Tęczowa chorągiewka
Przyznam szczerze, że nie oglądałem na żywo debaty prezydenckiej w Końskich, jaka odbyła się w miniony piątek; po prostu ją przegapiłem. Obejrzałem sobie jednak retransmisję i oczywiście poczytałem dużo na temat tego, co się w jej trakcie stało.
Cóż, tego typu debaty zawsze traktuję z pewną rezerwą, rzadko bowiem mówią cokolwiek więcej o kompetencjach danej osoby kandydującej; zresztą, minutę czy półtorej na odpowiedzenie na pytanie dotyczące takiej na przykład polityki zagranicznej to bezsens. Niemniej, można się z nich czasami dowiedzieć czegoś ważnego na temat charakteru, a co ważniejsze, postaw poszczególnych uczestników. I tak właśnie stało się ostatnio.
Jak wiemy, niejaki Nawrocki Karol, Alfonsem zwany, czyli kandydat Bezprawia i Niesprawiedliwości, podczas debaty wręczył Rafałowi Trzaskowskiemu z PO tęczową chorągiewkę – symbol osób LGBT+, tolerancji wobec nich i walki o ich prawa. Chciał w ten sposób zasugerować, iż prezydent Warszawy kandydujący na prezydenta Polski nad ojczyznę przekłada mniejszości seksualne i jest sojusznikiem tychże, co dla PiS-owskiego elektoratu jest odrażające (wiem, co piszę, znam bowiem osobiście takich wyznawców tej mafii/sekty).
Rzecz w tym, że pan Trzaskowski sojusznikiem osób LGBT+ nie jest, ani nigdy nie był; na takowego wykreowały go pięć lat temu media, i to głównie te wobec niego nieprzychylne. On sam pozostaje człowiekiem tolerancyjnym, przynajmniej jak na prawicowca, nie zieje nienawiścią wobec osób LGBT+ (uchodźcy na granicy polsko-białoruskiej to inna sprawa)… ale też raczej nie patrzy przychylnie na przyznanie im pełni należnych praw. Kiedy para lesbijek zwróciła się do niego jako do prezydenta Warszawy o nadanie ich adoptowanemu dziecku numeru PESEL, pan Trzaskowski odmówił. Gdy Margot i inni aktywiści LGBT+ byli prześladowani przez aparat represji i nadzoru za wieszanie tęczowych flag na sakralnych pomnikach w Warszawie, pan Trzaskowski bardziej martwił się o dobre samopoczucie rzekomo obrażonych katolików, podczas gdy ludzie walczący o wolność byli brutalnie zatrzymywani i gnili na policyjnych dołkach (pomocy udzielały im posłanki z Lewicy, w tym Magdalena Biejat, i z PO).
W Końskich kandydat ów też się nie popisał. Po otrzymaniu od Alfonsa tęczowej chorągiewki, zamiast z dumą postawić ją na mównicy i wszem wobec ogłosić, iż całym sercem wspiera społeczność LGBT+ oraz przyznanie jej pełni należnych praw, usiłował ją schować. Zauważyła to Magdalena Biejat z Lewicy, poprosiła zatem pana Trzaskowskiego o przekazanie jej tęczowej chorągiewki, co on bez wahania uczynił. Lewicowa kandydatka postawiła chorągiewkę z tęczą przed sobą i powiedziała, jak bardzo ceni sobie różnorodność polskiego społeczeństwa, i jak ważne są dla niej prawa osób LGBT+.
A był to tylko jeden z czynników, dzięki którym właśnie ona wypadła najlepiej podczas debaty (drugie miejsce, co ciekawe, zajął w moich oczach Szymon Hołownia, co nie zmienia faktu, że wciąż uważam, iż powinien on dać sobie spokój z polityką i wrócić do publicystyki).
To, co się stało, wcale mnie nie zaskakuje. W sumie, to dobrze, że Rafał Trzaskowski pokazał, iż tęcza, a zatem kryjące się za nią wartości – wolność, równość, tolerancja, prawa człowieka – są dla niego sprawą wstydliwą, którą trzeba jak najszybciej schować, albo pozbyć się w inny sposób. Dla kogoś, kto w miarę uważnie obserwował tego polityka, było to jasne od lat, niemniej debata w Końskich ukazała prawdę o panu Trzaskowskim ogółowi. I prawidłowo!
W Polsce nie ma (nigdy nie było) demokratycznej prawicy. Obecny prezydent Warszawy nadzieją dla polskiej demokracji też nie jest; skoro stanowiącej jej fundament prawa człowieka są dla niego czymś, czego należy się wstydzić… Pokazał, że niczym nie różni się od takiego na przykład Alfonsa. Co też niespodzianki nie stanowi.
Komentarze
Prześlij komentarz