Chiński statek kosmiczny
Na świecie jest tyle zła (wojna rosyjsko-ukraińska, masowe zbrodnie w Afryce, rzeź Palestyny, krwawa izraelsko-amerykańska okupacja Jemenu, topniejące lodowce w Himalajach, pożary nad Biebrzą…), że chyba warto napisać o czymś pozytywnym.
Oto dziś właśnie z Centrum Startowego Jiuquan (chińska część pustyni Gobi) wystartować ma załogowy statek kosmiczny Shenzhou-20. Trzech astronautów poleci nim na znajdującą się czterysta kilometrów nad Ziemią stację Tiangong (Niebiański Pałac), gdzie pozostać mają przez około pół roku, prowadząc badania oraz różnego rodzaju testy, znaczenie których dla przyszłej eksploracji kosmosu ma być ogromne. Jest to nie tylko misja czysto techniczna, ale też część większej strategii, zmierzającej do przyszłych chińskich ekspedycji najpierw księżycowych, a w dalszej kolejności międzyplanetarnych.
No, ciekawe, jak się to Chińczykom uda? Całkiem możliwe, że nieźle.
Chińska Narodowa Agencja Kosmiczna (CNSA) od lat poczyna sobie w przestrzeni pozaziemskiej coraz śmielej. Nie tylko wysyła satelity, ale też ma już swoją stację (wspomniany Tiangong), na którą regularnie wysyła misje załogowe; ta obecna zająć się ma m.in. hodowlą roślin. Sukcesywnie rozwija zaawansowane technologie, takie jak rakiety Długi Marsz-2F, czy centra startowe. Ma też szeroko zakrojone plany dotarcia na Księżyc, a potem na inne planety.
Jasne, z przyczyn technicznych (i finansowych) kolonizacja takiego na przykład Marsa długo jeszcze pozostanie w sferze fantazji – przy czym znacznie lepiej jest czytać powieści czy oglądać filmy na ten temat, niż słuchać bredni Elona Muska – niemniej całkiem możliwe, iż misję załogową na tę planetę jako pierwsi wyślą właśnie Chińczycy, nie Amerykanie (Rosja chyba trochę się z „wyścigu kosmicznego” wycofała i zajmuje się raczej udostępnianiem swoich technologii, służących m.in. do przewozu zaopatrzenia na stacje, i wysyłania astronautów na dawnego MIR-a). Dlaczego?
Ano, CNSA ma wprawdzie budżet znacznie mniejszy niż taka na przykład NASA… ale jest on lepiej wydatkowany. Przez co chińskie projekty rozwijają się szybciej i sprawniej niż amerykańskie, a Chińczycy od lat przyciągają coraz więcej naukowców z całego świata, nie wspominając oczywiście o tym, że w dziedzinie eksploracji kosmosu gotowi są do podjęcia współpracy międzynarodowej.
Chodzi o to, że w NASA przygotowuje się ileś tam konkurencyjnych projektów – na każdy idzie kupa forsy – z których konkurs wygrywa jeden, reszta natomiast trafia do sejfu, wraz z wydanymi na nie pieniędzmi. Sam proces ich przygotowania jest nie tylko kapitało-, ale i czasochłonny. Z kolei przed CNSA władza stawia określone wymagania (acz nie tak durne, jak wysłanie pojazdu w próżnię w określony dzień, jak to czynił Chruszczow; gdyby o kilka dni przesunięto lot, inżynierowe – zgodnie z tym, co sami mówili, wyeliminowaliby niedoskonałości techniczne i Łajka miałaby szansę przeżyć) i daje pieniądze na ich realizację. Dzięki temu Chińczycy nie marnują środków na projekty, jakie nie zostaną zrealizowane, lecz zajmują się określonymi sprawami, takimi chociażby jak stacja Niebiański Pałac. I z tej przyczyny odnoszą sukcesy.
Jednocześnie, mimo propagandowego nazewnictwa, rakiety Długi Marsz na przykład, wydaje się, że chiński program kosmiczny ukierunkowany jest stricte naukowo, nie politycznie (jak to było z radzieckim i amerykańskim w XX wieku). I to jest kolejne źródło jego sukcesów.
Cóż, pozostaje życzyć Chińczykom udanych kosmicznych ekspedycji, jak najmniej problemów, zera katastrof i przede wszystkim żadnych ofiar śmiertelnych.
Komentarze
Prześlij komentarz