Klerykałowie w służbie ciemnoty

Polski system edukacji ma wiele wad, a jedną z nich jest to, że zarówno treści programowe licznych przedmiotów, jak i metody nauczania nie odpowiadają wyzwaniom współczesnego świata oraz potrzebom dzieci i młodzieży. Częściowo wynika to z faktu, iż w Ministerstwie Edukacji oraz kuratoriach przez lata siedzieli betonowi konserwatyści lub wręcz jawni faszyści (Giertych, Czarnek), a częściowo z tego, że nie wszyscy nauczyciele odpowiednio pełnią swój zawód; to zresztą nie tyle ich wina, ile przestarzałych szkoleń zawodowych, jak przypuszczam. W efekcie, zamiast wiedzy szkoła szerzy ciemnotę (katecheza patologię ową pogłębia), a zamiast zachęcać, zniechęca do nauki… i to praktycznie ze wszystkich przedmiotów.

Tymczasem świat wokół nas nieustannie się zmienia, co oznacza chociażby, że osoby małoletnie mają do czynienia z nowymi problemami czy ogólnie sytuacją. Szkolnictwo powinno do tychże zmian dostosowywać przekazywane (w maksymalnie atrakcyjnej formie, oczywiście) na poszczególnych lekcjach treści. Do tej pory kiepsko z tym było, ale obecne Ministerstwo Edukacji z panią Barbarą Nowacką na czele coś z tym fantem usiłuje robić, mniej lub bardziej udatnie.

Jednym z lepszych pomysłów jest wprowadzenie – na każdym etapie nauki, czyli od przedszkola po szkoły średniej – nowego przedmiotu w postaci edukacji zdrowotnej. Podstawa programowa została niedawno ogłoszona; obejmować ma zagadnienia takie jak: zdrowie i aktywność fizyczna, odżywianie (mam nadzieję, że na lekcjach mowa będzie o tym, iż człowiek jest zwierzęciem ROŚLINOŻERNYM), zdrowie psychiczne, społeczne i środowiskowe, zdrowe korzystanie z internetu, profilaktyka uzależnień… a także rozrodczość i seksualność. Edukacja zdrowotna ma bowiem zastąpić wychowanie do życia w rodzinie, uzupełniając tamten przedmiot o wymienione wyżej kwestie związane ze zdrowiem.

Oczywiście nie spodobało się to Kościołowi katolickiemu oraz skrajnemu prawactwu (do niby-umiarkowanego zaraz przejdziemy). No bo jakże to, uczyć dzieci o seksie?!!! PiS jest przeciw, Konfederacja oczywiście też, zaś…

Ano właśnie, w pierwotnym zamyśle edukacja zdrowotna miała być przedmiotem obowiązkowym. Założenie to było jak najbardziej słuszne. Tyle, że ostatnio główny składnik koalicji rządowej, czyli Platforma Obywatelska wyskoczyła z pomysłem, aby ów przedmiot był jednak nieobowiązkowy. Innymi słowy, by odbywał się na tych samych zasadach, co wychowanie do życia w rodzinie… które przez swoją nieobowiązkowość okazało się jedną wielką fikcją, zajęcia prowadzono bowiem głównie na zastępstwach (jeśli w ogóle), nie zawsze też prowadziły je osoby wykwalifikowane, a jeżeli prowadzącymi okazywali się np. katecheci (bywały i takie przypadki), to zamiast rzetelnej wiedzy, przekazywano propagandę antyaborcyjną. PO chciałaby zapewne, aby edukację zdrowotną spotkał taki sam los.

Magdalena Biejat, kandydatka Lewicy na prezydenta, twierdzi, że dzieje się tak, gdyż premier Donald Tusk, przewodniczący Platformy, wystraszył się skrajnej prawicy, przeto w zakresie nowego przedmiotu chce przed nią ustąpić. A skrajna prawica, jak wiemy, nurza się w ciemnocie, na której – obok nienawiści – bazują jej ideologie: nacjonalizm, faszyzm i nazizm.

To zapewne prawda, zwłaszcza, że pan Tusk nader chętnie przychyla ucha prawakom, i to bez nijakiego przymusu. Ale dochodzą jeszcze inne czynniki. Otóż, pan Tusk i większość parlamentarzystów PO to zatwardziali konserwatyści z zabetonowanymi mózgami. Straszliwie mentalnie zacofani, nie rozumieją, ani nie chcą zrozumieć zmian zachodzących na świecie, wielu spośród nich, premiera wliczając, wykazuje też tendencje faszystowskie. Toteż szerzenie w szkołach rzetelnej wiedzy – w tym na takie tematy jak seksualność czy zdrowe odżywianie – oraz postępowych treści zamiast przesądów i zabobonów, uważają oni za coś złego, niebezpiecznego. Jako prawicowcom, bardziej im też zależy na ciemnocie niż wykształceniu społeczeństwa. Cóż, wielokrotnie pisałem, że PO od PiS-u w zasadzie się nie różni; jeśli już, to tym, że zamiast szczuć na WOŚP, lansuje się przy tej akcji.

Dalej, pan Tusk i większość jego partyjnych koleżanek i kolegów – znów identycznie jak PiS-owcy – to klerykałowie, podporządkowani hierarchom i duchownym Kościoła katolickiego; tak jak w przypadku Bezprawia i Niesprawiedliwości, wynika to z ich światopoglądu, ale też z solidarnościowego rodowodu. Wysługują się zatem Kościołowi, a temu, jak pisałem wyżej, edukacja zdrowotna się nie podoba. Wszak dziecko z podstawową wiedzą o seksualności, w tym o tym, co wolno, a czego nie, trudniej jest księdzu molestować i gwałcić. Albo wciskać mu do głowy brednie o aborcji czy in vitro.

Pan Tusk i jego ludzie nie są wszelako na tyle durni, by wprost uwalać rządowy – było, nie było – projekt, toteż zamierzają go tak zmodyfikować, aby nie raził czułych kleszych oczek i stał się de facto martwy. Najlepszym na to sposobem, jest NIEOBOWIĄZKOWE wychowanie zdrowotne, czyli przedmiot, który istniał będzie głównie na papierze, a jeżeli w szkołach się pojawi, to w tycim zaledwie i raczej pozornym zakresie, dotyczącym może tego, że warto uprawiać sport i chodzić do lekarza.

Tak oto klerykalna prawica postsolidarnościowa, w tym wypadku stanowiąca główny składnik koalicji rządowej, działa w służbie ciemnoty. Ze szkodą dla przyszłych pokoleń. Ale te dla prawaków nigdy się nie liczyły, co najwyżej jako potencjalni niewolnicy kapitalistów i kleru.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wieczór na SOR

Skarga na przestępcze metody stosowane przez zarząd Administracji Domów Mieszkalnych sp. z o.o. w Chełmku

Usiłują mnie zabić