Elegia nad Razem

Niedawno pojawił się sondaż, wedle którego zjednoczona Lewica (chodzi głównie o SLD, Razem, Inicjatywę Polską i ewentualny odrębny ruch poparcia dla Roberta Biedronia) w wyborach parlamentarnych uzyskałaby 16 proc. poparcia i, co ważniejsze, odebrałaby sporo mandatów PiS-owi, może nawet pozbawiając go większości w Sejmie.
Do wszelkiego rodzaju sondaży podchodzę z dystansem, bo jakkolwiek oddają one pewne polityczne trendy, to na ich wiarygodności zawsze kładzie się to, kto je przeprowadza, na czyje zlecenie (czyt.: za czyje pieniądze) i na jakiej próbie badawczej. Niemniej jednak to, że szeroko pojęta Lewica powinna się jednoczyć lub przynajmniej współdziałać, bo dobrze na tym wyjdzie (efekt synergii chociażby), jest pewne. No właśnie, jak na ów sondaż zareagowały najważniejsze dziś osoby po lewej stronie sceny politycznej?
Włodzimierz Czarzasty – od dawna konsekwentnie podkreślający, że „nie ma wroga na Lewicy”, a SLD gotów jest na współpracę ze wszystkimi siłami progresywnymi – od razu zapowiedział, że jego partia jest jak najbardziej chętna, by taką koalicję współtworzyć. Robert Biedroń w takim zjednoczeniu „widzi potencjał”, co pewnie oznacza, że i on dołączyłby się do współpracy. Za to liderzy partii Razem powiedzieli, iż mowy nie ma.
Wbrew swojej nazwie, partia Razem w zasadzie od samego początku swego istnienia pozostaje totalnie niechętna do współpracy nie tylko z SLD, ale też w zasadzie wszystkimi innymi ugrupowaniami, ruchami czy organizacjami lewicowymi, liberalnymi bądź prodemokratycznymi, poza ewentualnie Zielonymi i Janem Śpiewakiem; coś tam chyba też działają wespół z Inicjatywą Polską pani Nowackiej… która wszelako prawie nie ma swoich struktur. Przy czym, pisząc o współpracy, mam na myśli nawet nie tyle tworzenie wspólnych list wyborczych, ile współudział w panelach dyskusyjnych, wzajemną pomoc w zbieraniu podpisów, organizowaniu manifestacji i tego typu kwestie. Razem na tych polach odcina się od wszystkich swoich potencjalnych sojuszników, w każdym razie tych liczących się.
Niedawno partia ta ogłosiła, że zbierała będzie podpisy pod obywatelskim projektem jak najbardziej potrzebnej ustawy o skróceniu dnia pracy do siedmiu godzin. I co? Akcja ponoć ruszyła, ale szybko zapadła na jej temat cisza. Co najprawdopodobniej oznacza, iż Razem nie zdołało podpisów zebrać. Pewnie by się udało, gdyby do współpracy wciągnąć taki na przykład Sojusz Lewicy Demokratycznej, który dysponuje infrastrukturą, jaka w tego typu działaniach jest potrzebna.
Może też zadziałały czynniki wewnętrzne. Niedawno media obiegła informacja, iż rzeczona formacja szybko traci członków. Niechęć Razem do współpracy z innymi podmiotami politycznymi tudzież społecznymi w naturalny sposób poskutkowała spadkiem skuteczności tejże formacji. Tak to już jest w polityce, że aby coś osiągnąć, trzeba się dogadywać z innymi i kaptować sojuszników. Razem tego nie chce, nie potrafi albo i jedno, i drugie. Niektórzy działacze, zniechęceni, odpływają zatem, inni niby w partii trwają, ale są coraz bierniejsi, co oczywiście prowadzi do fiaska podejmowanych inicjatyw.
I jeszcze jedno. Już kiedyś pisałem, że Razem pogubiło się pod względem ideologicznym. Z początku ugrupowanie to wydawało się naprawdę lewicowe, o czym świadczył udział jego członków w strajkach i demonstracjach czy projekty ustaw, takie jak ten wspomniany wyżej. Niestety, do tego szybko doszło powtarzanie tych samych bzdur na temat PRL-u, jakie opowiada prawica; krytyka poprzedniego ustroju z lewicowego punktu widzenia, czyli skupiająca się na deficycie socjalizmu i deficycie demokracji, jest oczywiście potrzebna, niemniej powinna ona być merytoryczna (taka jak w tekstach Piotra Ikonowicza czy zamieszczanych na portalu Władza Rad), a nie zakłamana. Razem wybrało ów drugi wariant, co wielu prawdziwych lewicowców do ugrupowania tego zniechęciło. Podobnie jak usunięcie działacza, który określał się jako komunista – w nowoczesnym wydaniu, niemającym nic wspólnego z bolszewizmem.
I tak, odcinająca się od wszystkich poważnych graczy, osamotniona i pogubiona ideologicznie partia szybko traci na znaczeniu, przeistaczając się stopniowo w formację kanapową. Szkoda, bo z Razem mogło wyrosnąć coś naprawdę fajnego na naszej scenie politycznej; początkowo było ono ugrupowaniem stawiającym sobie za cel bycie głosem polskiego prekariatu – a takie jest ogromnie potrzebne. Wygląda jednak na to, iż nic z tego nie wyjdzie; Razem wykorzystane zostało przez środowisko Gazety Wyborczej i TVN do osłabienia SLD i wypchnięcia go poza parlament, potem zaś samo nie wiedziało, co ma ze sobą począć.
Smutne to, ale istnieje cień szansy, że działacze tego ugrupowania jeszcze pójdą po rozum do głowy, dookreślą się ideowo – czyli nie na fioletowo, lecz na czerwono – po czym otworzą się na współpracę z tymi wszystkimi, co idą w tym samym postępowym kierunku.
No, chyba że Razem posłucha Rafała Wosia (a są sygnały, że jeden z kandydatów na prezydenta Warszawy, przez ową partię popierany, posłuchał) i zacznie współpracować z PiS-em. Co byłoby już kompletną klęską i napluciem na ideały założycielskie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor