Hodowla parobków

Niedawno jeden z politykierów (politykami tej niezbyt szacownej zbieraniny nazwać się nie da) Bezprawia i Niesprawiedliwości stwierdził, że należałoby wprowadzić „bykowe”, czyli specjalny podatek, który płaciliby nieżonaci, bezdzietni mężczyźni. Rozwiązanie takie, swoją drogą, funkcjonowało przez jakiś czas w okresie PRL-u. Kawalerowie (albo single, jak się dziś mówi) płacili nieco wyższe podatki niż żonaci obywatele; wówczas daniny publiczne były jednak na tyle niskie, że „bykowe” nie było szczególnie odczuwalne, co wiem od człowieka, który je odprowadzał, dopóki się nie ożenił. Rozwiązanie takie miało na celu zachęcać (przymuszać?) do zakładania rodzin; no, ale system gospodarki centralnie planowanej, opartej na pełnym zatrudnieniu oferował Polakom „małą stabilizację” (w porównaniu z dzisiejszymi warunkami bytowymi była to wszelako bardzo duża stabilizacja) oraz spore szanse na awans społeczny, co faktycznie umożliwiało wchodzenie w związek małżeński i posiadanie dzieci. Dziś tej stabilizacji nie ma, więc i dzieciaków mało.
Jak na razie wygląda na to, że nowe „bykowe” to li tylko pomysł jednego PiS-owca, rząd zaś nie planuje jego wprowadzenia (ciekawe, swoją drogą, czy Wódz Jarosław by płacił?). Niestety, podjął już lub wkrótce podejmie inne działania uderzające w osoby samotne i nie tylko. Sama konstrukcja programu 500 Plus – co stanowi jedną z głównych jego wad – potwornie utrudnia dostęp do tegoż świadczenia samotnym matkom; jedna z przedstawicielek władzy stwierdziła kiedyś nawet, że „powinny one poszukać sobie męża” (w domyśle, aby pobierać 500 Plus). Program ów – jakkolwiek, czemu nie da się zaprzeczyć, wielu ludziom pomógł wyjść z biedy bądź permanentnego niedostatku – jest tak pomyślany, by niejako zmuszać (zachęcać?) potencjalnych beneficjentów do zawierania małżeństw (związki partnerskie odpadają – kolejna wada) i płodzenia dzieci. Dzieje się tak oficjalnie dlatego, że świadczenie owo ma pobudzić słabą polską demografię; jak na razie, trudno oceniać, czy to działa – mała liczba urodzeń i rosnąca zgonów (efekt obcięcia środków na kardiologię jeszcze przez ministra Radziwiłła) sugerują, że nie bardzo.
Jeśli zaś tkwisz w patologicznym związku i chcesz go zakończyć, to rząd Ci dokopie. Raz, że koszta postępowania rozwodowego znacznie wzrosną, a dwa, że sama procedura ulegnie komplikacji i wydłużeniu, bo dojść mają obowiązkowe mediacje. Znaczy to, ni mniej, ni więcej, iż kobiecie trudniej będzie się rozstać z mężem, co znęca się nad nią i dziećmi, a mężowi – z żoną zatruwającą mu życie. Bezprawie i Niesprawiedliwość chce bowiem nie tylko, aby przybywało nowych, choćby wymuszonych małżeństw, ale też, by utrzymane zostały, także na siłę, te istniejące. I oczywiście, żeby płodziły one dzieci.
Cóż, nie ulega kwestii, iż nasza demografia jest słaba i coś trzeba z tym zrobić. PiS-owskie władze jakoś nie wdrażają jednak rozwiązań, które faktycznie przyczyniłyby się do zwiększania dzietności. Aby bowiem założyć rodzinę i mieć potomstwo, potrzebna jest stabilizacja bytowa. Czyli z jednej strony praca wynagradzana na tyle wysoko, by spokojnie można się za nią utrzymać, i na tyle stabilna, żeby nie martwić się, czy jutro jeszcze ona będzie. No i oczywiście mająca normalny wymiar godzinowy, bo jeśli ktoś będzie zasuwał po kilkanaście godzin na dobę, na życie rodzinne zwyczajnie nie starczy mu/jej czasu ani sił. Drugim warunkiem koniecznym do powstawania nowych rodzin są mieszkania, łatwo dostępne i tanie; nie muszą być na sprzedaż, wystarczą na wynajem, byleby jego koszt nie był zbyt wysoki. Bezprawie i Niesprawiedliwość niby miało program Mieszkanie Plus – znów, adresowany do rodzin, a trudno dostępny dla ludzi, którzy jeszcze ich nie założyli – ale nic z niego nie wyjdzie. Bez tych dwóch rzeczy trudno o poprawie demografii myśleć, i żadne machinacje ani drogi okrężne tu nie pomogą.
Zaraz, zaraz! A po co Bezprawiu i Niesprawiedliwości tyle rodzin, najlepiej wielodzietnych, do tworzenia których państwo przymusza, ale do pomocy którym się nie pali? Odpowiedź jest prosta. PiS to partia prawicowa, zatem reprezentująca interesy wielkiego kapitału, tego świeckiego i tego w sutannach. A kapitaliści potrzebują siły roboczej. Im więc – jak wielokrotnie pisałem – liczniejsze będą rodziny, zaś ich byt mniej stabilny, tym pilniejsza stanie się konieczność, by tatusiowie i mamusie znaleźli jakąkolwiek pracę; czyli tym łatwiej będzie kapitalistom niekorzystne warunki zatrudnienia, przymus ekonomiczny sprawi bowiem, iż Polacy nie będą wydziwiali. Zwłaszcza, jeśli pomoc ze strony państwa będzie iluzoryczna.
Dzieci natomiast kiedyś dorosną, i też będą musiały się utrzymać, czyli znaleźć pracę. Im więcej ich będzie, tym większymi rezerwami siły roboczej dysponowali będą kapitaliści, zwłaszcza, że postęp technologiczny wkrótce sprawi, iż pracy – przynajmniej w dotychczasowym znaczeniu tego słowa – znacząco ubędzie. Jeśli więc nie zostanie wprowadzony podstawowy dochód gwarantowany (a prawica nawet słyszeć o tym nie chce), dzisiejsze dzieci w swym dorosłym życiu poddane zostaną jeszcze większej presji ekonomicznej niż ich rodzice. Kapitaliści i kler narzucą im takie warunki pracy, że trudno wręcz będzie mówić o robotnikach; ludzie ci staną się parobkami, harującymi być może nawet nie za pieniądze, lecz za jedzenie. Kapitalizm jako system społeczno-ekonomiczny cofnie się wówczas w rozwoju, gdyż stosunki społeczne będą w zasadzie feudalne. Lecz kapitalistom jako klasie będzie to na rękę, przynajmniej krótkoterminowo.
I do tego właśnie dąży polityka „rodzinna” Bezprawia i Niesprawiedliwości. Jest to po prostu hodowla przyszłych parobków, i nic poza tym.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor