Pas biednego

Czarnek Przemysław, hitlerowski minister ciemnoty w nie-rządzie Bezprawia i Niesprawiedliwości, poradził, aby celem radzenia sobie z inflacją „jeść mniej i taniej” (serio!). Nie wiem, co to jego zdaniem oznacza – chleb z wodą raz na tydzień? – i nie chcę wiedzieć. Wcześniej niejaki Duda Andrzej, udający prezydenta, radził w tej samej sprawie, by zacisnąć zęby i wykazać optymizm. Inni PiS-owcy przypomnieli o możliwości zbierania chrustu. Morawiecki Mateusz, premier nie-rządu Jarosława Kaczyńskiego, proponuje ocieplać domy przed zimą (najlepiej mchem). I tak dalej.

Nie tylko politykierzy Bezprawia i Niesprawiedliwości opowiadają takie brednie. Oszczędzanie radzą obywatelkom i obywatelom Polski również ekonomiści niepowiązani z tą mafią/sektą, za to wykazujący się tym samym, co cała nasza prawica (czyli PiS też, gdyby ktoś miał wątpliwości), neoliberalnym tokiem „myślenia” (cudzysłów nieprzypadkowy). Oni wszyscy nie dostrzegają, iż Polacy nie mają JAK oszczędzać (nie tak dawno temu o tym pisałem), gdyż niestabilne zatrudnienie i niskie zarobki jeszcze przed początkiem inflacyjnego galopu często nie pozwalały na odłożenie forsy na czarną godzinę, a obecnie rosnące praktycznie z dnia na dzień ceny i skaczące w górę z miesiąca na miesiąc opłaty pożerają nasze dochody, spychając coraz więcej osób w biedą, a często skrajną nędzę – czyli taką, co zagraża ludzkiemu zdrowiu i życiu! Jak niby miałby wygenerować oszczędności ktoś, czyje zarobki nie wystarczają już nie od pierwszego do pierwszego, ale od pierwszego do piętnastego?

PiS-owcy zresztą nie stanowią wyjątku, jeśli chodzi o oderwanie polskiej prawicy od rzeczywistości, w jakiej żyjemy my, zwykli obywatele i obywatelki. Pamiętacie „Niech siostra znajdzie lepszą pracę i weźmie kredyt” Bronisława Komorowskiego sprzed siedmiu lat? To zdanie sprawiło, że kandydat PO na prezydenta zaprzepaścił szanse na drugą kadencję; stanowiło jeden z głównych czynników jego wyborczej porażki z Dudą, ponieważ jasno pokazało, iż polityk ten nie tylko nie wiedział nic o niestabilności bytowej młodego pokolenia naszych obywatelek i obywateli, ale też miał ich problemy tam, gdzie słońce nie dociera. W każdym razie, to identyczny tok „myślenia” (cudzysłów oczywiście znów nieprzypadkowy) i nieznajomość realiów, co u PiS-owców czy neoliberalnych pseudo-naukowców.

Polska prawica nie wymyśliła w tym zakresie niczego nowego. W każdym państwie kapitalistycznym, rządzonym przez partie prawicowe, to obywatele biedni – a coraz częściej również ci dotychczas średniozamożni, którzy padają ofiarami postępującej pauperyzacji – zmuszani są do zaciskania pasa. To na nich bowiem prawicowcy przerzucają koszta funkcjonowania kapitalizmu, czyli przede wszystkim finansowania i utrzymywania swoją ciężką pracą bogactwa prywatnych właścicieli środków produkcji, to oni też muszą w największym stopniu ponosić finansowe konsekwencje kryzysów ekonomicznych, w jakie kapitalizm ze swej natury często popada. Ową patologię widać szczególnie wyraźnie w tych państwach, gdzie zatriumfował neoliberalny (lub neokonserwatywny, jak określa się go – trafniej – w USA), czyli skrajnie wolnorynkowy model gospodarczy, kastrujący politykę społeczną do minimum lub wręcz do zera. Polska od czasu wdrożenia zbrodniczego planu Balcerowicza jest tu jednym z przykładów.

Mniej- oraz średniozamożni obywatele (k)raju nad Wisłą zmuszeni są do zaciskania pasa od przeszło trzydziestu lat (a wielu ludzi musiało to robić jeszcze w latach 80. kiedy to skutki załamania systemu z Bretton Woods oraz konsekwencje działań „Solidarności” wpędziły gospodarkę PRL-owską w kryzys), ponosząc koszta złych rządów prawicy postsolidarnościowej, czyli dzisiejszego POPiS-u. Tak działo się chociażby, kiedy ludzie masowo tracili pracę, a zatem źródła utrzymania, bo Balcerowicz i inne solidaruchy na amerykański rozkaz niszczyły zakłady przemysłowe oraz PGR-y. Reforma walutowa Balcerowicza też wyczyściła kieszenie bynajmniej nie bogaczy. Stopniowe likwidowanie świadczeń socjalnych waliło w osoby potrzebujące, w tym przewlekle chore i niepełnosprawne. Platforma Obywatelska, rządząc, rzekomo „walczyła z kryzysem”, zamrażając płace w budżetówce, co walnęło w dochody wielu rodzin, a także Fundusz Pracy (skutkiem czego osobom szukającym zatrudnienia znacznie trudniej było je znaleźć), cięła też równo zasiłki, w tym – co było szczególnie chamskie – pogrzebowy; o dopuszczeniu do rozplenienia generujących biedę umów śmieciowych nie chce mi się nawet przypominać. Ciągłe podwyżki opłat pod PiS-owskim nie-rządem oraz jego polityka pro-inflacyjna też wszak nie walą w burżujów.

A teraz te solidaruchy plują w twarz ludziom, których same doprowadziły do nędzy, oświadczając im, że „muszą oszczędzać, mniej jeść i zbierać chrust”. Nic nowego od 1989 roku.

Jak wiemy, kapitalizm jest systemem społeczno-ekonomicznym, służącym WYŁĄCZNIE prywatnym właścicielom środków produkcji – kapitalistom, klasie posiadającej i pasożytniczo-wyzyskującej, a zarazem panującej. Konta jej przedstawicieli mogą jedynie pęcznieć od kolejnych milionów, a nawet miliardów, polityka zaś ich prawicowych pachołków ma za zadanie nie dopuścić do tego, by wyciekły z nich najdrobniejsze choćby sumy, nawet w czasach kryzysów. Cała natomiast reszta poszczególnych społeczeństw może sobie zdychać z głodu, byleby przed śmiercią zdążyła popracować i zafundować kapitalistom nowe luksusy.

W Polsce tak działają PiS, PO, Konfederacja… A my, biedni i średniozamożni, musimy ciągle zaciskać pasa.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor