Wyprodukowane w Unii Europejskiej

Chińskie samochody stają się coraz popularniejsze w państwach europejskich. Na drogach, również polskich, przybywa aut MG (marka niby brytyjska, wszelako po bankructwie przejęta przez Chińczyków, przez nich odbudowana i postawiona na nogi), do szturmu szykuje się koncern BAIC i jego samochody Beijnig (Pekin), Volvo chińskie jest już od dłuższego czasu… A to dopiero początek.

Pojazdy z Państwa Środka kuszą rozsądniej niż w przypadku większości europejskiej, japońskiej czy koreańskiej konkurencji skalkulowanymi cenami – nie piszę: „niskimi”, takich bowiem na rynku samochodowym już nie ma – całkiem niebrzydką stylistyką, niezłym wyposażeniem, jak również rozwiązaniami technologicznymi i jakością, które wcale nie odstają na niekorzyść od innych aut.

Jako się rzekło, kolejni chińscy producenci wchodzą do Unii Europejskiej. Przykładowo, na dniach na kilku pierwszych unijnych rynkach, w tym polskim (ofensywa jest szeroko zakrojona, skoro do końca bieżącego roku ma nad Wisłą powstać trzydzieści salonów dealerskich), zadebiutuje Omoda, czyli marka należąca do wielkiego koncernu Chery. Na pierwszy ogień pójdzie model Omoda 5, kompaktowy crossover, który dostępny będzie w wersji benzynowej oraz elektrycznej; ceny zaczynają się poniżej 130 tys. zł, co jak na dzisiejsze czasy, biorąc pod uwagę bogate wyposażenie, wcale nie jest wygórowaną kwotą. Na zdjęciach samochód ten prezentuje się bardzo ładnie, więc klientów może przyciągnąć.

Co jest w nim takiego ciekawego? Ano to, że prawdopodobnie stanowi zwiastun nowych czasów. Auto jest bowiem chińskiej marki, lecz produkowane (do dobra - montowane) w Hiszpanii.

Jasne, koncern Chery ulokował produkcję Omody w ojczyźnie Cervantesa zapewne po to, aby uniknąć ceł, jakie na chińskie pojazdy nałożyć zmierza Komisja Europejska (niezbyt to uczciwe), a także dlatego, że transport stamtąd na rynki europejskie będzie tańszy niż z Chin, co korzystnie przełoży się na cenę auta; będzie też szybszy, a to pomoże pozyskać klientów.

Nie oszukujmy się jednak – głównym czynnikiem decydującym o ulokowaniu inwestycji w danym regionie, państwie czy nawet kontynencie, są ceny siły roboczej – im niższe, tym z punktu widzenia planowanych zysków lepsze. Dotyczy to każdego rodzaju produkcji, ale w przypadku bardziej kosztownych i skomplikowanych, a zatem wymagających więcej nakładów inwestycyjnych wyrobów, takich właśnie jak samochody, czynnik ten odgrywa decydującą bodaj rolę. A to oznacza, iż Chery nie otworzyłby fabryki ani w Hiszpanii, ani w żadnym innym kraju UE, gdyby europejscy robotnicy nie byli konkurencyjni cenowo wobec chińskich. Całkiem nawet możliwe, iż Hiszpanie pracowali będą przy montowni aut TANIEJ niż ich koledzy z Państwa Środka (aczkolwiek, jak na miejscowe warunki, zapewne nie będą to niskie zarobki).

Nie byłoby w tym nic dziwnego; rozwój gospodarki Chińskiej Republiki Ludowej – czyli państwa, które ma obecnie najlepszy system społeczno-ekonomiczny na świecie – stale postępuje, sprawiając, iż tamtejsze społeczeństwo (acz w różnym stopniu w różnych regionach tego gigantycznego kraju) się bogaci, zaś wzrost jakości produkcji (dziś chińskie towary zdecydowanie nie są tandetne; wiele z nich, taka na przykład elektronika, przebija pod wieloma względami konkurencję) przekłada się na wzrost płac. Tymczasem kapitalistyczna Europe (podobnie zresztą jak USA i inne państwa amerykańskie oraz większość zachodnich) od dawna gospodarczo się zwija, a w lepszych przypadkach tkwi w stagnacji. Hiszpania, skoro już przy niej jesteśmy, strasznie mocno oberwała podczas niedawnego kryzysu ekonomicznego, bezrobocie było tam ogromnie wysokie, pauperyzacja poczyniła znaczne spustoszenia, toteż nie sądzę, bym się pomylił, pisząc, iż fabryka koncernu Chery jest tam mile widziana. Zresztą, ubożenie wielu europejskich i w ogóle zachodnich społeczeństw jest widoczne gołym okiem, zaś chińskie inwestycje mogą wkrótce być jedynym sposobem na podtrzymanie naszych gospodarek. Już niejedną europejską markę Chińczycy uratowali.

Zdają sobie z tego sprawę Francuzi, gdyż składają oni oraz bardziej kuszące oferty koncernom motoryzacyjnym z Chińskiej Republiki Ludowej.

Tak oto chiński system gospodarczy, czyli wersja socjalizmu nazywana przez profesora Grzegorza Kołodkę „chinizmem”, radośnie wygrywa konkurencję z gnijącym zachodnim kapitalizmem, który utracił impuls do rozwoju.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Złodziej, karierowicz, prezes

Zgon fanatyczki

Bez zasług