Kukiełki wielkiego kapitału

Aby zobaczyć, kogo reprezentują poszczególni kandydaci, wystarczy spojrzeć na to, kto i jak wysokie datki wpłaca na ich kampanię. Podczas obecnych wyborów prezydenckich widać to naprawdę wyraźnie. Ot, kilka przykładów.

O ile tacy Magdalena Biejat i Adrian Zandberg pozyskują środki m.in. od swoich wyborców i sympatyków, którzy wcale nie są jacyś szczególnie zamożni, o tyle z trójką prowadzących w sondażach prawicowców sprawa wygląda zupełnie inaczej. Na kampanię Nawrockiego wielki biznes buli zaiste solidne kwoty. Mentzen sam jest milionerem, ma też wsparcie, pieniężne wliczając, od innych burżujów o skrajnie prawicowych poglądach. Z kolei lista donatorów Rafała Trzaskowskiego przypomina listę najbogatszych Polaków.

No cóż, nic zaskakującego. Prawica ZAWSZE stoi po stronie klas uprzywilejowanych; w kapitalizmie są to oczywiście kapitaliści – wbrew pozorom, nie drobni przedsiębiorcy (większością zaliczający się do proletariatu, bo świadczą pracę najemną, tyle że są na samozatrudnieniu), lecz udziałowcy największych światowych czy krajowych koncernów i korporacji. Nic więc dziwnego, że tacy właśnie burżuje finansowo wspierają polityków, którzy przeforsowują korzystne dla nich rozwiązania prawne i ustrojowe. Problemem jest skala owego wspierania.

Otóż, w Polsce są bardzo szczątkowe rozwiązania lobbingowe, przez co wiele ustaw, jakie przechodzą przez Sejm i Senat, to tak naprawdę projekty przyniesione dosłownie w teczce przez przedstawicieli takich czy innych firm. Jeśli chodzi o finansowanie kampanii wyborczych, to są dość dobre regulacje odnośnie państwowych subwencji i dotacji dla partii, ale z finansowaniem kampanii chociażby prezydenckiej jest już gorzej. Dlaczego? Otóż, nie ma górnej granicy kwoty, jaką można wesprzeć danego kandydata (sam fakt, że wyborcy mogą przekazywać takie datki, jest w porządku). To już samo w sobie czyni walkę wyjątkowo nierówną. Logiczne, skoro bogaty i wspierany przez bogatych polityk ma znacznie więcej środków na skuteczną kampanię niż osoba z mniejszej partii, wywodząca się z proletariatu i przezeń dotowana. A od zastosowanych środków przekazu zależy jego skuteczność. Dlatego polityczna dominacja prawicy narasta, mimo iż szeroko pojęta lewica ma znacznie lepsze dla zdecydowanej większości społeczeństwa propozycje programowe, a kandydaci prawicowi przy lewicowych wypadają jak zezłomowana skoda 1000MB przy nowym ferrari. Niestety, to prawicowcy, dzięki stojącym za nimi pieniądzom, mogą skutecznie wmawiać obywatelom, że reprezentują interesy nawet jeśli nie wszystkich, to przynajmniej znaczącej większości.

Co gorsza, sytuacja w (k)raju nad Wisłą jest obecnie taka, że nawet (rzekomo) umiarkowana prawica przyswoiła sobie i szerzy agendę nacjonalistyczną i faszystowską. Pełne nienawiści wobec obcokrajowców czy osób LGBT+ treści pojawiają się już nie tylko w wypowiedziach kandydatów PiS-u i Konfederacji; taki na przykład Rafał Trzaskowski szczuje na uchodźców, aż miło i jest zwolennikiem odbierania im praw człowieka, z kolei tylko udaje, że interesują go prawa kobiet czy mniejszości. Jest to bardzo niebezpieczne nie tylko dla ustroju demokratycznego, ale i dla naszej wolności, a także życia.

Finansowanie prawicowych kandydatów przez wielki kapitał sprawia również, że w dyskursie politycznym (nie tylko zresztą w okresie kampanii wyborczej) na ubocze spychane są ważne tematy, takie jak: prawa pracownicze, polityka społeczna, mieszkalnictwo, finansowanie publicznej opieki zdrowotnej, polityka klimatyczna i im podobne. Stają się one powszechnie uznawane za „niewarte uwagi fanaberie”, podczas gdy prawicowi politycy i komentatorzy skutecznie odwracają od nich uwagę opinii publicznej. Dzięki temu łatwiej jest im przeforsować korzystne dla klasy pasożytniczo-wyzyskującej rozwiązania, sprowadzające się już to do odciążenia finansowego najbogatszych kapitalistów (czyli dosypywania naszych pieniędzy burżujom), już to do wdrażania nowych form wyzysku poprzez chociażby destabilizację zatrudnienia czy brak wsparcia dla pracowników.

Fakt zatem, iż wielki kapitał finansuje prawicowych polityków, powoduje, że wszyscy stajemy się w coraz większym stopniu jego nieformalnymi wprawdzie, lecz faktycznymi niewolnikami.

Czy można temu zaradzić? Tak, wprowadzając stosowne regulacje z zakresu prawa antykorupcyjnego. Przykładowo, Magdalena Biejat proponuje, aby wpłata na kampanię wyborczą pochodząca od osoby fizycznej nie mogła być wyższa niż (jeśli dobrze pamiętam) dwukrotność płacy minimalnej. Swoje idee w tym temacie ma także Adrian Zandberg.

Nie ma się wszelako co łudzić – prawica na coś takiego nie pójdzie. Straciłaby forsę, obniżyłaby się jej pozycja polityczna, no i wielki kapitał też nie pozwoli wdrożyć tego typu regulacji, gdyż miałby mniej kukiełek.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wieczór na SOR

Skarga na przestępcze metody stosowane przez zarząd Administracji Domów Mieszkalnych sp. z o.o. w Chełmku

Usiłują mnie zabić