PiS i rolnicy

W ramach oficjalnie rozpoczętej kampanii przed wyborami samorządowymi niejaki Morawiecki Mateusz, czyli premier rządu Jarosława Kaczyńskiego, udał się do Sandomierza, by nakłamać rolnikom, czego to Bezprawie i Niesprawiedliwość dla nich nie zrobi. Oczywiście przemilczał, że to PiS-owscy europosłowie głosowali za odebraniem polskim rolnikom unijnych dopłat, za to jeździł po opozycji, czyli głównie po uważających się za takową PO i Przestarzałej.
Premier pochwalił się również, że to on osobiście negocjował przed wstąpieniem Polski do Unii Europejskiej, w związku z czym wszyscy myślący polscy internauci mają teraz bekę.
Niektórzy rolnicy bili Morawieckiemu brawo, inni – a było ich sporo – buczeli, nadto ostro polemizowali z ministrem rolnictwa, wysuwając przeciwko rządowi jak najbardziej trafne, merytoryczne zarzuty. Dotyczyły one m. in. tego, że walka z afrykańskim pomorem świń odbywa się głównie poprzez masowe zabijanie tych zwierząt w gospodarstwach, co generuje ogromne straty u hodowców.
Generalnie, sytuacja polskiego rolnika jest nader trudna, i to bynajmniej nie tylko z powodu wspomnianego choróbska czy suszy, jaka spustoszyła uprawy. Polskiemu rolnikowi dowalają barbarzyńskie reguły dzikiego kapitalizmu w polskim wydaniu.
Idąc do sklepu, praktycznie co dnia obserwujemy ogromny wzrost cen żywności, tłumaczony rzecz jasna nieurodzajem i pogodą. Tymczasem nie we wszystkich dziedzinach rolnictwa wystąpił nieurodzaj, mający ze wzrostem cen raczej niewiele wspólnego. Ceny bowiem mają w kapitalizmie charakter spekulacyjny. A to, że akurat są nader wysokie i wciąż rosną, bynajmniej nie przekłada się na dobrobyt rolników. Oddając bowiem do skupu płody rolne, warzywa, owoce tudzież mięso, otrzymują oni za nie zapłatę tak niską, iż praktycznie nie opłaca im się prowadzić produkcji.
Dzieje się tak dlatego, że rynek żywności zdominowany został w (k)raju nad Wisłą przez oligopol największych sieci handlowych, większością zresztą zagranicznych, i to one płacą rolnikom i sadownikom za to, co wyrośnie na ich polach, w sadach, i co chrumka bądź muczy w oborach oraz chlewach. Są to, jak wspomniałem, kwoty żałosne, a to z tej jakże prostej przyczyny, że im taniej kapitaliści (w tym przypadku oczywiście właściciele sieci hiper- i supermarketów oraz dyskontów) kupią konkretne produkty, tym większy zysk będą mieli z ich sprzedaży, jeśli narzucą wysokie ceny. Producenci rolni praktycznie nie mają szans, aby walczyć o swoje; nie pozwala im na to za bardzo prawo tradycyjnie sprzyjające wielkiemu kapitałowi, nadto są zbyt rozdrobnieni (dziedzictwo historyczne, pozostałość jeszcze po zaborach), by mieli realną siłę przebicia (choć podejmują działania, by takowa powstała).
Nader niskie ceny w skupach powodują, że rolnikowi ani nie opłaca się hodować zwierząt (wiem to nie tylko z mediów, ale też z rozmowy, jaką odbywam ze znanym mi hodowcą świń), ani nawet prowadzić większych upraw. Do zbiorów zatrudnić przecież musi ludzi, a tym trzeba zapłacić, nawet bowiem Ukraińcy nie chcą już pracować za darmo czy półdarmo (co oczywiście świadczy o ich mądrości). Jeżeli zaś rolnik nie będzie miał z czego, to nie zapłaci, i nawet wprowadzona niedawno PiS-owska deforma oznaczająca de facto przywrócenie pańszczyzny (praca sezonowa przy zbiorach nie jest w świetle prawa traktowana jako praca, nie obowiązują normy czasowe, nie trzeba też robotnikowi rolnemu płacić wynagrodzeń pod warunkiem opłacenia za niego KRUS-u), niewiele tu rolnikom – a raczej współczesnym wielkim posiadaczom ziemskim – pomogła (chyba tylko absolutny desperat zgodzi się na zatrudnienie na takich warunkach). Co gorsza, rolnik nie może ot, tak sobie sprzedawać swoich produktów. Pozytywne zmiany w tym ostatnim zakresie rząd Bezprawia i Niesprawiedliwości zapowiada od dłuższego już czasu. Mówili o nich też w miniony weekend Morawiecki i Ardanowski. No właśnie, mówili…
Nie jestem rolnikiem, ale gdybym nim był, PiS byłoby ostatnią partią, na której bym polegał. Jak każda prawica – o czym wszak niejednokrotnie na tych łamach pisałem – reprezentuje ona interesy tylko i wyłącznie kapitalistów. Tam więc, gdzie zderzają się potrzeby obywatela (przykładowo właściciela gospodarstwa rolnego, który chce się z prowadzonej w nim produkcji utrzymać) i wielkiego kapitału (chociażby oligopolu sieci handlowych), politykierzy Bezprawia i Niesprawiedliwości bez wahania opowiedzą się jednoznacznie po stronie tego drugiego. A że zbliżają się wybory, działacze formacji Kaczyńskiego będą wciskali kit, jakoby było inaczej.
A o głosy rolników z pewnością będą PiS-owcy ubiegali, ponieważ z sondaży wynika, że poparcie dla nich na wsi spada; tymczasem wieś, zwłaszcza ta we wschodniej Polsce, stanowiła dotąd ich tradycyjny bastion.
Toteż drodzy gospodarze, przygotujcie się na jeszcze więcej łgarstw płynących wartką rzeką z ust Morawieckiego, Ardanowskiego, Dudy, Kaczyńskiego i reszty tego środowiska. I pamiętajcie, że to łgarstwa.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor