Nagonka na halloweenowego szatana

Trwa nam oto radośnie 31 października (gdy piszę te słowa, pogoda jest z deka pochmurna, czyli w sam raz na ów dzień), a zatem Dziady i Halloween.

Te pierwsze są słowiańskim świętem zmarłych, jakie nasi przodkowie obchodzili prawdopodobnie dwa razy w roku. Wiązało się ono z wiarą, iż w tym właśnie czasie duchy odwiedzać mogą Ziemię; bywają przyjazne, lecz mogą się też okazać wkurzone lub jawnie wrogie, przeto należy je obłaskawić, najlepiej żywnością. Do dziś w niektórych państwach słowiańskich, na przykład u naszych wschodnich sąsiadów, pozostał zwyczaj zostawiania jedzenia i alkoholu na grobach. Oczywiście z czasem Dziady wchłonięte zostały przez chrześcijaństwo, katolickie i prawosławne, ale ich elementy przetrwały, a od czasu pewnego święto owo się odradza, w formie możliwie zbliżonej do oryginału; odpowiadają za to Kościoły rodzimowiercze, co jest ich sporą zasługą, moim skromnym zdaniem. Swoją drogą, większość polskich zwyczajów związanych z upamiętnianiem zmarłych, z paleniem zniczy na czele, wywodzi się właśnie z religii słowiańskiej i z katolicyzmem ani jakimkolwiek innym odłamem chrześcijaństwa nic wspólnego nie ma.

Z kolei Halloween to spadek po tradycji celtyckiej… czyli dla nas też nie takiej znów obcej, Celtowie bowiem długo zamieszkiwali południową Polskę, a ślady ich obecności, takie jak miecze, odnajdywane są także np. na Mazowszu. Wierzyli oni, iż na przełomie października i listopada nasza rzeczywistość przenika się z zaświatami, skutkiem czego spotkać możemy przybyłe stamtąd duchy. To zaś wiąże się z zagrożeniem, toteż celem odstraszenia przybyszy zza grobu wkładano groźnie wyglądające stroje, malowano twarze, itd.; pozostałością tego jest współczesne przebieranie się za zjawy czy postacie z horrorów (choć pozostałość to całkiem rozmyta, skoro wśród halloweenowych przebieranek coraz liczniej pojawiają się stroje superbohaterów albo księżniczek Disneya). Rzecz jasna, z czasem Celtowie też się ochrzcili, a ci brytyjscy w większym bądź mniejszym stopniu zmieszali z Anglosasami, również kulturowo. Sprawiło to, że celtyckie święto zmarłych przeniknęło do kultury chrześcijańskiej i angielskiej, z tą zaś wywędrowało do Ameryki i innych kolonizowanych przez Brytyjczyków ziem. Z biegiem dekad i stuleci pierwotne elementy ulatywały, a Halloween (nazwa pochodzi od All Hallows Eve – wigilii Wszystkich Świętych) przybierało stopniowo formę dobrej zabawy i rozrywki, taką, jaką ma dziś. I w tejże właśnie zamerykanizowanej formie (warto wiedzieć, że w Irlandii jest to drugie pod względem ważności święto, po Bożym Narodzeniu) wraz z jankeską popkulturą rozeszło się na świat, trafiając również do Polski (gdzie od czasu pewnego rywalizuje z odradzającymi się Dziadami).

A w (k)raju nad Wisłą czekał katolicki kler, owładnięty żądzą panowania nad ludzkim życiem, w tym oczywiście czasem wolnym, i rozpętana przezeń nagonka. Co roku – w 2024 oczywiście też – faceci w czerni tudzież purpurze straszą, że Halloween to „kult szatana” (kłamstwo, ponieważ nigdy ono z szatanem, nieistniejącym zresztą, nic wspólnego nie miało), „droga do potępienia”, „psucie dzieci”, „zagrożenie dla nieśmiertelnej duszy” i inne podobne brednie. Kościelnym dzielnie w nagonce owej na nieistniejącego halloweenowego szatana sekundują prawicowi politycy, neofici spośród ludzi kultury czy co poniektórzy… hm… intelektualiści (???), jak również zmanipulowani i zarażeni dewocją „zwykli” katolicy.

Gwoli ścisłości dodać należy, że co poniektórzy funkcjonariusze Kościoła katolickiego poszli po rozum do głowy i zastosowawszy zasadę Jacka Kuronia: „Nie palcie komitetów, zakładajcie własne”, każdego roku urządzają marsze/nabożeństwa Holy Wins (Święty Zwycięża), stanowiące odpowiedź na halloweenową rozrywkę. Co się podczas tych wydarzeń dzieje, nie wiem, nie wiem też, czy dzieci i młodzież nie są do udziału w nich przymuszane, np. w szkole. Przeto nie oceniam.

Co do Dziadów, jako Słowianinowi są mi one całkiem bliskie, zwłaszcza, że lubię arcydzieło Adama Mickiewicza.

Co do Halloween, to nie mam nic przeciwko niemu. Sam lubię w ten dzień poczytać i pooglądać horrory. Dyń nie skrobię, za duchy ani inne stworzenia się nie przebieram, niemniej jeśli ktoś to robi i czerpie z tego radochę – proszę bardzo! Odrobina dobrego humoru nikomu jeszcze nie zaszkodziła, poza tym na serio jestem zdania, iż takie zabawy tematycznie połączone z zaświatami (konkretnie, ich kulturowymi wyobrażeniami) mogą pomóc dzieciom i młodzieży w tym, co jest dla nas wszystkich niezbędne, mianowicie z oswojeniem się ze śmiercią jako zjawiskiem naturalnym, końcowym etapem życia, który czeka każdego.

A katolicki kler niech sobie na zdrowie łże tudzież manipuluje. Tak czy owak traci rząd dusz.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Złodziej, karierowicz, prezes

Bez zasług

Współwinni