Przechodniu, rozejrzyj się

Dziś odejdziemy na chwilę od polityki (jakkolwiek wątek polityczny też się pojawi) i skupimy się na kwestii nader życiowej.
Otóż, mamy jesień, jak na razie faktycznie złotą (inna bajka, że tego złota ubywa w miarę postępowania rabunkowego wyrębu lasów). Gorzej, że nastał nam też na najbliższe pięć miesięcy czas zimowy. Czyli najgorszy okres zarówno dla pieszych, jak też dla rowerzystów, kierowców i w ogóle użytkowników wszelkich pojazdów. Zmrok zapada wszak szybko, typowe dla tej pory roku są również deszcz, deszcz ze śniegiem, mgły, a i na śliską nawierzchnię trzeba się przygotować. Rośnie więc ryzyko, że piesi znajdą się pod kołami.
Za wypadki z udziałem osób poruszających się na własnych nogach najczęściej obwinia się w mediach kierowców. Niekiedy faktycznie słusznie, bo nie brak piratów drogowych, idiotów jeżdżących na podwójnym gazie bądź ze smartfonem w łapie. Ale nierzadko piesi są sami sobie winni.
Niby jest obowiązek noszenia po zmroku odblasków poza obszarem zabudowanym (ja wieczorem i w nocy noszę także w jego obrębie, zawsze to bezpiecznej)… lecz wciąż wiele osób tego nie przestrzega. Wynika to nie ze złej woli, ale prawdopodobnie z tego, że większość ludzi po prostu nie zdaje sobie sprawy, iż po zapadnięciu ciemności pieszy (w nieoświetlonym miejscu, np. tam, gdzie nie ma latarni ulicznych) widoczny jest dla kierowcy dopiero wówczas, gdy znajdzie się w obrębie świateł reflektorów… a tedy, nawet przy jeździe z niewielką prędkością, bywa już za późno na uniknięcie zderzenia, zwłaszcza przy śliskiej nawierzchni. Pieszy zaopatrzony w odblask widoczny jest ze znacznie większej odległości, co daje znaczący progres jego szans na bezpieczną wędrówkę.
Jasne, przybywa (i dobrze; jestem wielki zwolennikiem stosowania tego typu rozwiązań technologicznych) samochodów wyposażonych w systemy rozpoznawania pieszych, hamowania awaryjnego, itd.; niestety, są to pojazdy nowe, często bardzo drogie, toteż biorąc pod uwagę, iż jesteśmy – na skutek rosnącego wyzysku, np. coraz powszechniejszych umów śmieciowych – wciąż biednym społeczeństwem, jeszcze sporo czasu upłynie, nim pojazdy takie stanowiły będą większość spośród poruszających się po naszych drogach.
Wypadków z udziałem pieszych byłoby w (k)raju nad Wisłą znacznie mniej, gdyby rozglądali się oni przed przekroczeniem jezdni. A wielu tego NIE ROBI, co obserwuję praktycznie każdego dnia, zarówno poruszając się na własnych nogach, jak i zza kółka. Ludzie chyba myślą, że nadjeżdżający samochód zahamuje w miejscu.
Są partie, np. SLD, domagające się wprowadzenia bezwzględnego pierwszeństwa dla pieszego zamierzającego przejść przez drogę na pasach. Nie jestem zwolennikiem tego rozwiązania, zgadzam się za to z ekspertami od ruchu drogowego, którzy twierdzą, że gdyby je wprowadzić, wypadków na przejściach byłoby jeszcze więcej. Znacznie lepszym pomysłem jest modernizacja organizacji ruchu, np. budowa przejść dla pieszych, których konstrukcja zmniejsza możliwość potrącenia, stawianie świateł, itd. Nic wszelako nie zastąpi zwykłego rozejrzenia się przed wejściem na jezdnię – która, jak sama nazwa wskazuje, jest dla pojazdów. Nie robię z siebie świętoszka, nie zawsze przechodzę przez drogę na „zebrze”, ale ZAWSZE, nim to zrobię, rozglądam się uważnie i czekam, aż WSZYSTKIE nadjeżdżające pojazdy przejadą dalej lub mnie przepuszczą.
No i nie zapominam, iż po ciemku, w słocie czy we mgle, zwyczajnie jeździ się trudno, z racji gorszej widoczności chociażby. Toteż nie lubię prowadzić auta w nocy, a jeśli już muszę to zrobić, jeżdżę o wiele wolniej niż w dzień (co raz pozwoliło mi uniknąć potrącenia pieszego, który ubrany na czarno przechodził przez jezdnię na ostrym zakręcie, w nieoświetlonym miejscu, bez odblasku, choć wówczas jeszcze nie było obowiązku ich noszenia).
A jesteśmy coraz bardziej zagonieni i przemęczeni, tempo życia wzrasta przecież wraz z poziomem kapitalistycznego wyzysku. Oznacza to, że poruszając się po zmroku na własnych nogach, TRZEBA brać pod uwagę, że kierowca samochodu może być przepracowany i walczy ze sobą, by nie usnąć za kółkiem. Oczywiście, nie powinien prowadzić w takim stanie… ale co ma zrobić, skoro musi?
Toteż zachowujmy zdrowy rozsądek i ostrożność, zwłaszcza teraz, w miesiącach paskudnego czasu zimowego, a będziemy trochę bezpieczniejsi.
PS. Jutrzejszej notki, z powodu załatwiania przeze mnie spraw urzędowych, prawdopodobnie nie będzie, za co z góry serdecznie przepraszam.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor