugiej strony, rodowód Halloween jest nie amerykański, lecz celtycki, a Celtowie przez długie wieki zamieszkiwali terytorium dzisiejszej południowej Polski, toteż ich kulturę trudno uznawać za obcą. Co nie zmienia faktu, że z dużym szacunkiem odnoszę się do rodzimowierców, którzy twierdzą, iż w Polsce lepiej jest obchodzić Dziady, jako święto słowiańskie. Co do mnie, to stosuję oba terminy zamiennie, pozostawiając ludziom, co chcą obchodzić, albo w co się bawić.

Dla mnie Halloween/Dziady to bowiem głównie rozrywka. Jak co roku poczytam sobie literaturę grozy (konkretnie będzie to Gość Draculi, czyli zbiór opowiadań autorstwa Brama Stokera) i puszczę jakiś filmowy horror. Bo czemu nie? Za wampira, wilkołaka, zombie, potwora Frankensteina (ciekawe, swoją drogą, czy Mary Shelley nazwisko głównego bohatera swojej sztandarowej powieści – mieszkającego w szwajcarskiej Genewie i studiującego w niemieckim Ingolstadt, gdzie ożywił swe monstrum – wymyśliła, czy też zaczerpnęła ja od dzisiejszych Ząbkowic Śląskich, o które mogła zahaczyć podczas podróży z lordem Byronem) ani inne tego typu stworzenie przebierać się nie zamierzam, ale też nie mam absolutnie nic przeciwko, jeśli ktoś zdecyduje się na taką zabawę.

Co nie zmienia faktu, że z okazji jutrzejszego dnia, Halloween/Dziadów, czuję się zobowiązany przypomnieć, iż: Ph’nglui mglw’nafh Cthulhu R’lyeh wgah’nagl fhtagn (Howard Phillips Lovecraft Zew Cthulhu).

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor