Katecheza pana Nycza
Arcybiskup Kazimierz Nycz w tym tygodniu popisał się pomysłem. Chce mianowicie, aby katecheza szkolna (wymiar której, przypominam, zredukowany został do jednej godziny tygodniowo), była „absolutnie obowiązkowa” dla KAŻDEGO UCZNIA.
Innymi słowy, nieważne, jakiego, i czy jakiegokolwiek, wyznania jest młody człowiek, ani jaki stosunek do katolicyzmu mają jego rodzice, według pana Nycza na szkolne lekcje religii chodzić musi, i kropka. Nie są to, warto sobie uświadomić, zajęcia z religioznawstwa (powszechne w Europie Zachodniej, w Polsce też by się przydały), lecz przekazywanie treści religijnych, konkretnie oczywiście katolickich. Nic innego, jak religijna indoktrynacja. Nawiasem mówiąc, szkolna katecheza, coraz gorszej jakości, stanowi jedną z przyczyn szybkiej laicyzacji młodego pokolenia Polek i Polaków, czego kościelni hierarchowie najwyraźniej nie zauważają.
Rzecz jasna, pan Kazimierz Nycz nie martwi się o to, czy osoby uczniowskie będą wierzące, czy nie, czy też katolicyzm zakorzeni się w ich głowach. Nie zdziwiłbym się, gdyby nie interesowała go ich znajomość Dekalogu (katolicki jest INNY niż biblijny!) czy osób Trójcy Świętej (podpowiadam – Jana Pawła II wśród nich nie ma).
Jego celem są oczywiście pieniądze. Jak wiemy, liczba wiernych uczęszczających regularnie na nabożeństwa spada, częściowo z powodu laicyzacji, częściowo z przyczyn biologicznych. A to oznacza mniejsze wpływy z tacy. Tymczasem szkolna katecheza, finansowana przez państwo, czyli nas wszystkich, jest gigantycznym źródłem dochodu dla Kościoła w Polsce. Zarabiają na niej nie tylko katecheci (tu akurat większych uwag nie mam, w końcu przecież pracują(, ale też oczywiście hierarchowie (ci się pasą); wszak pieniądze muszą iść w górę struktury mafijnej… znaczy, hierarchicznej. Skoro zaś ministrze Nowackiej udało się przynajmniej zredukować liczbę godzin tychże lekcji, Kościół walczy o możliwie najwyższą frekwencję, i stąd pomysł pana Nycza.
Albowiem, gdyby katecheza rzeczywiście była obowiązkowa dla WSZYSTKICH uczniów, tak jak fizyka, chemia, język polski i obcy, itd., szkoły MUSIAŁYBY ją prowadzić; nie byłoby wytłumaczenia, że nie ma chętnych do uczestnictwa. A zatem forsa spływałaby wartkim strumieniem, księżą zaś zyskaliby łatwiejszy dostęp do dzieci… nie tylko ich umysłów.
Jak doskonale wiemy, pieniądz jest największą świętością dla purpuratów.
A że obowiązkowe lekcje religii (jakiejkolwiek!) w szkołach publicznych byłyby złamaniem zasady wolności sumienia wyznania? Kogo to w Polsce obchodzi?!!!
Komentarze
Prześlij komentarz