Żłobek i prawicowiec
Jan
Szyszko, prominentny PiS-owiec, były już (na szczęście) minister
niszczenia środowiska – odpowiedzialny za trwającą nadal rzeź
lasów, z Puszczą Białowieską na czele – wypowiedział się na
temat polityki prorodzinnej. Stwierdził chociażby, że „nie
trzeba pomagać w sposób sztuczny w budowie żłobków, przedszkoli
i tych innych rzeczy. To są sprawy chwilowe, jako spuścizna po
poprzednim systemie i po PO” (źródło cytatu:
https://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/jan-szyszko-o-zlobkach-spuscizna-po-systemie-komunistycznym-i-po,975426.html).
Zdaniem tegoż politykiera (politykiem nazwać się go nie da),
wychowaniem dzieci zajmować się powinny rodziny – konkretnie
matki, bo przecież nie ojcowie – a nie żadne zewnętrzne
instytucje. Apeluje on też, by ludzie się mnożyli, a każda
rodzina miała co najmniej czworo dzieci.
Na
pierwszy rzut oka wydawałoby się, iż wypowiedź Szyszki jest na
tyle durna, że szkoda jej w ogóle komentować. Niestety, jej treść
jest w istocie nader groźna, toteż komentarz jednak jest potrzebny.
W
tym, że Szyszko Jan zieje nienawiścią i pogardą wobec
poprzedniego systemu społeczno-ekonomicznego, czyli technokracji
biurokratycznej, mylnie nazywanej „komunizmem” lub „socjalizmem”,
niespodzianki nie stanowi; jest to cecha charakterystyczna polskich
prawaków, nie tylko zresztą z Bezprawia i Niesprawiedliwości.
Fanatyczna owa nienawiść bierze się z tego, że system ów, mimo
ewidentnych wad (niedemokratyczna forma rządów ze wszystkimi jej
konsekwencjami, dominacja własności państwowej zamiast społecznej,
częściowo tylko demokratyczny system gospodarczy – dziś jest
skrajnie niedemokratyczny, przypominam), miał też liczne zalety:
likwidacja analfabetyzmu, upowszechnienie edukacji, znaczące
nadrobienie dystansu technologicznego i mentalnego do społeczeństw
zachodnioeuropejskich, upodmiotowienie mas społecznych, gigantyczny
awans tysięcy ludzi, upowszechnienie opieki zdrowotnej, budowa
mieszkań, rozwój przemysłu (zniszczonego później przez
Balcerowicza), itd. Właśnie dzięki tamtemu systemowi Polacy
przestali być parobkami (niestety, po 1989 roku znów się nimi w
wielu wypadkach stali), co skrajnie konserwatywnej prawicy,
uważającej się za spadkobierców szlachty – i faktycznie,
czerpiącej swe dziedzictwo z Konfederacji Targowickiej – do dziś
jest solą w oku.
To
zatem, iż Szyszko w wyjątkowo idiotyczny i załgany sposób
dezawuuje instytucje żłobków i przedszkoli jako reliktów
poprzedniego systemu, z którym z nieuzasadnionych powodów utożsamia
również PO, nie dziwi. Podobnie jak poziom załgania tej jego
wypowiedzi; wszak „prawica/prawactwo” i „prawda” to pojęcia
wzajemnie sprzeczne.
Gorzej,
że same te instytucje uważa za bezsensowne i szkodliwe. Szyszko
lansuje tu bowiem skrajnie patriarchalny model rodziny, w którym
mężczyzna zdobywa środki utrzymania, a kobieta – postrzegana
jako żywa gumowa lala, żywy inkubator, żywy odkurzacz tudzież
żywy robot kuchenny – siedzi w domu przy, możliwie
najliczniejszych, dzieciach i garach. Ów patriarchalny model służy
interesom wyłącznie wielkiego kapitału, bowiem w prostej linii
prowadzi do zwiększenia skali wyzysku (jeśli w rodzinie jest dużo
dzieci, a tylko jedna osoba może pracować, przyjmie ona choćby
NAJGORSZE warunki pracy, byleby mieć jakąkolwiek i cokolwiek
zarobić); ojciec takiej familii staje się tu parobkiem, a w
perspektywie będą nimi i dzieci – bieda, stanowiąca wszak efekt
pasożytowania kapitalistów na proletariacie, i wielodzietność
poskutkują pozbawieniem ich szans edukacyjnych i rozwojowych, czyli
młode pokolenia czeka los nisko-płatnych parobków. Szyszce i jemu
podobnym prawakom o to właśnie chodzi – o powrót de facto
feudalnego modelu społecznego, w którym rzesze parobków zasuwają
na garstkę „panów”. I to jest owa groźba tkwiąca w jego
wypowiedzi.
Podobnie
jak inni PiS-owcy, rzeźnik lasów twierdzi również, że na
dzietność pozytywnie wpływa program 500 Plus. Tymczasem badania
tego nie potwierdzają; mimo upływu kolejnych lat od jego wdrożenia,
polska demografia wciąż jest na minusie. Mało tego, właśnie w
rodzinach z dziećmi narasta skrajne ubóstwo, i rzeczony program
jakoś tu nie pomaga...
Tak
naprawdę, doświadczenia państw zachodnich dość jednoznacznie
wskazują, że na dzietność pozytywnie wpływa dobrze funkcjonujący
system opieki przedszkolnej, czyli właśnie instytucje typu żłobki
i przedszkola, ogólnodostępne, a zatem darmowe bądź tanie.
Właśnie one, w połączeniu z urlopami rodzicielskimi z gwarancją
powrotu do pracy po ich zakończeniu, sprawiają, że młode pary
decydują się na dzieci. Do tego dochodzić musi dobra polityka
mieszkaniowa państwa, czyli zagwarantowanie obywatelom dachu nad
głową, jak też ogólna stabilność bytowa – zatem przede
wszystkim stabilne zatrudnienie (zero śmieciówek) i wynagrodzenie
pozwalające się utrzymać na godnym poziomie. No i oczywistą
koniecznością jest łatwy dostęp do publicznej opieki zdrowotnej,
zwłaszcza w wypadku, gdy dziecko urodzi się chore lub
niepełnosprawne.
Te
właśnie czynniki pozytywnie wpływają na demografię. Ale Szyszko
i inni prawacy, mentalnie tkwiący w średniowieczu i pragnący
cofnąć polskie społeczeństwo w mroki feudalizmu, zdają się
prostych owych faktów nie dostrzegać.
PS. Jutrzejszej notki może nie być, za co w razie czego serdecznie z góry przepraszam.
PS. Jutrzejszej notki może nie być, za co w razie czego serdecznie z góry przepraszam.
Komentarze
Prześlij komentarz