Chińskie auto i brudny prąd
Leapmotor to jeden z licznych chińskich producentów samochodów, jacy w ostatnich miesiącach szturmują europejskie rynki, w tym polski. Ten akurat związany jest (choć bezpośrednio do niego nie należy) z globalnym koncernem Stellantis i produkuje auta elektryczne. Jeden z jego modeli, miejski maluszek T03, składany był w tyskiej fabryce Fiata, czyli marki wchodzącej w skład Stellantis. Składany, bo montowano go tam z przywożonych gotowych części. Jednakże skończyło się to w marcu. Polska pożegnała się z wytwarzaniem Leapmotor T03. Jak odbiło się to na zatrudnieniu w fabryce, nie wiem, ale optymizmu w tym zakresie trudno mi zachować.
Ze składaniem tego autka w Tychach od samego początku były problemy. Już po tym, kiedy polski rząd (czy tylko jego członkowie z Lewicy nie są głupcami?) poparł europejskie cła dla chińskich producentów samochodów – mają one na celu podwyższenie ich cen, żeby Chińczykom trudniej było konkurować z koncernami, jakie skolonizowały poszczególne rynki unijne, co samo w sobie stanowi działanie… cóż, niezbyt uczciwe – Leapmotor zastanawiał się nad wycofaniem produkcji T03 z Tychów. Ostatecznie się na to zdecydował, ale z innego powodu, choć pewnie antychińska retoryka (wynikająca oczywiście z marionetkowości wobec USA) polskiego rządu też na to wpłynęła.
Otóż, składanie T03 w Polsce uznali Chińczycy za nieopłacalne i, jak podejrzewam, kiepskie wizerunkowo, z powodu naszej energetyki. Czyli tego, że polski prąd jest brudny i drogi; jedno wiąże się oczywiście z drugim. Brudny, bo produkowany w głównej mierze z węgla (w znacznym zakresie importowanego; często widuję, jak przez moją miejscowość pociągi wiozą surowiec ów ze Wschodu na Śląsk, choć powinno być odwrotnie), podczas gdy odnawialne źródła energii wciąż odgrywają w tym zakresie rolę marginalną, natomiast o elektrowniach atomowych politycy mówią i na mówieniu kończą. A drogi, ponieważ energetyka węglowa jest coraz mniej wydajna w stosunku do potrzeb, no i wiąże się z dodatkowymi opłatami.
Cóż, produkowanie – choćby poprzez jedynie montowanie z gotowych części – samochodu elektrycznego w państwie z TAKĄ energetyką faktycznie wydaje się niezbyt szczęśliwym pomysłem.
No właśnie. Transformację energetyczną powinniśmy przechodzić już od dawna. Oczywiście sprawiedliwą, czyli taką, która wiąże się nie z pozbawianiem górników zatrudnienia, lecz z dawaniem im nowych możliwości kariery zawodowej, związanej z rozwojem OZE.
Niestety, nie-rządy Bezprawia i Niesprawiedliwości uporczywie trwały przy węglu, większością importowanym zza wschodniej granicy, Australii czy innych krajów, podczas gdy polski zalegał na hałdach. Powodowało to – przepraszam, nadal powoduje – wysoki poziom zanieczyszczenia powietrza i stały wzrost cen prądu. Otwierano nawet nowe elektronie węglowe. Wprowadzaniu odnawialnych źródeł energii opierano się rękoma i nogami, jeśli już robiono cokolwiek w tym zakresie, to tam jedynie, gdzie było to absolutnie konieczne. W efekcie mamy coraz większy smog, w okresie letnim grożą nam przerwy w dostawie elektryczności (susza!) i jeszcze bulimy za to jak za woły.
Koalicja Obywatelska wraz z przystawkami obiecała zmiany, czyli przekształcanie energetyki na bardziej przyjazną dla klimatu, a zarazem tańszą. I nie widać, by choćby próbowała wywiązać się z tych obietnic. Co najwyżej mówi o zamykaniu kopalń, co w naszych warunkach doprowadzi do wzrostu zarówno bezrobocia, jak też importu węgla kamiennego.
Jasne, transformacja energetyczna wymaga czasu, nie przebiegnie z dnia na dzień. Ale mogłaby się chociażby zacząć. Mogłyby wreszcie powstawać realne, konkretne plany wdrażania OZE, konkretne plany budowy elektrowni atomowych, jeśli specjaliści uznają je za dobre rozwiązanie. Jednakże nic takiego się nie dzieje.
No to trudno się dziwić Chińczykom, że nie chcą w Polsce montować samochodów elektrycznych.
Ale wiadomo – panu Tuskowi wierzyć nie należy. Innym prawicowym politykom też nie.
Komentarze
Prześlij komentarz