Misja pana Szymona

Szymon Hołownia, publicysta, który od lat kilku bawi się w politykę, zasiadł w fotelu Marszałka Sejmu, zgodnie z koalicyjnym uzgodnieniem. Po dwóch latach zastąpić go ma Włodzimierz Czarzasty; rotacja ta wydaje się ciekawym pomysłem, zobaczymy, jak się sprawdzi.

Czas showmaństwa – bo pan Hołownia do tej pory był na scenie politycznej właśnie showmanem – skończył się zatem radośnie, zaczęło się piastowanie naprawdę poważnego, nader istotnego stanowiska w państwie. A zarazem wypełnianie ogromnie trudnej misji, jaką będzie pozostawionego w parlamencie przez PiS szlamu, guana tudzież innych nieczystości.

Libkowa banieczka pęka z zachwytu, jaki to nowy Marszałek Sejmu wspaniały. Niby trudno się dziwić, bo trzeba uczciwie przyznać, że Szymon Hołownia piastować swoje nowe stanowisko zaczął dobrze. Ma też całkiem niezłe pomysły na usprawnienie pracy izby niższej polskiego parlamentu i cofnięcie antydemokratycznych działań PiS-owskich, jakie zepsuły jej funkcjonowanie. No i naprawdę musiałby się mocno postarać, aby spartolić sprawę bardziej niż jego poprzedniczka, bądź przynajmniej wypaść tak źle jak ona.

Oczywiście życzę mu, aby był dobrym Marszałkiem. Czyli takim, który najzwyczajniej w świecie będzie przestrzegał Konstytucji RP, regulaminu Sejmu i podstawowych zasad parlamentaryzmu. A także nie pozwoli się podporządkować prezydentowi (czyli najpierw udającemu go Dudzie, a za dwa lata jego następcy, ktokolwiek nim będzie), premierowi (niezależnie, kto nim zostanie), kapitalistom oraz Kościołowi katolickiemu; największe zagrożenie widzę w dwóch ostatnich ośrodkach.

Nie ulegam jednak ciągotom do zachwycania się panem Hołownią. Nie zamierzam padać przed nim na klęczki (o twarzy nie wspominając) i wznosić peany na jego cześć. Na tej samej zasadzie nie wylewam na niego pomyj. Ani nie popadam w żaden z niezliczonych stanów pośrednich. Jasne, jak napisałem wyżej, uważam, że dobrze zaczął swoją kadencję, niemniej na wystawianie ocen pełnienia przez niego funkcji Marszałka Sejmu jest zdecydowanie za wcześnie. To tak, jak gdyby zachwycić się całą powieścią liczącą pięćset stron po przeczytaniu zaledwie pierwszych pięciu.

Były publicysta może okazać się wybitnym Marszałkiem Sejmu i zapisać się złotymi literami w historii polskiego parlamentaryzmu. Lub przeciwnie – istnieje możliwość, że wypadnie nader blado (choć nie przypuszczam, iż aż tak, jak wypadła Witkowa). Albo będzie mniej lub bardziej solidnym przeciętniakiem, który ani nie zrobi nic szczególnie dobrego, ani nie wyrządzi szkód. Czas pokaże.

Absolutnie nie przekreślam jego szans, niemniej pamiętam, że jest on politycznym amatorem, który na dobrą sprawę dopiero zdobywa pierwsze profesjonalne szlify. Oznaczać to może (MOŻE, nie MUSI!!!), że piastowanie funkcji Marszałka Sejmu zwyczajnie go przerośnie, okaże się dla niezbyt zbyt trudnym wyzwaniem. A w takim wypadku z utęsknieniem czekali będziemy na znacznie bardziej doświadczonego i zaprawionego w bojach Włodzimierza Czarzastego. Ponadto, Bezprawie i Niesprawiedliwość pozostawiło po sobie w całej Polsce, a zatem również w Sejmie, straszliwy bajzel, posprzątanie którego z całą pewnością nie będzie prostym zadaniem. Nie wystarczy zmienić bieg rzeki i puścić ją przez stajnię Augiasza, jak to wykoncypował Herakles, aby zmyć PiS-owski szlam.

Co do samych zachwytów liberalnej banieczki… Cóż, wydają mi się one cokolwiek dziecinne i naiwne, poniekąd urągające powadze sytuacji.

I tyle w temacie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor