Styczniowy deszcz
W pierwszy weekend stycznia zrobiła się zima. Delikatna wprawdzie – niewielki mróz i trochę śniegu – ale jednak. W grudniu, przypomnę, temperatury były najczęściej dodatnie (w dzień, bo nocami spadały), a jeśli coś padało, to głównie deszcz, ewentualnie deszcz ze śniegiem. Teraz styczniowa zima, po kilku dniach zaledwie, znów odchodzi do przeszłości; powietrze się ociepliło, przeto śnieg topnieje, a z nieba pada deszcz, w niektórych rejonach ze śniegiem. Do tego dochodzą porywiste nieraz wiatry.
Jest zatem nieprzyjemnie i niezdrowo; częste i dość gwałtowne zmiany ciśnienia atmosferycznego mocno uderzają w osoby zmagające się z sercem oraz układem krążenia, a skoki temperatury powodują, iż nader łatwo można się przeziębić.
To u nas, bo są państwa, gdzie ogłoszono alerty przeciwpowodziowe; w niektórych na alertach się nie kończy, gdyż pierwsze podtopienia i wylewy rzek już nastąpiły, niejednokrotnie znaczne.
Tak, to wszystko objawy katastrofy klimatycznej. Co roku ich więcej, co roku są bardziej dotkliwe, coraz częściej wręcz zabójcze, i to nie dla pojedynczych jednostek, ale dla całych społeczności (np. jesienne powodzie w Europie czy Pakistanie). Przybywa miejsc, gdzie nie da się żyć, ponieważ jest tam zbyt gorąco i zbyt sucho. Z innych trzeba się ewakuować, gdyż miejscowość może w każdej chwili utonąć w glebie, pod którą jeszcze do niedawna była wieczna zmarzlina… ale nie okazała się ona taka znowu wieczna, bo właśnie się topi wskutek ocieplenia klimatu. O tym, że licznym wyspom na Pacyfiku, jak również znacznym obszarom stałego lądu u wybrzeży oceanicznych bądź morskich grozi rychłe zalanie, wiadomo od dawna. Trąby powietrzne tudzież inne nader gwałtowne zjawiska atmosferyczne pojawiają się w miejscach, gdzie wcześniej nie występowały, a jeśli nawet, to sporadycznie.
Owszem, wiele razy temat ów poruszałem, dość często o tym piszę. Ale chyba warto do niego wracać, gdyż wielu mądrych ludzi, na czele ze specjalistami i aktywistami, wprost mówi o tym, iż katastrofa klimatyczna JUŻ następuje, a nam, ludziom, nie wolno jej lekceważyć, ani zaniechać działań wiodących do ograniczenia jej skutków (jeśli chcemy przetrwać jako gatunek, ma się rozumieć).
Niestety, chyba nie do wszystkich to dociera. I nie chodzi mi tu o osoby obywatelskie, bo kiedy widzę polityków – tych, co to niby pozują na „światłych”, czasami wręcz „postępowych” – jacy mówią, że „Europa postawiła sobie zbyt ambitne cele w polityce klimatycznej”, a także usiłują (nie zawsze zgodnie z regułami państwa demokratycznego) zwalczać aktywistów domagających się podjęcia realnych działań w celu ratowania naszego istnienia, po prostu szlag mnie trafia. Tak, panie premierze, niechże się pan nie rozgląda!
Jak już kiedyś pisałem, czynią oni tak, gdyż są prawicowcami – pachołkami kapitalistów, którzy swoją rabunkową, krótkowzroczną, wyzbytą z racjonalności gospodarką oraz burżuazyjnym stylem życia (np. nadmierne latanie prywatnymi samolotami) doprowadzili do tego, co właśnie się dzieje z planetą naszą kochaną, a często jeszcze chcą na tym (więcej) zarobić. Mało tego, nie brakuje polityków-kapitalistów, nadto będących kompletnymi idiotami, jacy negują katastrofalne zmiany klimatu; jeden taki ponownie został wybrany na prezydenta imperium zła, w Polsce zaś mamy chociażby nazioli z Konfederacji oraz niejednego PiS-owca tudzież PSL-owca bądź Platfomersa…
Do tego dochodzi szerzona przez polityczną tudzież medialną prawicę – bardzo, moim zdaniem, niebezpieczna – propaganda, wedle której działania przeciwko katastrofie klimatycznej skierowane są tak naprawdę przeciw biednym ludziom. To oczywiście nieprawda. W jakiż sposób taki na przykład rozwój komunikacji zbiorowej opartej na elektromobilności miałby walić w niezamożne osoby obywatelskie? Przeciwnie, jest w interesie przede wszystkim ich. Rzecz jasna, takie kłamstwa służą wcale nie biednym ludziom, lecz najbogatszym kapitalistom, w ich bowiem interesie są przez prawicę rozpowszechniane, po to, by wyzyskiwacze dalej swobodnie i przy ogólnym poklasku zbijali fortuny na niszczeniu Ziemi, kosztem własnego oraz naszego życia.
Te i inne czynniki sprawiają, iż spojrzenie na styczniowy deszcz nie napawa mnie optymizmem odnośnie losów ludzkości, a konkretnie jej przetrwania.
Komentarze
Prześlij komentarz