Równi i równiejsi

Nie dziwię się, że niektórzy przedsiębiorcy – głównie ci z branży fitness oraz gastronomicznej – oburzeni są na rządowe obostrzenia, mające rzekomo służyć ograniczeniu epidemii COVID-19 (rzekomo, bo już wiosną było widać, w Polsce i w wielu innych państwach, że lockout – w przeciwieństwie do nakazu noszenia maseczek, dezynfekcji, zachowywania dystansu społecznego czy stosowania ograniczeń liczbowych osób przebywających w zamkniętych pomieszczeniach – bynajmniej nie zapobiega rozprzestrzenianiu się koronawirusa, za to wielu ludziom szkodzi bardziej niż ów mikrob). Nie dziwię się, że czują się oni poszkodowani, ponieważ jawnie widać nierówne traktowanie podmiotów gospodarczych.

Zacznijmy jednak od tego, że PiS-owskie władze najbledszego pojęcia nie mają, mimo upływu miesięcy, jak radzić sobie z sytuacją epidemiczną… która podobno jeszcze kilka tygodni temu była na tyle dobra, że w przestrzeni publicznej nie trzeba było nosić maseczek. Zamiast ratować walącą się w gruzy służbę zdrowia i dbać o to, by pacjenci otrzymywali pomoc medyczną na czas, Kaczyński, Morawiecki i spółka tylko mnożą kolejne obostrzenia, czyli powtarzają błąd z wiosny tego roku. Obostrzenia te bowiem, poza tymi stricte sanitarnymi, takimi jak obowiązek zakładania maseczek, nie przyczyniają się do zmniejszenia skali epidemii, za to powodują przyrost zachorowań na schorzenia inne niż COVID-19 oraz zgony z ich powodu, a dla gospodarki są zwyczajnie szkodliwe. Nie ma tu składu ani ładu; rozwiązania sensowne (takie jak lekcje online lub hybrydowe, zakaz organizowania wesel i tym podobnych imprez okolicznościowych) wdrażane są zbyt późno i sąsiadują z tymi pozbawionymi całkowicie sensu, jak choćby godzinami dla seniorów w sklepach.

Bezapelacyjnie do obostrzeń bezsensownych zaliczyć trzeba nakaz zamykania klubów fitness i siłowni; trochę więcej sensu może mieć zamykanie basenów i pływali. Ludzie słusznie się denerwowali, iż zamknięto takie kluby, podczas gdy kościoły pozostawiono otwarte.

Cóż, pod warunkiem zachowania pewnych obostrzeń liczbowych i obowiązku noszenia maseczki, na nabożeństwie w świątyni (inaczej rzecz się ma z procesją, a zwłaszcza pielgrzymką; te ostatnie, w Polsce tradycyjnie odbywające się w sierpniu, były jednym z czynników generujących obecną skalę zarażeń) równie trudno jest złapać koronawirusa, co w kinie, teatrze/operze, na koncercie czy na meczu. Nie ma zatem najmniejszego powodu, by zamykać świątynie, ośrodki kultury oraz sportu; należy wprowadzić dla nich po prostu zaostrzone wymogi sanitarne, i tyle. Skoro jednak kościoły – nawet z ograniczeniami – pozostają otwarte, to tak samo powinno być z siłowniami czy klubami fitness. Musiały one przecież dostosować się do poważnego rygoru sanitarnego, co minimalizowało ryzyko zarażenia wiadomym mikrobem, nadto aktywność fizyczna sama w sobie poprawia kondycję zdrowotną organizmu, a to jest czynnikiem SPRZYJAJĄCYM walce z epidemią. Co istotne, zamknięcie tych ośrodków oznaczało będzie bankructwo wielu z nich (baseny i pływalnie, współfinansowane ze środków publicznych, łatwiej sobie poradzą) – czyli wymierne straty dla ich właścicieli oraz tragedię dla pracowników, zwłaszcza tych zatrudnionych na śmieciówkach, którzy dosłownie zostaną bez środków do życia… a o nową robotę coraz trudniej wobec narastającego kryzysu gospodarczego. Kryzysu, który – przypominam – zabije o wiele WIĘCEJ osób niż sam koronawirus.

Nie ma się też co dziwić wściekłości właścicieli lokali gastronomicznych. Te będą mogły jedynie serwować dania na wynos. Lokale, które prowadziły taką formę dystrybucji swoich kulinariów już wcześniej, jakoś sobie poradzą (co nie zmienia faktu, iż, podobnie jak to było wiosną, poniosą duże straty), inne mogą zbankrutować. A pracownicy gastro też często harują na śmieciówkach… patrz wyżej.

Oczywiście, koronawirus JEST niebezpieczny, toteż sytuacji zdecydowanie nie należy puszczać na żywioł, a już pomysł, by młodzi ludzie specjalnie się zarażali, generując w ten sposób „odporność stadną” (wymyślił to niedawno pewien matematyk) zaliczyć należy do szalonych. Chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie powie, iż pewne ograniczenia w funkcjonowaniu instytucji publicznych oraz przedsiębiorstw nie są konieczne. Owszem, są, ale trzeba je wdrażać z głową. Tak, by zapewnić obywatelom możliwie najwyższy poziom bezpieczeństwa, jednocześnie zaś nie generować nędzy, znacznie bardziej śmiertelnej niż COVID-19.

Żeby jednak podążyć ścieżką proponowaną przez coraz większą liczbę lekarzy i naukowców, tzn. walki z epidemią bez lockdownu i lockoutu, państwem rządzić muszą mądrzy politycy.

W PiS-owskim rządzie takich jednak nie ma. Toteż nie dziwmy się, że zamiast strategii są nieskuteczne lub spóźnione działania doraźne, polegające m. in. na wskazywaniu podmiotów równych i równiejszych, i obdzielaniu ich obostrzeniami wedle widzimisię politykierów spod kaczego sztandaru.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor