Film o gnojeniu człowieka

Notkę dedykuję panu Tomaszowi Komendzie i ludziom, którzy pomogli mu odzyskać wolność.

Wybrałem się wczoraj do kina w swojej miejscowości na film 25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy, w reżyserii Jana Holoubka i na podstawie scenariusza Andrzeja Gołdy. Przy okazji – seans w maseczce to naprawdę żaden problem; w ogóle nie zwracałem na nią uwagi, pochłonięty tym, co działo się na ekranie.

Albowiem film naprawdę może pochłonąć, u mnie wzbudził też spore emocje, które reżyser podkręcił, co ciekawe, dzięki narracyjnemu minimalizmowi. Ale po kolei.

Fabuła, bazująca na świeżej przecież i znanej sprawie, jest taka: młody człowiek, Tomek Komenda (świetna rola Piotra Trojana), zostaje niesłusznie oskarżony o gwałt i pobicie ze skutkiem śmiertelnym nieletniej dziewczyny. Śledztwo, prowadzone przez niekompetentnych, nadto sadystycznych policjantów i prokuratora, który dobrze wiedział o niewinności oskarżonego, zmierza do nieuniknionego wpakowania niewinnego człowieka za kratki. W więzieniu Tomek przechodzi prawdziwy koszmar; pedofil i gwałciciel ma przerąbane zarówno od współwięźniów, jak i od klawiszów, traktowany jest gorzej niż śmieć. Jednakże jego mama (Agacie Kuleszy wyszła naprawdę wzruszająca kreacja) nie traci wiarę w niewinność syna i cały czas usiłuje doprowadzić do uwolnienia go, co nie udaje się ze sprawą adwokata wartego mniej niż krowie łajno. Przełom, po latach, przynosi dopiero śledztwo policjanta Remika (bardzo dobrze obsadzony Dariusz Chojnacki), który wpada na trop prawdziwego gwałciciela, orientując się przy tym, że Komenda jest niewinny, toteż z pomocą zaprzyjaźnionych prokuratorów zaczyna batalię o jego uwolnienie.

Wszystkie trzy wątki: proces i przeżycia więzienne Tomka, walka jego zaszczutej przez społeczeństwo mamy o uwolnienie syna oraz śledztwo Remika (który, ratując niewinnego człowieka, naraża się przełożonym i kolegom) przenikają się, a Jan Holoubek prowadzi je w sprawnie, choć momentami idzie trochę na skróty. Narracja, jako się rzekło, poprowadzona została w sposób minimalistyczny; reżyser nie bawi się w metafory, a oddanie psychologii postaci powierza aktorom – z bardzo dobrym skutkiem, bo obsada jest jedną z głównych zalet 25 lat niewinności; tylko Jan Frycz mógłby otrzymać bardziej rozbudowaną rolę. Przez to, że akcja pokazana jest w sposób suchy i uproszczony, historia niszczonego przez aparat represji i nadzoru rzekomo demokratycznego państwa człowieka uderza w widza niczym młot. W tym miejscu zaznaczyć warto, że Holoubek nie posunął się do przeprowadzenia pogłębionej analizy patologii w funkcjonowaniu Polski, która po 1989 roku stała się państwem okrutnie gnojącym swoich uczciwych obywateli, lecz skupia się na błędach, zaniedbaniach oraz złej woli określonych ludzi, którzy zniszczyli życie Tomasza Komendy. Może to i dobrze, bo zawsze, w każdym systemie, najsłabszym elementem jest człowiek. Z drugiej strony, na ekranie widać sympatię reżysera dla tych, którzy chcą ratować głównego bohatera i naprawić zło wyrządzone przez swoich kolegów.

Ciekawym zabiegiem Jana Holoubka było wkomponowanie w filmową narrację… autentycznego Tomasza Komendy, co odczytywać można jako hołd oddany temu człowiekowi.

Od strony technicznej 25 lat niewinności to film solidny. Do zdjęć, scenografii (najlepiej wyszło ciasne mieszkanie M3 rodziny głównego bohatera), charakteryzacji oraz muzyki trudno się przyczepić. Nie ma tu może jakiegoś wybitnego poziomu, ale w żadnym razie nie można też mówić o tandecie, która w polskim (i nie tylko!) kinie lubi się pojawić.

Plusem dzieła jest też to, że mimo iż historia pana Komendy jest ogólnie znana, to reżyserowi i scenarzyście udaje się utrzymywać widza w napięciu.

Podsumowując, 25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy to solidny kawał filmowego rzemiosła. Jasne, że nie da się go umieścić na jednej linii z arcydziełami polskiego kina, ale i tak uważam, że jest to jeden z lepszych filmów, jakie w ostatnich lat zrodziła nadwiślańska kinematografia. Warto go obejrzeć nie tylko ze względu na emocje, jakie wywołuje, ale też dlatego, iż poświęcony jest jednej z najważniejszych, a zarazem najtragiczniejszych spraw w historii aparatu represji i nadzoru III RP, i z tego właśnie względu jest dziełem istotnym.

Refleksje po wyjściu z kina były jednak u mnie ponure. Otóż, ilu ludzi jest we współczesnej Polsce niszczonych i gnojonych? Ilu niewinnych garuje w więzieniach, jest tam torturowanych i gwałconych? Ilu osobom, które za kratki wprawdzie nie trafiły, policyjne czy urzędnicze błędy albo zła wolna spartoliły życie? Ilu spośród nas traci wszystko z powodu złego prawa, stanowionego przez zidiociałych prawicowców postsolidarnościowych? I tak dalej…

Wyżej wspomniałem, że rzekomo demokratyczna Polska to państwo, które wybitnie potrafi człowieka – zwłaszcza uczciwego! – zgnoić. Dotyczy to wszelako nie tylko aparatu represji oraz systemu administracyjnego i prawnego, lecz także polityków, kapitalistów oraz społeczeństwa.

Jedną z miar tegoż zgnojenia są dzieci i młodzież LGBT dokonujące prób samobójczych, gdyż nie wytrzymują powszechnej mowy nienawiści i zaszczucia, od lat, a nawet dekad uskutecznianych przez Kaczyńskiego, Ziobrę, Czarnka, Dudę Andrzeja, Bosaka, Brauna, Jędraszewskiego, Rydzyka tudzież Giertycha.

Chciałbym, żeby i o nich ktoś kiedyś nakręcił film...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor