Rozproszona odpowiedzialność

W Andrychowie czternastoletnia dziewczynka zmarła na hipotermię (wychłodzenie). Organa ścigania zajmują się sprawą, media zaś, od klasycznych po społecznościowe, pomstują na znieczulicę tudzież obojętność (jak zwykle w tego typu tragicznych sytuacjach). Dziecko bowiem znajdowało się w miejscu publicznym, mijali je liczni przechodnie, ale udzielenia pomocy na czas się nie doczekało. Internauci piszący komentarze są wściekli, czemu oczywiście trudno się dziwić.

Znieczulica w znacznej mierze wynika z kapitalistycznej propagandy, która wmawia nam, iż „każdy jest kowalem własnego losu” (bzdura totalna, wyzbyta nawet elementarnej logiki), toteż, jeżeli nastolatka zamarza na ulicy, widocznie „sama jest sobie winna”.

Druga sprawa to obojętność, którą wielu z nas pozostaje dotkniętych. Ona też jest, w jakiejś przynajmniej mierze, kwestią systemową, albowiem kapitalizm sprawia, że jesteśmy zagonieni, przemęczeni, a zatem skupieni na sobie i ewentualnie najbliższych osobach, wobec zaś tego, co dzieje się naokoło, zachowujemy bierność; nie obchodzi nas rozjechany kot, nie obchodzi nas zamarzająca na śmierć dziewczynka, nie obchodzi nas kobieta w ciąży przerzucona przez drut kolczasty, nie obchodzi nas dziecko płonące w białym fosforze w miejscu ogarniętym wojną… I tak dalej.

Jest też jeszcze inny czynnik, który w tym jakże tragicznym przypadku mógł zadziałać. Mowa o pewnej cesze naszego gatunku, która korzystnie o nas zdecydowanie nie świadczy. Jest to zasada rozproszonej odpowiedzialności, dobrze opisana w psychologii społecznej.

Otóż, widząc jakieś nieszczęście – może to być pożar, wypadek samochodowy, chory lub ranny człowiek, nastolatka w stanie daleko posuniętej hipotermii czy cokolwiek w ten dekiel – jeśli wokół są też inni ludzie, zwłaszcza w dużej liczbie, wykazujemy pewną niechęć do niesienie pomocy. Zakładamy bowiem, mniej lub bardziej świadomie, że udzieli jej ktoś inny, bardziej do tego predestynowany. Przykładowo, gdy ktoś stojący w długiej kolejce upada, wielu innych jej członków nie rusza się z miejsca, sądząc, iż jest wśród nich lekarz lub sanitariusz, który z pewnością pomoże. I tak przenosimy swoją odpowiedzialność za to, co się dzieje wokół nas, na innych ludzi z tłumu, następuje więc jej rozproszenie, stąd nazwa zasady. Skutki bywają tragiczne, bo w końcu pomocy nie udziela nikt. Czasami dochodzi do tego strach, że jeśli udzielmy jej źle, zostaniemy ukarani (tymczasem polskie prawo takich kar nie zakłada, za to może nałożyć negatywną sankcję za bezczynność).

Czy tak właśnie stało się w Andrychowie? Nie wiem, nie oceniam, nie wyrokuję, sprawę muszą wszak wyjaśnić odpowiednie organa (za coś w końcu płacimy podatki, nie?), a ja mam zbyt mało informacji, by ferować wyroki. Niemniej, tak być mogło.

Zasada rozproszonej odpowiedzialności, jako cecha naszego gatunku, przynieść może tragiczne konsekwencje nie tylko dla poszczególnych jednostek, lecz także dla zbiorowości, w tym społeczeństwa. Dzieje się tak chociażby wówczas, gdy przełoży się na politykę. Ot, taka bierność wyborcza, o której wiele wiemy. Po co mam iść na wybory, jeden głos nic nie zmieni, niech inni głosują… No i w efekcie mniejszość, która na elekcję się wybierze, wybiera rządzących dla większości. Jakże często są to rządzący nader kiepscy, a bywa, że ogromnie niebezpieczni. Polityczna bierność osób obywatelskich, wynikająca w znacznej mierze z zasady rozproszonej odpowiedzialności, stanowi jeden z elementów funkcjonowania różnorakich dyktatur; z PiS-owską też tak było (i obyśmy nie zaliczyli powtórki ani czegoś jeszcze gorszego!).

Czy można to przełamać, wyrwać się z zaklętego kręgu? Owszem, potrzeba tylko pewnego samozaparcia i chwili zastanowienia. Można się tego nauczyć. A w dziedzinie udzielania pomocy cierpiącym, trzeba również dozy odwagi, niekoniecznie wielkiej. Tu wszelako pojawia się poważny problem, nikogo bowiem nie wolno – ani nawet się nie da – zmuszać do heroizmu…

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor