Rodzić w stajni
Jak wiemy – a niejedno z nas pewnie się o tym przekonało, i to więcej niż raz – poziom funkcjonowania systemu opieki zdrowotnej w kapitalistycznej Polsce jest dalece niewystarczający. Nie z winy lekarzy, pielęgniarek, ratowników oraz innych pracowników sektora, lecz z powodu wadliwego sposobu finansowania (model składkowy), który jest drogi i niewydolny; nadmiernie obciąża płatników, a do samego systemu opieki zdrowotnej trafiają zbyt niskie w stosunku do potrzeb kwoty. Pisałem o tym nie raz ani nie dwa, toteż dziś nie będę się powtarzał.
W (k)raju nad Wisłą wadliwie funkcjonują też oddziały porodowe, czyli kolokwialnie porodówki; acz nie wszystkie, poziom ich działania jest oczywiście różny. Tu jednakowoż winne jest nie tylko niedofinansowanie, ale też nazistowskie zalegalizowane bezprawie antyaborcyjne, skutecznie uniemożliwiające prawidłową opiekę porodową i narażające kobiety na utratę zdrowia tudzież życia (zgony, jak wiemy, faktycznie następują), na co częstokroć – zwłaszcza we wschodnich regionach – nakłada się religijny oraz polityczny fanatyzm kadry medycznej. Z kolei gdzie indziej dochodzi do niehumanitarnego traktowania pacjentek, braku szacunku wobec nich czy niepodawania im znieczulenia.
Rzecz jasna, patologie owe nie są powszechne, w wielu placówkach porodowych panują naprawdę wysokie standardy. Co nie zmienia faktu, że z winy solidaruchów opieka okołoporodowa w Polsce jest pod względem jakości daleko za zachodnią.
A w Ministerstwie Zdrowia (Choroby?) narodził się ostatnio pomysł, jak temu zaradzić. Ma to być działanie w czysto postsolidarnościowym stylu, czyli „naprawianie” poprzez likwidowanie. Innymi słowy, uroili sobie w rzeczonym ministerstwie, że jeśli porodówek będzie mniej, to pozostałe działały będą lepiej. No i na ich obsługę pójdzie mniej forsy, a to, jak przypuszczam, najważniejsze (czymś w końcu trzeba paść kapitalistów oraz Kościół katolicki). W konsekwencji z mapy Polski zniknąć może nawet… JEDNA TRZECIA oddziałów porodowych. Wśród nich znaleźć się mają te, które zbierają najlepsze oceny za standard opieki.
Pomysł ten jest szalenie głupi, wyzbyty całkowicie logiki. Przecież to jasne, że te porodówki, jakie ocaleją z likwidacji (rzezi?), będą musiały obsłużyć większą liczbę pacjentek, co automatycznie przełoży się na ich GORSZE funkcjonowanie, jak również prawdopodobnie WIĘKSZE obciążenia finansowe. Poziom opieki okołoporodowej drastycznie się obniży, zdecydowanie więcej kobiet, płodów i dzieci narażonych będzie na niebezpieczeństwo. Liczne panie w ogóle zostaną pozbawione możliwości bezpiecznego urodzenia dziecka, ponieważ ich miejsce zamieszkania znajdzie się zbyt daleko od „najbliższej” porodówki.
W takim zaś razie, gdzie dzieci mają przychodzić na świat? W stajniach, przy pomocy babek-akuszerek? Rozumiem, że od 1989 r. cofamy się do XIX wieku lub jeszcze dawniej, ale to już chyba przesada.
Proponowanej przez Ministerstwu Zdrowia deformie sprzeciwia się partia Razem. Utworzyła ona nawet petycję przeciwko szkodliwemu owemu rozwiązaniu; oczywiście podpisałem.
A to nie wszystko, w rządzie bowiem trwa przeciąganie liny pomiędzy szkodliwą ideą zmniejszenia wpływów do NFZ poprzez redukcję składki zdrowotnej dla najbogatszych kapitalistów, a rezygnacją z tego idiotycznego pomysłu, który jeszcze bardziej rozwaliłby cały system i zaszkodziły pacjentom, niektórym śmiertelnie. Jak łatwo się domyślić, za pierwszym rozwiązaniem opowiadają się neoliberałowie/neokonserwatyści z koalicji rządowej, będący najbardziej fanatycznymi zwolennikami klas pasożytniczo-wyzyskujących. Wedle zapowiedzi Czarnka, zamierza ich wesprzeć niby-opozycyjne Bezprawie i Niesprawiedliwość. Żadna niespodzianka, prawica zawsze z kapitałem i burżuazją.
I tak oto w kapitalistycznej III RP ciąża staje się wyrokiem, oby nie śmierci. Podobnie jest z każdą w zasadzie choroba.
Komentarze
Prześlij komentarz