Sojusz faszystów i antysemitów
Viktor Orban, faszystowski premier, a właściwie dyktator Węgier, przyjął oficjalną wizytę Binjamina Netanjahu, faszystowskiego premiera, a właściwie dyktatora Izraela. Żadnemu z nich nie przeszkadzało to, że pierwszy z nich jest antysemitą (dość powiedzieć, że Imre Kertesz, nieżyjący już węgierski pisarz noblista, który jako Żyd z pochodzenia przeżył tragedię nazizmu, po objęciu przez Orbana władzy przeniósł swoje archiwum do Niemiec), drugi natomiast podaje się za Żyda.
Binjamin Netanjahu, jak wiemy, oskarżony jest o zbrodnie ludobójstwa w Palestynie, toteż ściga go Międzynarodowy Trybunał Karny. Jednakże na Węgrzech nie został zatrzymany i oddany w ręce sprawiedliwości. Przeciwnie. W związku z jego wizytą Orban ogłosił, iż jego kraj przestaje być stroną Statutu Rzymskiego, czyli wycofuje się z MTK (ten zareplikował, że Budapeszt nadal zobowiązany jest do współpracy, co naddunajski dyktator oczywiście olał). I dwaj faszyści, węgierski oraz izraelski, zawarli sojusz.
W którym nie ma nic zaskakującego, dodajmy, jakkolwiek może się to wydawać paradoksalne, skoro jednym z jego sygnatariuszy jest jawny antysemita, współrządzący z neonazistami, podającymi się za politycznych spadkobierców węgierskich kolaborantów z hitlerowcami podczas II wojny światowej (Węgry, przypomnę, do samego jej końca były sojusznikiem III Rzeszy i wielka szkoda, że po zakończeniu działań wojennych państwo to nie zostało całkowicie rozebrane przez sąsiadów), drugi natomiast niby jest Żydem. Wszak łączy ich faszyzm.
Ale to nie wszystko. Nieco wcześniej Binjamin Netanjahu przyjął w Izraelu przedstawicieli europejskich partii skrajnie prawicowych, w tym francuskiego Zjednoczenia (dawniej Frontu) Narodowego, ideologia którego bazuje na rasizmie, antysemityzmie i islamofobii; mało tego, nieżyjący już założyciel tego szlamu wprost kwestionował Holocaust. Co ciekawe (i odrażające) sam Netanjahu też stwierdził przed laty, że „Hitler wcale tak dużo Żydów nie wymordował”. Serio!
Premier państwa jakoby żydowskiego (w istocie stanowiącego początkowo europejski, a z czasem światowy projekt kolonizacyjny) coraz intensywniej współpracuje z jawnymi antysemitami. O co w tym wszystkim chodzi?
Ano, Izrael słabnie, i to szybko. Państwo to trawi wewnętrzny kryzys polityczny (ludobójstwo w Gazie i nasilająca się przemoc na Zachodnim Brzegu Jordanu mają za zadanie między innymi odwrócić społeczną uwagę od oskarżeń premiera o korupcję, czyli utrzymać go na stołku), gospodarczo (zbyt duże środki poszły na mordercze operacje militarne, a izraelskie firmy są coraz mocniej bojkotowane na świecie) i społecznie (coraz więcej osób, zwłaszcza z wojska, cierpli na zespół stresu pourazowego, a liczni obywatele wracają do ojczyzn swoich przodków lub zamiar taki deklarują). A co najważniejsze, jego międzynarodowa pozycja szybciuteńko leci na łeb, na szyję, oczywiście z tego powodu, że ludobójstwo w Strefie Gazy jest najlepiej udokumentowaną tego typu masową zbrodnią w historii, co przekłada się na ogólnoświatowy negatywny stosunek do Izraela i jego władz.
Z sojuszników pozostały Izraelowi tak naprawdę współpracujące z nim gospodarczo państwa arabskie, między innymi Zjednoczone Emiraty, oczywiście USA, zaś w Europie Wielka Brytania i Niemcy, prowadzące ostatnio obrzydliwą politykę włażenia izraelskim faszystom w odbyt. Reszta świata od Izraela się w mniejszym bądź większym stopniu odwraca, co oznacza dla niego problemy przede wszystkim gospodarcze.
Netanjahu szuka więc na gwałt nowych sojuszników. A że w poszczególnych państwach Unii Europejskiej, co przerażające, rośnie pozycja skrajnej prawicy, izraelski premier uderza właśnie do takich ugrupowań, zwłaszcza, że łączy go z nimi daleko idące podobieństwo ideologiczne, w tym fanatyczna wrogość wobec Palestyny i islamu (poza oczywiście tymi państwami muzułmańskimi, z jakimi uskutecznia współpracę).
Jeśli zaś chodzi o antysemityzm, to Netanjahu jest on jak najbardziej na rękę. Zależy mu bowiem, aby na świecie, w poszczególnych państwach narastała nienawiść wobec Żydów (analogicznie, dla Putina korzystna jest rusofobia). Może się dzięki temu kreować na obrońcę tychże, legitymizując swoją zbrodniczą politykę wobec Palestyny, Syrii, Jemenu, Libanu… A także, co dla niego może jeszcze ważniejsze, utrzymywać się na stołku premiera.
Współdziałanie z Orbanem i innymi europejskimi skrajnymi prawicowcami, a także, rzecz jasna, z Trumpem, ma mu w tym pomóc.
Cóż, prawicowość zaprzecza wszelkiej moralności i etyce. Zwłaszcza skrajna.
Komentarze
Prześlij komentarz