Flacha postfeudalna

Arcybiskup Sławoj Leszek Głódź, zwany Flachą, znany z majątkowego rozpasania (liczne nieruchomości, hodowla danieli, luksusowe fury, alkohole po tysiąc złotych za – nomen omen – flaszkę, itd.) oraz zamiłowania do wystawnych imprez (podczas których kleryków wykorzystywano ponoć w roli kelnerów i orkiestry… i oby TYLKO w tej roli!), okazał się też tyranem i mobberem, znęcającym się psychiczne, a bywa, że i fizycznie nad podwładnymi, świeckimi i księżmi, terroryzującym ich i odbierającym im poczucie godności. Tak w każdym razie ukazał go reportaż wyemitowany (ciekawe, że PO wyborach, a nie PRZED) na antenie TVN24.
Oczywiście, Flacha nie stanowi pod tym względem wyjątku. Przypomnijmy chociażby naszego wczorajszego negatywnego bohatera, czyli Jędraszewskiego Marka, arcybiskupa krakowskiego, który ot, tak sobie zwolnił z pracy w kurii niezamożne kobiety (w tych wychowujące dzieci adopcyjne), zatrudnione wcześniej na śmieciówkach celem odebrania im praw pracowniczych i spotęgowania wyzysku. Powodem jego decyzji była ponoć wściekłość wywołana nieotrzymaniem nominacji kardynalskiej.
Mobbing i traktowanie pracowników (niezależnie od ich płci) jako taniej siły roboczej, którą można przy pierwszej lepszej okazji kopnąć w cztery litery, są w wymiarze ogólnym naturalnymi patologiami kapitalizmu, wynikającymi z tego, że system ów wyrósł na bazie kolonializmu i handlu niewolnikami, których przecież nie traktowano jak ludzi. Zresztą, właśnie w dawnych koloniach wypracowano metody zarządzania oparte na terrorze, które stosuje się dziś w korporacjach, z tą jedynie różnią, iż obecnie jest to terror „li tylko” psychiczny, a nie psychiczny i fizyczny, jak to było w koloniach.
Jednakowoż odrażające zachowania Głódzia i jemu podobnych hierarchów mają nieco inną genezę, nie kapitalistyczną, lecz znacznie starszą, i nie kolonialną (acz bardzo do niej podobną), lecz czysto polską. Otóż, zaprezentowane w reportażu TVN24 wstrętne wyczyny Flachy świadczą o tym, że jest on (podobnie jak inni kościelni hierarchowie i spora część duchowieństwa) reliktem feudalizmu/poddaństwa oraz opartych na pańszczyźnie stosunków społecznych.
Przecież Głódź (podobnie jak Jędraszewski w przypadku wspomnianych wyżej kobiet) zachowuje się wobec swoich podwładnych, świeckich i duchownych, niczym pan szlachcic na włościach wobec pańszczyźnianych chłopów. Ci, przypominam, stanowili WŁASNOŚĆ szlachty i kleru (tak, tak!), czyli byli niewolnikami po prostu, nie mogli bez zgody właścicieli zawierać związków małżeńskich ani swobodnie się przemieszczać, można ich było sprzedać, swobodnie zabijać (tzn. właściciel mógł; inny szlachcic za uśmiercenie cudzego chłopa musiał zapłacić jego rynkową wartość), a kobiety swobodnie gwałcić, za byle przewinienie karano ich w okrutny sposób (najczęściej stu pięćdziesięcioma batami), ponadto zmuszano ich do picia alkoholu w należących do pana (szlachcica, księdza lub biskupa) karczmach – przymus propinacyjny. A do tego wszystkiemu musieli chłopi za darmo pracować na pańskim polu; oczywiście była to pańszczyzna, wymiar której od czasów średniowiecza po XIX wiek (kiedy znieśli ją zaborcy) stopniowo wzrastał, od jednego dnia tygodniowo do całego tygodnia. Pańszczyznę/poddaństwo, jako się rzekło, znieśli, uwalniając większość polskiego społeczeństwa, dopiero zaborcy w XIX stuleciu: najpierw etapami Prusacy, potem (też etapami) Austriacy, na końcu zaś, w 1864 roku, Rosjanie (dzięki czemu stłumili Powstanie Styczniowe). Pozostałości po feudalizmie, np. wielkie majątki ziemskie (szlacheckie i kościelne!) czy też pół- lub całkiem darmowa praca parobków we dworach i na plebaniach, przetrwały jednak w Polsce o wiele dłużej i zostały wyrugowane dopiero po II wojnie światowej.
Ale wyrugowane, jak się okazuje, niecałkowicie, ponieważ zachowania Głódzia, Jędraszewskiego, a także całej masy księży – czy to pasących się na ludzkiej religijności (Rydzyk na przykład), czy to traktujących wiernych jak niepiśmiennych idiotów, którym wcisnąć można każdą brednię (postawa taka wobec ludu wpajana jest chyba alumnom w seminariach, i całe szczęście, że są duchowni, którzy jej nie manifestują) – wskazują, iż kościelna hierarchia i duchowieństwo polskie z feudalizmu bynajmniej się nie wyleczyły.
Psychiczny terror, poniżanie, wysługiwanie się klerykami, zakonnicami czy gosposiami, traktowanie świeckich katolików jako głupków podatnych na manipulację i zdzieranie z nich pieniędzy… wszystko to są symptomy świadczące, że dla hierarchów kościelnych i wielu księży ludzie stojący niżej od nich w społecznej, a raczej kościelnej hierarchii (duchowni niższego szczebla, wierni świeccy) są jak chłopi pańszczyźniani z czasów feudalizmu. Można nimi swobodnie pomiatać, odzierać ich z godności, wysługiwać się nimi, zdzierać z nich pieniądze (przeznaczane później na luksusowe dobra), oszukiwać (np. wpajając im załgane treści o „ideologii gender” czy „tęczowej zarazie”), mówić, na kogo mają głosować… A jednocześnie nic im się nie należy, wszystko, z luksusem na czele, należy się za to „panom” w purpurze.
Mamy tu więc czysty post-feudalizm. Sławoj Leszek Głódź, ksywa Flacha, jest po prostu najjaskrawszym przykładem tejże ideologii, ale bynajmniej niejedynym.
Pocieszające jest to, że on i jemu podobni wprowadzą w Polsce drugą Irlandię, jakkolwiek tylko w dziedzinie laicyzacji społeczeństwa i państwa.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor