Kandydaci dla idiotów

Już w najbliższą niedzielę, 9 czerwca, wybory do Parlamentu Europejskiego. Poszczególne zatem ugrupowania prowadziły, a konkretnie do piątku włącznie wciąż prowadzą, swoje kampanie, w Polsce jak zwykle olane przez media głównego nurtu (skupiają się one na elekcjach prezydenckich, parlamentarnych i samorządowych, o tym natomiast, że te europejskie są co najmniej równie istotne, radośnie zapominają, a raczej fakt ów ignorują).

Normalne partie i koalicje, do których zaliczam Lewicę, KO i od biedy Trzecią Drogę, przedstawiają swoje pomysły na rozwój Unii Europejskiej i Polski w jej strukturach. Koncepty to lepsze lub gorsze, różnych też spraw dotyczące, niemniej łączy je euroentuzjazm, rozumiany jako poszanowanie faktu, iż Rzeczypospolita jest członkiem Unii Europejskiej, a rozwój naszego państwa zależy od unijnej kondycji gospodarczej, politycznej, społecznej, itd.

Wszelako startują też kandydaci eurosceptyczni. Wielu ich jest w komitecie Bezprawia i Niesprawiedliwości z przystawkami, a nie brak i takich, co wprost domagają się wystąpienia (k)raju nad Wisłą z UE; mowa tu przede wszystkim o Konfederacji, ale jest też jakiś komitet PolExit czy coś w ten dekiel. Z ust/mord/ryjów tychże usłyszeć można, jaka to Unia zła, ileż to Polsce zabiera, co narzuca (przeważnie „pedalstwo, lewactwo, ateizm, marksizm i Murzynów”, że o „cyklistach” nie wspomnę), toteż trzeba z niej jak najszybciej wyjść. Rzecz jasna, wszystko to kretyńskie… a zarazem straszliwie fałszywe. I, co najważniejsze, jest to świetny przykład traktowania osób wyborczych jak kompletnych idiotów z całkowicie wyjałowionymi mózgami.

Tacy skrajnie prawicowi (bo właśnie ta strona sceny politycznej osiąga mistrzostwo eurosceptycyzmu) kandydaci wcale nie startują w wyborach do Europarlamentu po to, aby Unię od środka rozwalać (jakkolwiek mogą jej oczywiście zaszkodzić, przez swą głupotę chociażby, i działanie na rzecz pozaeuropejskich mocarstw – nie dotyczy Chin), ani wyprowadzać z niej Polski. Tego ostatniego nie chcą zdecydowanie, wbrew temu, co głoszą.

Po prostu, trafnie zauważyli, że wrogie wobec UE hasła zyskują poklask u części elektoratu, no to z tego korzystają, rzecz jasna pozyskując glosy, aby uzyskać na kolejne pięć lat bezpieczną fuchę, niewiele (o ile cokolwiek) robić i brać za to kasę, z naszych podatków, ma się rozumieć. Skoro zaś osoby wyborcze skrajnej prawicy są nader łatwe do zmanipulowania – gdyby myślałby, byłoby z tym o wiele trudniej, no i nie miałyby prawackich poglądów, możliwych tylko przy zaniku procesów myśliwych, zwłaszcza, jeśli chodzi o myślenie krytyczne – ich polityczni reprezentanci znaleźli sobie krowy do dojenia. Czyli naiwniaków, co oddadzą na nich głosy, pozwalając ciągnąć forsę.

Gdyby nasze państwo struktury unijne opuściło, skrajni prawicowcy z PiS-u, Konfederacji i im podobnych hitlerowskich ugrupowań nie mieliby szans dostać się do brukselskiego koryta. Wcale zatem nie dążą do żadnego Polexitu, mimo, iż tak głoszą. Szkody, jakich mogą narobić, polegają przede wszystkim na znaczącym pogorszeniu stosunków Polski z innymi krajami członkowskimi, odcinaniem funduszy unijnych tudzież blokowaniem reform, jakie są Unii niezbędne; mogliśmy to obserwować pod nie-rządami PiS-u.

Naturalnie, Polska nie jest jedynym państwem, z którego tacy zerowej jakości politykierzy startują w najbliższych wyborach. Chyba we wszystkich krajach członkowskich eurosceptyczna skrajna prawica działa i kandyduje na poziomie lokalnym tudzież europejskim. Problemem staje się to wówczas, gdy wybija się ona poza polityczny margines. A tak jest chociażby w Niemczech, Francji, Włoszech… Polska na tym tle wypada źle, ale wcale nie tak znowu najgorzej.

Wszędzie, gdzie takie paskudne indywidua się pojawiają, liczą na zidiocenie swojego elektoratu. Skala ich poparcia jest wprost proporcjonalna do liczby głosujących na nich osób.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Złodziej, karierowicz, prezes

Zgon fanatyczki

Bez zasług