Bez zrozumienia
Nie jest dobrze. Jeden z rankingów dotyczących czytania ze zrozumieniem wykazał, że dorośli Polacy słabo, a nawet bardzo słabo sobie z tym radzą; w statystykach szorujemy po dnie.
Cóż, kiedy przypomnę sobie polonistkę z liceum (w podstawówce i gimnazjum miałem o wiele mądrzejszą, a także znacznie lepiej wykwalifikowaną), która nie potrafiła przeczytać ze zrozumieniem opracowania do Jądra ciemności Josepha Conrada – czyli tekstu napisanego w taki sposób, by średnio rozgarnięty nastolatek z podstawami wiedzy licealnej potrafił go rozkminić i przyswoić najważniejsze informację – przestaję się dziwić wynikowi rankingu.
No, ale jedna nauczycielka nie przesądza o kwalifikacjach – bądź ich braku – całej kadry pedagogicznej. Sądzę zresztą, i nie kpię tutaj, że z nimi akurat wcale nie jest tak źle, nawet uwzględniając fakt, że część z osób wykonujących pracę nauczyciela zdecydowanie powinna zająć się czymś innym. Problem leży gdzie indziej, a jest na tyle poważny, że nie można go lekceważyć… i nie sprowadza się li tylko do wstydu.
Nie wiem, jak obecnie się rzeczy mają – lecz przypuszczam, że ośmiolecie PiS-owskich nie-rządów tylko narobiło szlamu w tym zakresie – ale w moich szkolnych czasach, zwłaszcza właśnie licealnych, szkoła czytania ze zrozumieniem zdecydowanie NIE uczyła. Więcej, sądzę, że wręcz go oduczała. Ówczesny (a mam powody obawiać się, iż z obecnym jest tak samo) system wątpliwej edukacji nakazywał interpretować teksty lektur, zarówno prozatorskie, jak i poetyckie, pod narzucony odgórnie klucz, czyli zgodnie z wytycznymi. Jakakolwiek własna, samodzielna interpretacja obniżała ocenę, czy to na sprawdzianie bądź odpytywaniu (a nie daj, Perunie, żeby uczeń wiedział więcej niż wspomniana wyżej polonistka), czy to na egzaminie maturalnym. Ten ostatni sprowadzał się właśnie do testowania umiejętności odpowiadania na pytania pod klucz, w sposób mechaniczny tudzież bezmyślny. Czyli nic rozwojowego.
Taki system nauczania języka polskiego automatycznie oduczał umiejętności czytania ze zrozumieniem. A potem poszedł człowiek na studia humanistyczne, gdzie – dzięki nich będą niebiosom!!! – umiejętność taka była wymagana, podobnie jak samodzielne, krytyczne myślenie (właśnie studiując, nauczyłem się samodzielnie i krytycznie myśleć, dochodząc przy okazji do wniosku, że szkoła mnie ogłupiała; zwłaszcza średnia; zdania nie zmieniłem do tej pory i wątpię, aby miało to kiedykolwiek nastąpić).
Żeby jednak umieć czytać ze zrozumieniem, trzeba najpierw… no właśnie, w ogóle czytać, i to najlepiej sporo Zwłaszcza tekstów, które wymagają czegoś więcej, niźli tylko odszyfrowywanie liter. A ze statystkami czytelnictwa w (k)raju nad Wisłą też dobrze nie jest; jakkolwiek w tym zakresie zauważyć trzeba, że liczbę osób nieczytających w znacznej mierze równoważy liczba osób czytających bardzo dużo – książek, prasy czy artykułów w internecie.
I tu znowu wracamy do systemu edukacji, albowiem ten – na co niejednokrotnie zwracałem uwagę – do sięgania po słowo pisane zwyczajnie zniechęca. Nie wiem, jak teraz, ale w moich czasach zniechęcanie owo sprowadzało się głównie do złego doboru lektur – zbyt nudnych, a często też nazbyt trudnych dla większości dzieci i młodzieży. Albo po prostu nieinteresujących (tu mała, pozytywna dygresja – młodzież CHCE czytać, o czym świadczy chociażby popularność powieści z nurtu young adult i rosnąca liczba nastawionych na ich publikację wydawnictw; może osoby odpowiedzialne za programy nauczania wreszcie by się tym zainteresowały, do kurii nędzy!). W połączeniu z uczeniem czytania „ze zrozumieniem” (cudzysłów, jak się z pewnością domyślacie, celowy i nieprzypadkowy), nie dziwi, iż szkoła wpajała (co, obawiam się, zmianie nie uległo), że kontakt ze słowem pisanym to nie przyjemność, lecz katorga.
Zaś nieoczytane – i, co gorsza, nieradzące sobie z czytaniem ze zrozumieniem – społeczeństwo jest nie tylko podatne na manipulację, przez co poparcie zdobywają różnorodni polityczni degeneraci marzący o dyktaturze, lecz także słabo rozwijające się gospodarczo. Czyli po po prostu biedne.
Podsumowując, polski system edukacji wymaga pilnej naprawy, także w tym zakresie, aby nie tylko zachęcał do czytania (na to jest prosty sposób – wystarczy zwiększyć wpływ osób uczniowskich na listę lektur do omawiania i uczynić kryteria zdawania egzaminów mniej sztywnymi, tak, by liczyła się kreatywność interpretacyjna), lecz także uczył czytać ze zrozumieniem. Bez tego wciąż będziemy jak ci zacofani oraz żyjący w nędzy chłopi z Konopielki.
Komentarze
Prześlij komentarz