Podwyżki spasionego solidarucha
Janusz Glapiński, solidaruch i mianowany jeszcze przez PiS prezes Narodowego Banku Polskiego, przyznał sobie – a Zarząd NBP oczywiście to przyklepał – ogromną podwyżkę, wynoszącą 191 tys. zł w ciągu roku.
Dzieje się to w czasie, kiedy inflacja (znowu) szaleje, ludzie nie mają pieniędzy na jedzenie i inne podstawowe artykuły ani opłaty, gospodarka kuleje coraz mocniej, wiele zaś osób straszliwie ucierpiało w wyniku powodzi. Dalej, przesłuchania rozpoczyna Komisja Odpowiedzialności Konstytucyjnej, mająca przygotować wniosek o postawienie Glapińskiego przed Trybunałem Stanu.
Posiedzenie było zamknięte, ale dobór świadków sugerował, iż komisję ową interesować może skupowanie obligacji Skarbu Państwa przez NBP w czasie pandemii.
Taak czy owak, facet powinien ponieść odpowiedzialność polityczną, a i karna by nie zaszkodziła. Przypomnijmy, że jego zabawy stopami procentowymi przyczyniły się do nagłego i gwałtownego wzrostu inflacji przed kilku laty. Oczywiście chodziło o wspomożenie kapitalistów, którzy zyskali okazję, by po cichu spekulować cenami. Skutki społeczne w postaci pauperyzacji były fatalne. Ludzie tracili na podstawowych zakupach oraz przy uiszczaniu opłat wszelkie środki do życia; musieli się zapożyczać, by przetrwać od pierwszego do pierwszej; dotykało to pracujących, emerytów, rencistów…
Pamiętam to aż za dobrze (zresztą, wystarczy mi tylko spojrzeć na nadgarstki), bo mnie samemu inflacja wyczyściła portfel tak bardzo, że popełniłem próbę samobójczą (wpłynęła na nią oczywiście również depresja, którą „zawdzięczam” kapitalizmowi, a o jakiej wówczas jeszcze nie wiedziałem).
Obecnie ceny znowu szybko idą w górę, na co wpływ mają rzecz jasna kapitalistyczne spekulacje spowodowane katastrofa klimatyczną, powodzią czy idiotycznymi pomysły w stylu kredytu hipotecznego zero procent. Glapiński nic z tym nie robi, nie kreuje polityki monetarnej, co jest jego konstytucyjnym zadaniem, a jeśli już, to taką, którą znów będzie korzystna tylko dla klas pasożytniczo-wyzyskujących… i zabójcza dla reszty społeczeństwa. Zamiast tego przyznaje sobie podwyżki w wysokości, której prawie żaden proletariusz nie jest w stanie zarobić.
Jakież to typowe dla prawicy postsolidarnościowej, która po to oszukała w latach 80. ubiegłego stulecia jedenaście milionów ludzi, aby teraz mogła się nachapać. No to Janusz Glapiński właśnie temu się oddaje…
PS. W poniedziałek notki nie będzie, za co serdecznie przeprasza, wszystkie Czytelniczki i Czytelników.
Komentarze
Prześlij komentarz