O sprawiedliwą transformację

W kopalni LW „Bogdanka”, położonej w Lubelskim Zagłębiu Węglowym, od 16 stycznia trwa protest głodowy górników. Zainicjował go Jarosław Niemiec, przewodniczący Związku zawodowego „Przeróbka” w „Bogdance”, a po kilku dniach dołączyli do niego koledzy. Górnicy czują się na razie dobrze, pozostają pod lekarską kontrolą. Związki zawodowe decyzje o dalszych akcjach i ich formie formule podejmowały będą w zależności od rozwoju sytuacji.

O co poszło? Ano, zacznijmy od tego, że większościowym (prawie 65 proc. pakietu akcji) udziałowcem rzeczonej kopalni jest spółka Enea, która wniosła o zwołanie na 28 stycznia nadzwyczajnego walnego zgromadzenia akcjonariuszy „Bogdanki” i – co stanowiło rzucenie iskry na proch – umieszczenie w jego porządku obrad punktu o zmianie statutu kopalni tak, aby ośrodek decyzyjny przeniesiony został do pionów zarządczych Enei. A spółka ta planuje zwolnić do 2030 roku tysiące górników. Spada bowiem zapotrzebowanie na węgiel, w związku z transformacją energetyczną.

Protestujący górnicy obawiają się utraty pracy. Ich działania nie są jednak skierowane przeciwko transformacji energetycznej jako takiej; górnicy zdają sobie sprawę z jej konieczności i nieuchronności. Podnoszą wszelako – słusznie! – że Lubelskie Zagłębie Węglowe jest w innej sytuacji niż Górny Śląsk, gdzie rozwiniętych jest wiele gałęzi gospodarki, toteż górnik odchodzący z zamykanej kopalni relatywnie łatwo może znaleźć pracę gdzie indziej. W regionie, gdzie znajduje się „Bogdanka”, jest z tym dużo gorzej; proletariusz, który straci pracę z powodu redukcji zatrudnienia w firmie, może mieć poważne problemy ze znalezieniem nowej.

Toteż protestujący z rzeczonej kopalni walczą tan naprawdę o SPRAWIEDLIWĄ transformację energetyczną. Czyli taką, która nie będzie wiązała się li tylko z zamykaniem kopalń, ale oznaczała będzie szansę rozwojową dla danego regionu, w czym mieści się również przekwalifikowanie zawodowe pracowników sektora górniczego, tak, aby mogli oni utrzymywać się na dotychczasowym poziomie lub wyższym.

Wbrew pozorom, wcale nie jest to takie trudne. Świetnych przykładów dostarczają Chiny, które też w gigantycznym zakresie przerzucają się na OZE. W ramach tejże transformacji zalano tam ogromne obszary pól uprawnych, na powierzchni zaś powstałych w ten sposób akwenów rozłożono baterie słoneczne, tworząc elektrownie. A co z rolnikami? – spytacie. Otóż przyuczono ich do obsługi instalacji fotowoltaicznej, dzięki czemu mają pracę oraz dochody, i to o wiele wyższe niż te, jakie mieliby z uprawy roli.

Nie widzę powodów, dla których polskim górnikom nie można by zaoferować kursów zawodowych, przygotowujących do podjęcia zatrudnienia przy produkcji energii ze źródeł odnawialnych. Wystarczy tylko odrobina myślenia strategicznego tudzież prospołeczne podejście.

Odpowiedzialność za sprawiedliwą transformację energetyczną powinny wszakże ponosić nie tylko odpowiednie spółki, takie jak Enea, ale przede wszystkim nasz „kochany” rząd. To on ma zakichany obowiązek zadbać, żeby ludzie zatrudnieni w kopalniach z powodu ich koniecznego wygaszania nie tracili środków do życia.

Niestety, obawiam się, że pan Tusk i komitywa bardziej skłonni będą do powtórzenia scenariusza z rejonu Wałbrzycha, wzorowanego zresztą na tym, co w Wielkiej Brytanii wyczyniała Margaret Thatcher. Przypomnijmy, że w latach 90., pod władzą prawicy postsolidarnościowej, w Wałbrzyskiem pozamykano liczne kopalnie, propagandowo głosząc, że zwalniani z roboty górnicy pozakładają… kwiaciarnie. Oczywiście żadnych kwiaciarń nie założyli, region mocno podupadł gospodarczo, ludność uległa pauperyzacji, a głównym źródłem utrzymania – w każdym razie, przed epoką migracji zarobkowej, zapoczątkowaną wejściem do Unii Europejskiej – stały się bieda-szyby i handel wydobytym na lewo, w skrajnie niebezpiecznych warunkach, węglem. O samym zaś Wałbrzychu jako o mieście upadłym reportaż nakręciła Al-Jazeera. Kiedy natomiast kilkanaście lat temu gruchnęła wieść o „złotym pociągu” pozostawionym jakoby przez hitlerowców (ostatecznie, z tego, co pamiętam, nie udało się go odnaleźć), mieszkańcy regionu byli uradowani, dostrzegając szansę na podreperowanie sytuacji ekonomicznej, dzięki turystyce chociażby.

Przy transformacji energetycznej w żadnym wypadku nie wolno popełnić podobnej zbrodni (bo to JEST zbrodnia!!!). Należy bezwzględnie podążyć ścieżką chińską – dostosowaną oczywiście do polskich uwarunkowań – czyli przeprowadzić konieczne zmiany tak, aby nie wiązały się one z groźbą utraty środków do życia, lecz stanowiły szansę rozwojową dla wszystkich osób na danym terenie, zwłaszcza tych, które pracują w zakładach przeznaczonych do zamknięcia.

O to właśnie walczą protestujący z „Bogdanki”. Tylko czy Tusk i inne solidaruchy ze styropianem zamiast mózgów, nurzające się w wolnorynkowych bredniach, to zrozumieją…?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wieczór na SOR

Skarga na przestępcze metody stosowane przez zarząd Administracji Domów Mieszkalnych sp. z o.o. w Chełmku

Usiłują mnie zabić